David Howman, dyrektor wykonawczy WADA, bije na alarm. Powołuje się na informacje śledczych z różnych krajów: to już nie jest mafia nieuczciwych sportowców, sędziów, działaczy czy lekarzy, lecz groźni przestępcy, członkowie gangów, dla których ustawianie meczów, by oszukać bukmacherów, czy rozprowadzanie dopingu stało się nie gorszym źródłem dochodu niż prostytucja czy narkotyki.

– Wkładasz 100 dolarów, wyjmujesz od 10 do 100 tysięcy. Mafiosi uważają, że to wspaniała rzecz. Dziś większe pieniądze krążą w podziemiu dopingowym niż w handlu heroiną. A zasady są podobne: przestępcy kupują składniki i produkują wspomagacze w chałupniczych laboratoriach – mówi Howman, Nowozelandczyk związany z WADA od jej powstania.

Podczas londyńskiej konferencji antydopingowej Howman opowiadał też o propozycjach korupcyjnych dla kontrolerów WADA, których kuszono kopertami z tysiącami dolarów.

Dyrektor przekonuje, że trzeba utworzyć do walki z gangami podobną agencję jak WADA. Walka z dopingiem stanie się zaś skuteczniejsza dopiero wtedy, gdy więcej federacji pójdzie w ślady kolarstwa, łyżwiarstwa szybkiego czy biegów narciarskich i zacznie kontrolować nieprawidłowości w profilach krwi sportowców, a nie tylko badać ich wyrywkowo na obecność zabronionych substancji.

– Jestem rozczarowany tym, jak mało jest w świecie sportu testów krwi. Są substancje, których się bez pobrania krwi nie wykryje.  Polegając tylko na badaniu moczu, dajemy sportowcom wolną rękę. To niedorzeczne – mówi Howman.