Kiedyś uważano pana za największy talent w Izraelu. Co poszło nie tak?
Najtrudniejszym momentem była kontuzja tuż przed młodzieżowymi mistrzostwami świata. Miałem być liderem reprezentacji Izraela, w której grali zawodnicy występujący teraz w bardzo silnych klubach. Musiałem zostać w domu i bardzo to przeżyłem. Różne wtedy myśli chodziły po głowie. Kiedyś pewien trener powiedział mi, że w ciągu siedmiu lat będę najlepszym piłkarzem w Izraelu i nagle wszystko miało się przesunąć w czasie. Przestałem się rozwijać, prasa pisała, że zmarnowałem talent, poszedłem nawet grać do drugiej ligi, by się odnaleźć i zacząć wszystko od początku. Kilka grzechów młodości też popełniłem, trochę zapomniałem o ciężkiej pracy, myślałem, że wszystko będzie mi łatwo przychodziło. Problemów z alkoholem czy hazardem nie miałem, ale zawsze denerwowali mnie paparazzi.
Piękne dziewczyny, szybkie samochody?
W Krakowie jeżdżę skuterem, a z Tal – moją dziewczyną, jestem już ponad cztery lata. Mieszka ze mną w Polsce i też jej się bardzo podoba. Nigdy nie byłem specjalnie rozrywkowy, teraz w ogóle nie chodzę na imprezy. Lubię spokój.
Bardzo pan skromny jak na lidera drużyny.
Liderem chcę być na boisku. Nie myślę o sobie jak o gwieździe. Najważniejszy jest wynik, a nie gra jednego zawodnika. Dopiero teraz, pierwszy raz w Wiśle, zaczyna się jakaś presja. Liga była dla nas dość łatwa, schody zaczynają się w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Wierzę, że stać nas na awans, ale potrzebujemy też trochę szczęścia, bo w ostatniej rundzie nie będziemy rozstawieni.
Gdy patrzy się na was na treningu czy w czasie wolnym, wyglądacie jak prawdziwa grupa przyjaciół. Jak to możliwe przy tak wielu narodowościach, różnych językach?
Bóg dał nam wielu dobrych i mądrych ludzi. Zaczynając od sztabu szkoleniowego, kończąc na piłkarzach. W grupie czujemy się mocni, każdy ma coś innego do zaoferowania. W Wiśle wszystko jest profesjonalnie zorganizowane, każdy wie, za co odpowiada.
Sielanka. Mam uwierzyć, że w ogóle się nie kłócicie?
Kłócimy się, i to bardzo. Zwłaszcza w szatni w przerwie meczu, jak coś się nie układa. Ale potem wracamy na boisko znowu razem, bo przecież samemu nie wygra się meczu.
—rozmawiał Michał Kołodziejczyk