Oglądając to raczej współczułem organizatorom, tym bardziej, że uroczystość odbywała się w Centrum Nauki Kopernik, gdzie porażka człowieka w starciu z techniką jest szczególnie bolesna. Ale w gorącej wodzie kąpani komentatorzy i prześmiewcy dorobili do tej wpadki ideologię, dając wyraźny sygnał, że oto jesteśmy świadkami pierwszej, ale na pewno nie ostatniej kompromitacji Polski jako organizatora Euro 2012.
Widziałem już wodę lejącą się strumieniem z przeciekającego dachu stadionu we Frankfurcie, zbudowanego na mistrzostwa świata. Słyszałem jak urywa się taśma magnetofonowa z hymnem meksykańskim podczas mundialu na Estadio Azteca. Patrzyłem na wariujące zegary na wielu innych stadionach i tkwiłem w zepsutej windzie na Wembley. To wszystko się zdarza. Kiedy Krzysztof Kieślowski odbierał w Cannes nagrodę za „Podwójne życie Weroniki” powiedział coś dziwnego, ale charakterystycznego zarazem dla jego pokolenia: „Mam nadzieję, że Polska leży w Europie”.
Odebrałem to jako podkreślenie, że wyszliśmy z zaścianka, jaki nam przez kilkadziesiąt lat fundowano, nie pytając nas o zdanie. Jesteśmy tacy sami jak reszta cywilizowanej Europy, nie powinniśmy mieć żadnych kompleksów.