Przez cały weekend Polak był jedynym zagrożeniem dla zawodników Red Bulla. Ich samochody, zaprojektowane przez genialnego Adriana Neweya, czują się na szybkich łukach Suzuki jak ryby w wodzie. Zresztą wody w ten weekend było aż nadto – sobotnia ulewa spowodowała przesunięcie sesji kwalifikacyjnej na niedzielny poranek. Był to dopiero drugi taki przypadek w historii Formuły 1, a do poprzedniego doszło równo przed sześciu laty, także na Suzuce. Wówczas kierowcom dał się we znaki tajfun Ma-on, tym razem była to zwykła, choć obfita ulewa.
Kubica już na treningach zasygnalizował wysoką formę, choć próbował ją maskować uwagami o niezbyt idealnie dostrojonym samochodzie. Nie inaczej było w przesuniętych kwalifikacjach: w dwóch pierwszych segmentach uzyskiwał słabsze czasy, ale w decydującej próbie w magiczny sposób nagle przyspieszył, a lepsze czasy uzyskali tylko faworyci z Red Bulla oraz Lewis Hamilton. Anglik nie miał jednak w ten weekend szczęścia: w piątek rozbił samochód, w sobotę wymieniono mu skrzynię biegów przed upływem regulaminowych czterech weekendów Grand Prix i za karę został cofnięty o pięć miejsc na starcie, z trzeciego na ósme.
Pech Hamiltona był szczęściem Kubicy: Polak przesunął się na trzecie pole startowe i do wyścigu ruszał z czystej, bardziej przyczepnej strony toru. Świetnie wykorzystał ten atut i już na pierwszych metrach poradził sobie z Webberem.
– Robert wspaniale wystartował, ale sprint do pierwszego okazał się dla niego zbyt krótki i utrzymałem się na czele – mówił po wyścigu Vettel. – Miał niesamowity start, najlepszy z całej pierwszej piątki. Wystrzelił do przodu jak z armaty – wtórował zespołowemu koledze Webber.
Nie na wiele się to jednak zdało. Jeszcze na prostej startowej Witalij Pietrow po trąceniu Nico Hulkenberga wylądował w barierze, a kilkaset metrów dalej Felipe Massa próbował wyprzedzać rywali po trawie i staranował Vitantonio Liuzziego. Sędziowie wysłali do akcji samochód bezpieczeństwa i właśnie w trakcie neutralizacji Kubica stracił szansę na podium.