[b]Rz: Wszyscy pytają was, czy uda się wywalczyć wreszcie złoty medal na mistrzostwach świata?[/b]
Mariusz Jurasik: Tak. Z turnieju na turniej jest coraz ciężej, kolejny raz uważa się nas za faworytów. Jesteśmy zgraną drużyną i mamy wiele indywidualności. Wyjść z grupy na pewno się uda, ale chciałbym zajść dalej, w finale spotkać się z Francją i wreszcie wygrać. Pokonując takiego rywala, można byłoby się poczuć mistrzem pełną gębą.
[b]Jest wśród was ktoś, kto nie narzeka teraz na żaden uraz?[/b]
Nie sądzę. Chyba Piotrek Wyszomirski, ale on jest młody i szybciej się regeneruje. Mnie, jak czasami połamie, to rano nie mogę dojść do siebie. Od czterech lat w Polsce uchodzimy za gladiatorów, którzy nie narzekają na ból, a to zobowiązuje... A stało się tak, bo na turnieju, gdy wywalczyliśmy wicemistrzostwo świata, było wielu dziennikarzy, którzy piłkę ręczną widzieli pierwszy raz w życiu i nie spodziewali się aż takiej walki. Tu rzeczywiście nie ma miejsca dla mięczaków. Wiadomo – bać się w życiu trzeba, ale przecież nie można cofnąć ręki. Mecz to emocje, adrenalina. Potem przychodzi rzeczywistość i wizyta w szpitalu. Ale na to już nie patrzą kibice.
[b]Charakteru drużynie dodał też Karol Bielecki, który po stracie oka stwierdził, że nic wielkiego się nie stało.[/b]