Powtórzyła się sytuacja z ubiegłego roku. Zgodnie z regulaminem zwycięzca stawał się właścicielem samochodu (Fiat 500, wartości 49 tysięcy złotych), pod warunkiem że ukończy bieg w czasie poniżej 2 godzin 25 minut. Nie udało się, więc nagroda została rozlosowana pomiędzy wszystkich uczestników.
Blisko 500 maratończyków wyruszyło na trasę o 9 rano, przy pięknej, słonecznej pogodzie, idealnej dla kuracjuszy, ale nie biegaczy. Kiedy zaczynali, temperatura zbliżała się do 20 stopni. Kiedy zwycięzca przybiegał na metę kilkanaście minut przed południem, z nieba lał się żar. 27 stopni to jak na wrzesień w górach bardzo dużo.
Do biegu zgłosili się zawodnicy z kilku krajów, ale – i to stanowiło niespodziankę – zabrakło Afrykanów. Trasa była trudna, z podbiegami pod Złockie, a zwłaszcza na ostatnich dwunastu kilometrach, od Powroźnika przez Tylicz na metę w Krynicy. Początkowo tempo nadawał Ukrainiec Dmytro Iwanysz, ale w połowie trasy, w Złockiem, biegł już razem z późniejszym zwycięzcą. Nad trzecim zawodnikiem mieli dwie minuty przewagi, nad czwartym – trzy. Pozostali biegli kilkaset metrów dalej.
Niemal wszyscy się znają z różnych tras w Polsce i za granicą
Na całej trasie maratończykom towarzyszyło kilkuset wolontariuszy – dziewcząt i chłopców ze szkół średnich Nowego Sącza, Muszyny, Podgrodzia, nawet dalej położonego Tarnowa. Wszyscy jednakowo ubrani, w niebieskie koszulki, czekali na stoiskach z wodą Muszynianką, herbatnikami i bananami. „Polać wodą?" – pytali przebiegających sportowców. Na pierwszych kilometrach spotykali się z odmową. Potem wielu nie tylko piło, ale polewało się, brało na dalsze kilometry gąbki nasiąknięte wodą.