W lidze futbolu amerykańskiego (NFL) trwa największe zamieszanie od 1987 roku. Wtedy zastrajkowali gracze, tym razem właściciele klubów na początku marca ogłosili lokaut i zamknęli stadiony na cztery spusty. Nie odpowiadał im stary, podpisany w 2006 roku, układ zbiorowy pracy (dosłownie Collective Bargaining Agreement) i zdecydowali się go nie przedłużać.
Nowego nie udało się wynegocjować, choć do stołu siadano wielokrotnie. I nie ma się czemu dziwić, w końcu jedni i drudzy, żyjąc z futbolu, nauczyli się twardo walczyć o swoje. Można powiedzieć, że dopiero teraz Amerykanie odczują kryzys. Nic to, że chwiało się motoryzacyjne zagłębie Detroit, że padały banki tak wielkie jak Lehmann Brothers, bo grała NFL.
Stadiony były pełne, a Amerykanie siadali przed telewizorami w domach i w pubach. Kulminacją było zawsze Super Bowl, gdy transmisję oglądało nawet 100 mln ludzi. Teraz i tej pociechy może zabraknąć.
Wszystkiemu winien kryzys, który – przynajmniej oficjalnie – nadszarpnął finanse klubów. Jak jest naprawdę, nie sposób zgadnąć, bo dane są utajniane przez właścicieli. Księgi rachunkowe ujawnia tylko Green Bay Packers, ale to klub specyficzny, należący do lokalnej wspólnoty.
Chciwość i kłamstwo
Skoro innych danych nie ma, sytuacja Green Bay Packers to papierek lakmusowy całej NFL. To, co mówi główny księgowy klubu, jest słuchane niemal tak samo uważnie jak przemówienia szefa Fedu.