Dotychczas największym osiągnięciem 30-letniego Belga było zwycięstwo w 2007 roku w Tour de Pologne. Teraz dopisał w swojej księdze sukcesów zwycięstwo w 258-kilometrowym wyścigu z licznymi odcinkami brukowanych, wąskich dróg, nazywanym z racji trudności Piekłem Północy.
Tym razem pogoda była łaskawa. Nie padało, świeciło słońce. Kolarzom przeszkadzały tylko tumany kurzu wzbijane przez wiatr oraz przejeżdżające trasą motocykle sędziów i ekip telewizyjnych.
Nie oznacza to, że kraks i upadków było mniej niż zwykle. Awarie sprzętu i spóźniona na wąskich drogach pomoc z wozów technicznych wykluczyły z walki o zwycięstwo trzykrotnego triumfatora Paryż – Roubaix Belga Toma Boonena i innego lidera ekipy Quick Step Francuza Sylvaina Chavanela.
Van Summeren, jak kiedyś w Karpaczu, zaatakował samotnie. Odjechał od grupy czołowej na brukowanym sektorze Arbre 16 km przed metą i nie pozwolił się doścignąć specjalistom jazdy po bruku.
Metę na welodromie w Rou-baix minął z 19-sekundową przewagą nad Szwajcarem Fabianem Cancellarą z luksemburskiej grupy Leopard i Holendrem Maartenem Tjallingiim z Rabobanku.