Reklama

Roger Federer zmienia priorytety swej kariery

Roger Federer skończył 30 lat i spadł na czwarte miejsce w rankingu ATP. To koniec kariery? Nie, tylko zmiana priorytetów

Publikacja: 23.10.2011 01:01

Roger Federer

Roger Federer

Foto: AFP

Dla tenisa to ważne wydarzenie, gdy ktoś taki jak Federer po raz pierwszy od lipca 2003 roku nie jest w pierwszej trójce na świecie. Był przecież jeszcze nie tak dawno przez 285 tygodni (czyli ok. 4,5 roku) niemal niezwyciężonym numerem 1. Wygrał 16 turniejów Wielkiego Szlema, 23 razy z rzędu osiągał wielkoszlemowe półfinały i wygrał 67 turniejów ATP.

Spadek rankingowy to rzeczywiście istotny sygnał schyłku kariery, statystyka dopowiada jeszcze inne fakty: sezon 2011 okrasił (na razie) tylko jednym zwycięstwem, po raz pierwszy od 2002 roku nie zdobył tytułu wielkoszlemowego, już od kilku lat widać, że gra mniej i odpoczywa dłużej – w tym roku startował w 13 turniejach, w ubiegłym w 18, w 2009 – w 15, w 2008 – 19. Nie wróci w końcu roku do pierwszej trójki, bo nie obronił punktów ze Sztokholmu, nie będzie miał zysków w Bazylei i z Masters – może tylko nic nie stracić, jeśli oba wygra jak w 2010 roku.

Z drugiej strony łatwo dostrzec, że moc jeszcze w nim drzemie, że wciąż potrafi zagrać po swojemu pięknie i skutecznie, choć może już nie z taką konsekwencją i zaciętością jak przed laty. W mijającym roku był ćwierćfinalistą Wimbledonu, półfinalistą Australian Open i US Open, walczył z Rafaelem Nadalem w finale Roland Garros. W Paryżu jako jedyny pokonał Novaka Djokovicia w meczu wielkoszlemowym.

Dla tych, których zmartwiłoby jego odejście z tenisa, są dwie wiadomości: dobra i zła. Dobra – Roger Federer jeszcze nie zamknie na zawsze rakiet w torbie. Zła – już na pewno nie będzie się ścigał z rankingiem, zostawi to młodszym.

Federer po trzydziestce mówi tak: – Ranking to tylko sprawa dla dziennikarzy, niech sobie tworzą z niego opowieści. Ja mam rodzinę, muszę inaczej organizować życie. Doceniam te zmiany, dodają przyprawy do życia. Nie wpadam w rutynę. Jest mi trudniej niż przed laty, ale się nie skarżę.

Reklama
Reklama

Szwajcar unika tenisowej nudy na kilka sposobów. Poza ograniczeniem liczby startów zmienia miejsca treningów. W tym roku ćwiczył w Australii, na Sardynii, wracał do Szwajcarii, wpadał do Dubaju, przed US Open był w Zurychu. Na turnieje coraz częściej jeździ z całą rodziną, obiema córkami i żoną, choć to znacznie bardziej złożone zadanie niż w latach, gdy latał po świecie tylko z narzeczoną Mirką.

Jest daleko od czasów, gdy miał 16 lat i na korcie był pyskatym nastolatkiem, a poza kortem trochę nieśmiałym wobec dziewczyn. Dobrze czuje się ze swą dojrzałością, która podpowiada mu, by szukać motywacji tylko tam, gdzie widzi jeszcze jakiś nadzwyczajny cel.
W wywiadzie dla magazynu „L'Equipe” postawił sprawę jasno: – Nie wszystkie wyzwania sportowe są takie ważne jak kiedyś, gdy zdobywałem pewne szczyty po raz pierwszy. Interesują mnie teraz tylko tytuły Wielkiego Szlema i złoto w indywidualnym turnieju olimpijskim w Londynie, na trawie Wimbledonu.

Wielki Szlem – wiadomo, to jest brama do przejścia na najważniejsze karty historii sportu, igrzyska – bo indywidualnego złota wciąż nie ma, choć próbował nie raz. W Pekinie został mistrzem gry podwójnej ze Stanislasem Wawrinką.

– Niestety ludzie i tak zapominają o wszystkim. Dopiero przy okazji takich wyczynów, jakie pokazuje teraz Novak Djoković, media czasem spojrzą w książki i widzą: Federer zrobił to w 2005 roku czy w innym. Ja sam też zresztą czasem nie pamiętam szczegółów ze swej kariery, na przykład nie umiałem odpowiedzieć latem na pytanie Davida Nalbandiana, ile meczów przegrałem między 2004 a 2006 rokiem... – mówi.

Najbliższe starty Szwajcara to niemal przydomowy turniej w Bazylei, następnie hala Bercy w Paryżu i listopadowy turniej Masters w Londynie, gdzie wśród nieco zmęczonych młodszych mistrzów może raz jeszcze wprowadzić swoje porządki. Początek 2012 roku też widzi po nowemu. – Przypuszczam, że dzięki okrojonemu programowi startów będę miał większy apetyt na Australian Open. Fizycznie czuję się świetnie, dawno nie było tak dobrze, to musi dać efekt – twierdzi.

Na pytanie, czy obawia się nieuchronnego końca kariery, szwajcarski mistrz odpowiedział: – Wcale. Myślę już o tym od czterech lat. Po tym wszystkim co osiągnąłem, mogę kończyć bieganie z rakietą bez wyrzutów sumienia. I na pewno mam co robić po tenisie.

Sport
Wyróżnienie dla naszego kolegi. Janusz Pindera najlepszym dziennikarzem sportowym
Sport
Klaudia Zwolińska przerzuca tony na siłowni. Jak do sezonu przygotowuje się wicemistrzyni olimpijska
Olimpizm
Hanna Wawrowska doceniona. Polska kolebką sportowego ducha
warszawa
Ośrodek Nowa Skra w pigułce. Miasto odpowiada na pytania dotyczące inwestycji
Sport
Liga Mistrzów. Barcelona – PSG: obrońcy trofeum wygrali rzutem na taśmę
Materiał Promocyjny
Lojalność, która naprawdę się opłaca. Skorzystaj z Circle K extra
Reklama
Reklama
REKLAMA: automatycznie wyświetlimy artykuł za 15 sekund.
Reklama
Reklama