Mimo upływu lat i wszczepionych by-passów, nie zamierza przechodzić na emeryturę. Wciąż ma zapał, nowe projekty w głowie, i marzy, by z Formułą 1 wjeżdżać na nowe terytoria. Po Chinach, Malezji, Abu Zabi przyszedł czas na Grand Prix Korei, za rok do kalendarza dołączą Indie, a w 2014 roku wyścig w Rosji.
A zadowolić małego Brytyjczyka i dostać wyścig F1 nie jest łatwo. Rosja starała się od lat 80. Proponowała kilka lokalizacji w Moskwie, w Petersburgu. Gotowy był już nawet projekt toru niedaleko stolicy, przygotowany przez Hermanna Tilkego. Dopiero gdy w sprawę na serio zaangażował się Władimir Putin i przekonał rosyjskich biznesmenów do poparcia inicjatywy, a rosyjskie firmy (szczególnie Łada) zaczęły się reklamować na bolidach, udało się dobić targu.
Sześcioletnia umowa będzie warta ok. 40 mln dolarów rocznie. Nic dziwnego, że Ecclestone się cieszy. – Mam szczerą nadzieję, że Formuła 1 odegra dużą rolę w tym, co dzieje się w Soczi – zacierał ręce po podpisaniu porozumienia. Wszystko jest dobrze wyreżyserowane. Miejsce i czas akcji wybrano bardzo starannie. O Soczi i tak jest głośno przy okazji organizacji zimowych igrzysk olimpijskich.
Do gry wchodzą nowi, a los starych przyjaciół Ecclestone’a nie obchodzi. Nie nadążasz finansowo? Mówimy ci „do widzenia”. Nawet angielski tor Silverstone na rok wypadł z obiegu, bo nie był w stanie spełnić wymagań, nie powinni się łudzić w Belgii (Ecclestone już zapowiada, że tamtejsze Grand Prix może uratować tylko belgijski rząd) ani nawet w Monako. Szef Formuły 1 daje do zrozumienia, że kasyna Monte Carlo nie przekonają go, jeśli do tego nie pojawią się silniejsze argumenty.
Ecclestone przyznaje, że nie wierzy w demokrację. Niedawno znowu przyznał, że Adolf Hitler to dla niego facet, który był przede wszystkim skuteczny. Podobał mu się jego styl zarządzania, choć w jego opinii „na końcu stracił orientację”. Ecclestone potrafił też znaleźć dobre strony w reżimie Saddama Husajna, który „potrafił utrzymać spokój w Iraku”.