Anżi, klub z Dagestanu, właśnie kupuje sobie szlachectwo. Jeszcze w zimie sprowadził słynnego Brazylijczyka Roberto Carlosa. Tę wiadomość, chociaż ciekawą, przyjęto jednak z przymrużeniem oka – w końcu brazylijski obrońca ma już 38 lat i najlepsze w futbolu dawno za sobą. Przed nim na podobną podróż w step zdecydował się inny mistrz świata z 2002, Rivaldo, który wylądował w Uzbekistanie.
Ale lipiec i sierpień to już prawdziwy popis siły bogaczy z Anżi. Do Machaczkały przeprowadzili się reprezentant Rosji Jurij Żirkow, reprezentant Węgier Balazs Dzsudzsak i wreszcie ten największy – Kameruńczyk Samuel Eto’o, zwycięzca Ligi Mistrzów z Barceloną i Interem Mediolan.
Eto’o może zamienić światowy Mediolan na Dagestan, jedną z najniebezpieczniejszych części Rosji, ale każe sobie za to słono zapłacić. Chociaż, jak nakazuje w takich sytuacjach piłkarska etykieta, twierdził, że jest podekscytowany możliwością gry dla nowego klubu, to swoją radość wycenił na 15 mln euro rocznie. Zwłaszcza że nie jest jeszcze stary – w marcu skończył 30 lat, a w karierze omijały go poważniejsze kontuzje. Mógłby jeszcze pograć kilka lat na najwyższym poziomie.
A co by nie powiedzieć o stolicy Dagestanu (Anżi to nazwa Machaczkały w lokalnym języku), to jest jeszcze peryferiami światowego futbolu. Jako derby można tam traktować spotkania ze Spartakiem Nalczyk, Terekiem Grozny czy Rubinem Kazań. Piłkarze Anżi nie mieszkają w Dagestanie, tylko pod Moskwą, do Machaczkały latają na mecze.
Nic dziwnego, że Eto’o się zastanawia. Wiją się też przedstawiciele Interu, którzy późno doszli do wniosku, że 20 mln euro za takiego zawodnika to zbyt mało i podobno podbijają cenę do 35 mln. Czy właściciel klubu, miliarder Sulejman Kerimow ugnie się i zwyczajem nowobogackich zapłaci tyle, ile żąda od niego piłkarska arystokracja, byle tylko pokazać, że nie jest od niej gorszy?