Będą biegli nawet we śnie

Grzegorz Czyż z Bogumiłowic koło Tarnowa wygrał Koral Maraton, kończący Festiwal. 42 km 195 metrów przebiegł w czasie 2:43:33 godz. Ale samochodu w nagrodę nie otrzymał

Publikacja: 13.09.2011 01:04

Będą biegli nawet we śnie

Foto: Fotorzepa, Pio Piotr Guzik

Powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku. Zgodnie z regulaminem zwycięzca stawał się właścicielem samochodu (Fiat 500, wartości 49 tysięcy złotych), pod warunkiem że ukończy bieg w czasie poniżej 2 godzin 25 minut. Nie udało się, więc nagroda została rozlosowana pomiędzy wszystkich uczestników.

Blisko 500 maratończyków wyruszyło na trasę o 9 rano, przy pięknej, słonecznej pogodzie, idealnej dla kuracjuszy, ale nie biegaczy. Kiedy zaczynali, temperatura zbliżała się do 20 stopni. Kiedy zwycięzca przybiegał na metę kilkanaście minut przed południem, z nieba lał się żar. 27 stopni to jak na wrzesień w górach bardzo dużo.

Do biegu zgłosili się zawodnicy z kilku krajów, ale – i to stanowiło niespodziankę – zabrakło Afrykanów. Trasa była trudna, z podbiegami pod Złockie, a zwłaszcza na ostatnich dwunastu kilometrach, od Powroźnika przez Tylicz na metę w Krynicy. Początkowo tempo nadawał Ukrainiec  Dmytro Iwanysz, ale w połowie trasy, w Złockiem, biegł już razem z późniejszym zwycięzcą. Nad trzecim zawodnikiem mieli dwie minuty przewagi, nad czwartym – trzy. Pozostali biegli kilkaset metrów dalej.

Niemal wszyscy się znają z różnych tras w Polsce i za granicą

Na całej trasie maratończykom towarzyszyło kilkuset wolontariuszy – dziewcząt i chłopców ze szkół średnich Nowego Sącza, Muszyny, Podgrodzia, nawet dalej położonego Tarnowa. Wszyscy jednakowo ubrani, w niebieskie koszulki, czekali na stoiskach z wodą Muszynianką, herbatnikami i bananami. „Polać wodą?" – pytali przebiegających sportowców. Na pierwszych kilometrach spotykali się z odmową. Potem wielu nie tylko piło, ale polewało się, brało na dalsze kilometry gąbki nasiąknięte wodą.

O grupie można było mówić jedynie na początku trasy. Na półmetku pierwszego biegacza od ostatniego, za którym jechał samochód techniczny i policyjny radiowóz, dzieliło już kilka kilometrów. Kiedy przebiegali przez Muszynę, ludzie akurat szli na sumę, a jeden z księży wyszedł przed kościół i błogosławił zawodników.

15 kilometrów przed metą Grzegorz Czyż miał około dwóch minut przewagi nad Ukraińcem z Użhorodu – Dmytro Iwanyszem. W końcówce Iwanysz przechodził kryzys i wyprzedził go Piotr Pobłocki z Lęborka (były mistrz Polski w maratonie), który przybiegł blisko siedem minut za zwycięzcą. Najlepsza z kobiet Danuta Piskorowska z Wrocławia przybiegła na dziewiątym miejscu w czasie 3:03:56.

Nawet najbardziej zmęczeni przyśpieszali przed metą na deptaku, gdzie czekały na nich setki ludzi: kuracjusze, żony, mężowie, dzieci, wolontariusze. Niektórzy „przybijali piątki" z ustawionymi za reklamami widzami, inni wpadali na metę trzymając się za ręce z tymi, z którymi pokonywali ostatnie kilometry. Spiker zawodów red. Bogdan Saternus z Radia dla Ciebie wymieniał nazwisko każdego zbliżającego się do mety zawodnika, wraz z nazwą miejscowości, z której pochodzi. To dodatkowo dopingowało. Każdy otrzymywał pamiątkowy medal uczestnika.

Dla Mariana Nizioła, prawnika z kancelarii Hellmann – Nizioł z Warszawy to był 85. maraton w życiu i szesnasty w tym roku. – Straszna trasa – mówił – ale znakomici ludzie. Kiedy podbiegaliśmy pod górę w Tyliczu, z pobocza dopingowali nas miejscowi, dając rady, w rodzaju: nie pochylaj się, oddychaj głęboko, do szczytu tylko trzysta metrów. Byli wspaniali.

Za metą czekała na niego żona z psem. Strasznie zmęczona pani w średnim wieku zakończyła bieg w dobrym czasie poniżej czterech godzin, ale niewiele do niej docierało. Ocknęła się dopiero na słowa dość przerażonej kilkunastoletniej córki: Mamusiu, tutaj jestem.

63-letni Ryszard Oremus z Krakowa, do niedawna mistrz z narzędziowni w Nowej Hucie, dziś emeryt, przybiegł w czasie równych czterech godzin. – Jestem szczęśliwy, bo w tych warunkach, przy ogromnej spiekocie to całkiem niezły wynik. Mój rekord życiowy jest o pół godziny lepszy, ale uzyskałem go na płaskim terenie w Krakowie. Biegam z zespole AZS AWF Masters, u trenera Darka Kaczmarskiego, byłego reprezentanta Polski. Przyjechaliśmy do Krynicy silną grupą ponad 100 osób.

Niemal wszyscy się znają z różnych tras w Polsce i za granicą. Nieważne, kto jest kim, jakie ubranie włoży nazajutrz, pojedzie do pracy rowerem, autobusem czy samochodem. Tu nie ma to znaczenia. Generał Roman Polko czy profesor Grzegorz Kołodko są takimi samymi uczestnikami biegu jak każdy inny. Wymieniają uwagi na temat trasy, pytają, co w domu, patrzą na dzieci („Ale ci się syn zmienił w ciągu roku. Kiedy zacznie biegać?"). Każdy ma w ręku butelkę z wodą, a na szyi medal. Nie rozstaną się nim aż do pójścia spać. Ale wtedy też będą biegli.

Powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku. Zgodnie z regulaminem zwycięzca stawał się właścicielem samochodu (Fiat 500, wartości 49 tysięcy złotych), pod warunkiem że ukończy bieg w czasie poniżej 2 godzin 25 minut. Nie udało się, więc nagroda została rozlosowana pomiędzy wszystkich uczestników.

Blisko 500 maratończyków wyruszyło na trasę o 9 rano, przy pięknej, słonecznej pogodzie, idealnej dla kuracjuszy, ale nie biegaczy. Kiedy zaczynali, temperatura zbliżała się do 20 stopni. Kiedy zwycięzca przybiegał na metę kilkanaście minut przed południem, z nieba lał się żar. 27 stopni to jak na wrzesień w górach bardzo dużo.

Pozostało jeszcze 86% artykułu
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Co dalej z WADA i systemem antydopingowym?
Materiał Promocyjny
Jak przez ćwierć wieku zmieniał się rynek leasingu
Sport
Najważniejsze sportowe imprezy 2025 roku. Bez igrzysk też będzie ciekawie
Sport
Wielki sport w 2025 roku. Kogo jeszcze kupi Arabia Saudyjska?
Sport
Sportowcy kontra Andrzej Duda. Prezydent wywołał burzę i podzielił środowisko
Materiał Promocyjny
5G – przepis na rozwój twojej firmy i miejscowości
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Materiał Promocyjny
Nowości dla przedsiębiorców w aplikacji PeoPay