A może Bóg tak chciał

Izraelski piłkarz Maor Melikson o Krakowie, polskich korzeniach i Lidze Mistrzów.

Aktualizacja: 20.06.2011 07:59 Publikacja: 20.06.2011 02:23

Maor Melikson ma 26 lat, jest kluczowym zawodnikiem mistrza Polski Wisły Kraków

Maor Melikson ma 26 lat, jest kluczowym zawodnikiem mistrza Polski Wisły Kraków

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Każdy Izraelczyk podczas nauki w liceum musi przyjechać do Polski, żeby zobaczyć część historii swojego narodu. Był pan w Polsce, zanim kupiła pana Wisła Kraków?

Maor Melikson:

Nie. Grałem w piłkę, a sportowcy mają trochę inną ścieżkę nauki. Ale te wycieczki są słynne, wielu moich znajomych przyjechało tu, by zobaczyć Auschwitz, Warszawę czy Kraków. Kiedy zdecydowałem się na transfer do Wisły, znajomi pytali mnie, dlaczego chcę grać w tym smutnym kraju. Polska w Izraelu kojarzy się z obozami koncentracyjnymi. Ci, którzy tu byli, poza przeżyciami, jakie wywołują wizyty w historycznych miejscach, mówili jednak, że w Polsce mieszkają pogodni i otwarci na świat ludzie.

Potwierdza to pan?

Jestem zachwycony. Bywa, że czuję się tu lepiej niż w Izraelu. Nie spotkałem się z żadnym objawem antysemityzmu. Lubię atmosferę Krakowa, kibice na stadionie też są fantastyczni.

Kiedy Wisła złożyła panu ofertę, prasa w Izraelu ostrzegała przed antysemityzmem w Krakowie. Bał się pan?

Nie bałem się, ale byłem trochę zdenerwowany. Rozmawiali ze mną na ten temat Stan Valckx i prezes Bogdan Basałaj. Doszedłem do wniosku, że jestem piłkarzem, a nie politykiem, i nie będę się zajmował takimi sprawami. Wszystkie te plotki okazały się bzdurą. Zaaklimatyzowałem się szybko również dzięki życzliwemu przyjęciu przez zwyczajnych ludzi na ulicach. Przez sześć miesięcy dorobiłem się wielu znajomych.

Pana matka, Rivka Sianicka, urodziła się w Legnicy. Polecała panu czy odradzała grę w Polsce?

Mama jeszcze trochę mówi po polsku, mimo że od wyjazdu z Legnicy minęło ponad pół wieku. Wiele nie pamiętała, była dzieckiem, gdy dziadkowie wyjechali do Izraela. Więcej do powiedzenia miał wujek, który do Polski przyjeżdża co roku. Powtarzał: – Ten kraj się rozwija, za każdym razem widzę wielkie zmiany. Mama przyjechała do Krakowa na mój mecz, gdy Wisła już świętowała mistrzostwo. Była w szoku, nie wiedziała, że Polska jest tak zupełnie innym miejscem niż to, jakie miała w pamięci z dzieciństwa.

Przestrzega pan zasad wiary, grając w Polsce?

Nie jestem ortodoksem, ale robię tyle, ile mogę, by być w zgodzie z własnym sumieniem. Przestrzegam Jom Kippur, kiedy przez cały dzień nie jem i nie piję. Ale przecież w Europie muszę grać w piłkę w piątek i sobotę, nie mam szans przestrzegać szabasu.

Ma pan polski paszport, wiele osób widziało pana w naszej reprezentacji na Euro 2012. Czy to już zamknięty rozdział?

Po pierwsze – ciągle nie mam paszportu, dostałem tylko zaświadczenie, że jestem obywatelem tego kraju. Poza tym nikt z reprezentacji Polski nie zapytał, czy chciałbym albo czy mógłbym dla niej grać.

A chciałby pan?

Nie wyprę się Izraela. To moja ojczyzna, ale historia Żydów w Polsce pozwala mi także czuć silne więzy z rodziną mamy. Jeśli chodzi o futbol, interesuje się mną tylko Izrael, więc teoretycznie nie ma tematu. Chociaż kiedy dostałem powołanie na mecz pierwszej reprezentacji, to akurat leczyłem kontuzję. Kto wie, może Bóg tak chciał? Debiut w pierwszej reprezentacji w meczu o punkty zakończyłby dyskusję. To dla mnie niezręczny temat. Nie chcę, by wyszło na to, że się proszę, gdy reprezentacja Polski mnie po prostu nie potrzebuje.

A ogląda pan jej mecze?

Tak, gra tam wielu dobrych piłkarzy. Macie świetnego bramkarza z Arsenalu, trójka z Borussii Dortmund jest już znana w całej Europie, podoba mi się też gra Ludovica Obraniaka i Adriana Mierzejewskiego z Polonii Warszawa, który został wybrany na najbardziej wartościowego piłkarza ekstraklasy. Czytam, że obawiacie się kompromitacji podczas finałów. Zupełnie niesłusznie. Stadiony też macie już niesamowite, a kibiców – tak jak w Izraelu – zwariowanych na punkcie futbolu. Myślę, że mistrzostwa będą przełomowe także dla polskiej ligi. Wielu znanych piłkarzy, którzy wezmą udział w turnieju, zmieni zdanie na temat Polski i jeśli dostanie ofertę z ekstraklasy, na pewno się nad nią zastanowi.

Co pan wiedział o polskim futbolu, zanim przyszedł do Wisły?

Niemal nic. Gdy kilka lat temu Wisła pokonała Beitar Jerozolima 5:0, zrobiło to na mnie wrażenie, bo Beitar, w którym spędziłem cztery lata, to drużyna milionerów, która mogła pozwolić sobie na sprowadzenie każdego piłkarza. O polskiej lidze nie miałem jednak pojęcia. Zdecydowałem się na transfer, bo chciałem spróbować sił poza Izraelem. Długo się przed tym broniłem, ale zaproponowano mi dobre warunki i miałem nadzieję, że się wypromuję i wyjadę na Zachód.

To było uczciwe – nie kłamał pan, że marzył o ekstraklasie, ale na wstępie stwierdził, że Wisła ma być trampoliną.

To prawda, ale jeśli się okaże, że pisane mi jest grać w Krakowie jeszcze przez kilka lat, to się nie obrażę. Nie jest tak, że mam jakąś obsesję gry w Bundeslidze czy Premiership. Wszystko zależy od tego, na ile starczy mi talentu.

Kiedyś uważano pana za największy talent w Izraelu. Co poszło nie tak?

Najtrudniejszym momentem była kontuzja tuż przed młodzieżowymi mistrzostwami świata. Miałem być liderem reprezentacji Izraela, w której grali zawodnicy występujący teraz w bardzo silnych klubach. Musiałem zostać w domu i bardzo to przeżyłem. Różne wtedy myśli chodziły po głowie. Kiedyś pewien trener powiedział mi, że w ciągu siedmiu lat będę najlepszym piłkarzem w Izraelu i nagle wszystko miało się przesunąć w czasie. Przestałem się rozwijać, prasa pisała, że zmarnowałem talent, poszedłem nawet grać do drugiej ligi, by się odnaleźć i zacząć wszystko od początku. Kilka grzechów młodości też popełniłem, trochę zapomniałem o ciężkiej pracy, myślałem, że wszystko będzie mi łatwo przychodziło. Problemów z alkoholem czy hazardem nie miałem, ale zawsze denerwowali mnie paparazzi.

Piękne dziewczyny, szybkie samochody?

W Krakowie jeżdżę skuterem, a z Tal – moją dziewczyną, jestem już ponad cztery lata. Mieszka ze mną w Polsce i też jej się bardzo podoba. Nigdy nie byłem specjalnie rozrywkowy, teraz w ogóle nie chodzę na imprezy. Lubię spokój.

Bardzo pan skromny jak na lidera drużyny.

Liderem chcę być na boisku. Nie myślę o sobie jak o gwieździe. Najważniejszy jest wynik, a nie gra jednego zawodnika. Dopiero teraz, pierwszy raz w Wiśle, zaczyna się jakaś presja. Liga była dla nas dość łatwa, schody zaczynają się w kwalifikacjach do Ligi Mistrzów. Wierzę, że stać nas na awans, ale potrzebujemy też trochę szczęścia, bo w ostatniej rundzie nie będziemy rozstawieni.

Gdy patrzy się na was na treningu czy w czasie wolnym, wyglądacie jak prawdziwa grupa przyjaciół. Jak to możliwe przy tak wielu narodowościach, różnych językach?

Bóg dał nam wielu dobrych i mądrych ludzi. Zaczynając od sztabu szkoleniowego, kończąc na piłkarzach. W grupie czujemy się mocni, każdy ma coś innego do zaoferowania. W Wiśle wszystko jest profesjonalnie zorganizowane, każdy wie, za co odpowiada.

Sielanka. Mam uwierzyć, że w ogóle się nie kłócicie?

Kłócimy się, i to bardzo. Zwłaszcza w szatni w przerwie meczu, jak coś się nie układa. Ale potem wracamy na boisko znowu razem, bo przecież samemu nie wygra się meczu.

—rozmawiał Michał Kołodziejczyk

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?