[b]Rz: Gdzie jest granica ryzyka w tym, co robicie poza torem Formuły 1?[/b]
[b]Mark Webber:[/b] To oczywiste, że musimy czymś wypełnić nasze życie poza wyścigami. Ludzie tacy jak my lubią ryzyko i podejmują je częściej niż inni. Miałem upadki na rowerze górskim, bo ryzykowałem za bardzo. Kierowcy od zawsze pakowali się w kłopoty poza torem, w różnych okolicznościach. Tom Kristensen (ośmiokrotny zwycięzca wyścigu 24 godziny Le Mans – przyp. red.) doznał kiedyś poważnej kontuzji stopy, grając w badmintona z własnym synem. Są oczywiście bardziej i mniej ryzykowne dyscypliny, ale Robert Kubica kocha rajdy. W zeszłym roku na Monzy poszedłem z nim na obiad – przez półtorej godziny opowiadał mi o jakimś rajdzie i oczy mu się świeciły.
[b]Wspomniał pan o swoich kontuzjach. Co jest ważniejsze przy walce o powrót na tor: psychika czy forma fizyczna?[/b]
Moje kontuzje to zadrapanie paznokcia w porównaniu z tym, co spotkało Roberta. Ludzie mogą mówić, co chcą, ale wszystko rozegra się na tych kilku centymetrach pomiędzy uszami. Pierwsza kwestia jest taka, czy będzie chciał wrócić. Pytania będą przychodzić i odchodzić w najbliższych miesiącach, a decyzję musi podjąć sam. To, czy będzie w stanie wrócić, to kwestia drugorzędna. Dobrze, że żyje, już rozmawia, rozpoznaje swoje ukochane osoby. Powrót na tor byłby ekstrapremią.
[b]Nie musimy się chyba martwić tym, czy chce. Prosił już zespół o przesłanie mu danych z testów w Jerez...[/b]