Tenis, Karol Stopa, Challenger w Gdyni

Informację o tym, że Wiktor Archutowski został wiceprezesem Polskiego Związku Tenisowego ds. marketingu, odebrałem wyjątkowo pozytywnie.

Aktualizacja: 15.12.2010 00:11 Publikacja: 15.12.2010 00:07

Człowiek, który zajmował się gwiazdami światowych kortów, a ostatnio był menedżerem sióstr Radwańskich, ma wystarczające doświadczenie i kontakty, by ruszyć w końcu kilka spraw strategicznych dla polskiego tenisa.

Po tym, jak nasz kraj zniknął z kalendarza turniejów ATP oraz WTA, PZT poszedł po rozum do głowy i zamierza zbudować imprezę nową. Tym razem jednak już swoją własną. Władze światowego tenisa dały nam zgodę, ale właśnie pod warunkiem, że powstanie turniej związkowy. Na początek w połowie lipca w Gdyni duży challenger ATP. Docelowo, za kilka lat, może nawet impreza dla pań i panów jednocześnie.

Pomysłów i propozycji jest więcej. Szef wyszkolenia PZT Wojciech Andrzejewski zgłosił koncepcję dotarcia z tenisem do władz samorządowych. Być może gotowym projektem dla wójtów i burmistrzów będzie najnowsza akcja Międzynarodowej Federacji Tenisowej (ITF) „Play and Stay”, uzupełniona o spolszczoną już wersję uczenia najmłodszych „Tennis 10s”. W dużym skrócie chodzi o grę na małych polach, lżejszymi rakietkami i kolorowymi piłkami, tak by dzieci miały frajdę i zostały przy tenisie.

Sport ten w Polsce wystarczająco długo postrzegano jako zabawę bogatych snobów, na dodatek mocno podejrzaną ideologicznie

i niezasługującą na pomoc państwa. PZT to było biuro turystyczne dla funkcjonariuszy rozmaitej maści traktujących związek niczym folwark. Klimat sprzed ćwierćwiecza i wcześniej oddaje historia, jaką usłyszałem kiedyś od starszego pracownika centrali. Kontrola z ministerstwa wykryła, że jeden z zacnych panów prezesów narobił straszliwych długów. Nie było to zaskoczenie dla ówczesnej załogi biura, bo księgowy co rusz woził szefowi spore kwoty na pokrycie wystawnych kolacyjek. Kontroler, opuszczając lokal, z rozbrajającą szczerością oświadczył: „Na moje oko będzie albo pożar, albo włamanie”. Na drugi dzień lokal PZT został doszczętnie okradziony ze wszystkich ważnych dokumentów.

Bardzo dużo czasu musiało upłynąć, nim do sterowania polską federacją przebili się w końcu ludzie ogarnięci autentyczną pasją. Jak słucham dziś prezesa Jacka Ksenia albo Magdaleny Rejniak-Romer, odpowiedzialnej w zarządzie za upowszechnianie tenisa, to nie mam wątpliwości, że mówią do mnie osoby, które tym sportem żyją i dałyby się pokroić za swoje poglądy oraz pomysły. Podczas zorganizowanego przez magazyn „Tenisklub” i PZT panelu dyskusyjnego „Jaka jest przyszłość polskiego tenisa?” usłyszeliśmy wiele ciekawych i mądrych wystąpień. Z klubowej kawiarenki WTS Deski wracałem w śnieżycę, która wybijała z głowy jakikolwiek optymizm.

A jednak ciepło pomyślałem sobie o jutrze mojej ukochanej dyscypliny.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?