Pieniądze, których PZPN nie chce

W PZPN wszyscy są zapatrzeni w pierwszą reprezentację i mistrzostwa Europy w Polsce, zapominając o szkoleniu dzieci, które powinny grać w klubach za kilka lat

Aktualizacja: 24.02.2011 19:49 Publikacja: 24.02.2011 17:44

Tomasz Zabielski

Tomasz Zabielski

Foto: Fotorzepa, Darek Golik

„Przegląd Sportowy i Telewizja Polska przyznały panu nagrodę czempiona w kategorii „Animator sportu amatorskiego". Pańscy szefowie w PZPN się ucieszyli?

Tomasz Zabielski:

Nagrodę wręczono mi w sobotę na gali w Teatrze Polskim, ale kiedy poszedłem w poniedziałek do pracy w związku, nikt na ten temat nic nie mówił. Nikogo to nie interesowało, z wyjątkiem wiceprezesa Jana Bednarka.

Dziwi się pan? W PZPN wszyscy są zapatrzeni w pierwszą reprezentację. Mało kogo interesują turnieje dzieci.

Wiele osób, nawet tych najważniejszych w polskim futbolu uważa, że ktoś, kto zajmuje się popularyzacją piłki amatorskiej nie jest potrzebny. A wystarczy popatrzeć co dzieje się w klubach. Tam liczy się tylko pierwszy trener a ten od młodzieży bywa traktowany jak szmata. Zajmuję się programem Grassroots, opracowanym przez UEFA w celu popularyzacji piłki amatorskiej, a więc dziecięcej. Organizuję turnieje dla dzieci „Z podwórka na stadion" o Puchar Tymbarku i turniej im. Marka Wielgusa.

Może PZPNowi nie zależało na upowszechnianiu piłki nożnej wśród dzieci.

Na pewno dużo się zmieniło. Ale wydaje mi się, że zaangażowanie związku mogłoby być większe. W innych federacjach sytuacja wygląda znacznie lepiej i to nie jest tylko moje wrażenie. Konkretne fakty o tym mówią. W Polsce nie ma systemu pracy z dziećmi. W ubiegłym roku organizowałem trzy duże imprezy, mające w założeniu przybliżyć piłkę dzieciom. W Warszawie, Chorzowie i w Szczecinie. Na festiwalu piłkarskim dla przedszkolaków zgromadziliśmy na Torwarze ponad dwa tysiące dzieci, które przyszły ze swoimi rodzicami i opiekunami. Były zabawy z piłką, nauka kibicowania, szacunek dla przeciwnika. Legia potraktowała to bardzo poważnie. Przyszli piłkarze i cały sztab trenerski. Ale nie wszędzie jest tak dobrze, bo kluby nie mają obowiązku brania udziału w takich imprezach.

A może powinny. PZPN nie może wzmocnić swoimi decyzjami takich działań?

Może by i mógł. Ale nie ma żadnej korelacji działań związku, klubów i ministerstwa sportu. Przecież między ministerstwem a PZPN jest wciąż stan niewypowiedzianej wojny. Ministerstwo przekazuje związkowi pieniądze na szkolenie dzieci i młodzieży. W ubiegłym roku to było 3 mln złotych, które przeznaczono na sprzęt, turnieje wakacyjne, szkolenie trenerów i publikacje. Tyle że w PZPN nie ma żadnego programu działań w tym zakresie, nie przypominam sobie żadnej rozmowy na ten temat. Mam wrażenie, że związek byłby szczęśliwy, gdyby tych pieniędzy z ministerstwa nie dostawał. Ma swoje.

Może chodzi o to, że biorąc pieniądze związek musi się liczyć z kontrolą ich wykorzystania. A w dniach wojny z kolejnym ministrem zawsze może powiedzieć, że nic mu nie zawdzięcza, więc jest niezależny.

Wojny nie mają sensu, bo akurat w sprawie popularyzacji piłki wśród dzieci wszyscy powinni się zjednoczyć. Tak było na początku lat 90., w innej Polsce po transformacji, kiedy poseł Marek Wielgus i Leszek Ćmikiewicz wprowadzili w życie ideę Uczniowskich Klubów Sportowych. Chodziło o to, aby w nowych warunkach można było utworzyć stowarzyszenie rejestrowane przez władzę samorządową - starostę lub marszałka, a nie przez sąd, co komplikowało i wydłużało w czasie procedury. A tak, piętnaście osób, statut i gramy. To wtedy uratowało piłkę, bo kiedy w klubach nie było pieniędzy wszyscy zaczynali oszczędności od likwidacji drużyn dziecięcych i młodzieżowych.

No tak, ale wtedy też, w sposób naturalny koszty działalności klubów zaczęli ponosić rodzice. Ja płaciłem miesięczną składkę za syna, grającego w SEMPie na Ursynowie.

I bardzo dobrze, ale był to rodzaj selekcji. Grali synowie tych rodziców, których na to było stać. Tak działo się nie tylko w Polsce, więc UEFA wymyśliła program Grassroots. Jego ideą jest wyrównywanie szans. Jeszcze do niedawna futbol dziecięcy finansowano ze środków ministerstwa sportu i sponsorów, których udało się namówić. Nieskromnie mówiąc: namawiałem głównie ja. A więc przede wszystkim Telekomunikacja Polska, Tymbark,  Snickers. Wiele zmieniło się od chwili dołączenia Polski do programu Grassroots.

To wymagało jakichś szczególnych zabiegów?

Jest sporo warunków, które trzeba spełniać. UEFA wymaga na przykład aby w klubach było zarejestrowanych 3 procent populacji, czyli w przypadku Polski ok. miliona zawodników. A mamy tylko około 300 tys. Z tej liczby  3 procent powinny stanowić kobiety. U nas jest znacznie mniej. Szczycimy się kursami trenerskimi najwyższych kategorii a nie organizujemy ich we kategorii C, czyli trenerów dla dzieci. Jest zbyt mało akcji dla dzieci niepełnosprawnych. Ostatecznie UEFA przyznała nam w kategorii Grassroots jedną gwiazdkę na pięć możliwych. Po pięć mają m.in. Anglia, Niemcy ale i Ukraina. Ta jedna gwiazdka ma wartość stu tysięcy euro od UEFA. W zeszłym roku PZPN otrzymał od UEFA pół miliona euro na programy społeczne, czyli właśnie Grassroots. Coś pozytywnego zaczyna się dziać.

Ale nie pracuje pan sam?

W PZPN ze mną pracują jeszcze trzy osoby. Teoretycznie mam swojego odpowiednika w każdym wojewódzkim ZPN, ale są to wolontariusze. Wszędzie oszczędności zaczyna się od dzieci. Myślimy o Euro 2012 a przecież na nim nie kończy się świat.

Nie narzekajmy, powstało już prawie półtora tysiąca Orlików.

Bardzo się cieszę, ale wybudowało je państwo, a relacje między ministerstwem a PZPN nie są wzorcowe. Na zachodzie kreatorem wszelkich tego rodzaju działań - budowy boisk, szkolenia, pomocy dzieciom w różnej formie są krajowe federacje piłkarskie. Mają pieniądze od państwa i od sponsorów. W Niemczech DFB realizuje program tysiąca miniboisk, nad którymi związek ma pieczę. W Anglii połowa budżetu tamtejszej federacji przeznaczona jest na piłkę amatorską, głównie dziecięcą. Mój angielski odpowiednik ma w całym kraju swoich ludzi, opłacanych przez federację. Tam szkolenie zaczyna się od przedszkola, u nas kilka lat później. Polskie uczelnie wychowania fizycznego nie szkolą trenerów, specjalizujących się w nauce, zabawie i popularyzacji piłki wśród dzieci. Jak to powinno wyglądać, zobaczyliśmy niedawno podczas szkolenia w ramach polsko - niemieckiej współpracy pomiędzy PZPN a DFB. Związek ma duże pole do popisu. Może nagroda dla mnie zwróci uwagę na problem.

„Przegląd Sportowy i Telewizja Polska przyznały panu nagrodę czempiona w kategorii „Animator sportu amatorskiego". Pańscy szefowie w PZPN się ucieszyli?

Tomasz Zabielski:

Pozostało 98% artykułu
Sport
Wsparcie MKOl dla polskiego kandydata na szefa WADA
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?