Spośród kwartetu pretendentów największe szanse ma teoretycznie Fernando Alonso. Hiszpan prowadzi w punktacji i zna już smak triumfu, bo w latach 2005-06 w Renault dwa razy z rzędu zdobywał mistrzostwo świata. Jednak w tym sezonie jego Ferrari szybkością ustępuje samochodom Red Bulla, a za sprawą usterek z pierwszej części sezonu Alonso jest w nieciekawej sytuacji, jeśli chodzi o silniki. Regulamin ogranicza ich liczbę do ośmiu na sezon, a Hiszpan ostatni dostał już kilka wyścigów temu i teraz nie może sobie pozwolić na defekt. Alonso potrzebuje w niedzielę zwycięstwa lub drugiego miejsca. Tytuł daje mu także trzecia pozycja, pod warunkiem, że nie wygra Mark Webber.
Australijczyk traci osiem punktów do kierowcy Ferrari. Sebastian Vettel, trzeci w klasyfikacji - 15 punktów. Niemiec jest szybszy od swojego kolegi z zespołu, ale częściej zdarzają mu się błędy i defekty. Red Bull oficjalnie twierdzi, iż nie będzie tzw. poleceń zespołowych, które mogłyby zapewnić mistrzostwo świata Webberowi. Jeśli powtórzy się scenariusz z Grand Prix Brazylii i kierowcy austriackiego zespołu odniosą podwójne zwycięstwo, wygrana Australijczyka da mu mistrzowski tytuł. – Jednakowo wspieramy obu kierowców – powtarza jak mantrę szef zespołu Christian Horner. – Wszystko zależy od ich decyzji. Wiem, że zrobią wszystko co mogą najlepszego dla zespołu.
Zatem w sytuacji, w której w wyścigu prowadził będzie Vettel przed Webberem i Alonso – tak, jak miało to miejsce w minioną niedzielę na Interlagos – los mistrzowskiego tytułu będzie w rękach młodego Niemca. Czy zdecyduje się pomóc koledze z zespołu i oddać mu wygraną? Taki scenariusz może się obrócić przeciwko niemu. Nawet na ostatnim zakręcie wyścigu czerwone Ferrari lidera punktacji może odmówić posłuszeństwa (– Nie zmartwię się, jeśli zobaczę dym wylatujący z samochodu Alonso – mówił Vettel po zwycięstwie w Brazylii), a wtedy wygrana Vettela dałaby mu mistrzowski tytuł. Przy drugiej lokacie Webbera obaj kierowcy Red Bulla mieliby tyle samo punktów, ale Niemiec będzie miał więcej zwycięstw i on zostanie mistrzem.
Lewis Hamilton by zdobyć tytuł musi wygrać wyścig i liczyć na to, że Alonso nie zdobędzie ani jednego punktu, Webber będzie co najwyżej szósty, a Vettel najwyżej trzeci. – Wiem, że muszę zwyciężyć, ale i to może nie wystarczyć – mówi były mistrz świata. – Presja nie jest więc taka sama, jak w sezonach 2007 i 2008 [kiedy Hamilton walczył w ostatnim wyścigu sezonu o mistrzostwo – raz przegrał tytuł, rok później na ostatnim zakręcie Grand Prix Brazylii zyskał pozycję dającą mu tytuł - red.]. To nie oznacza, że brakuje mi determinacji czy motywacji. Widzieliśmy już w tym sezonie, że mistrzostwa są nieprzewidywalne, a ostatni wyścig też taki będzie. Wiem z doświadczenia, że walka toczy się do samej mety.
Robert Kubica skupia się głównie na wyzwaniach związanych z samą jazdą po arabskim torze. – To bardzo malowniczy obiekt – przyznaje kierowca Renault. – Kiedy w zeszłym roku przespacerowałem się po nim przed weekendem Grand Prix, spodziewałem się łatwego wyprzedzania w kilku miejscach. Okazało się jednak, że w wyścigu było dużo mniej akcji niż myślałem. Sesje treningowe rozgrywane były za dnia, a kwalifikacje i wyścig po zmroku. Warunki były więc zupełnie inne, ze względu na temperaturę balans samochodu bardzo się zmieniał. Teraz jesteśmy na to przygotowani, bo mamy doświadczenie z zeszłego roku.