Zwycięstwo ułożone w głowie

Justyna Kowalczyk o panice przed finałem na Alpe Cermis i jak się uczy Touru na pamięć

Publikacja: 08.01.2012 21:02

Justyna Kowalczyk - 28 lat, dwukrotna mistrzyni świata, złota medalistka olimpijska

Justyna Kowalczyk - 28 lat, dwukrotna mistrzyni świata, złota medalistka olimpijska

Foto: EPA/ANDREA SOLERO

Trzeba było ostatniego podbiegu, żeby rozstrzygnąć, kto jest lepszy: pani czy Marit Bjoergen. Niech pani przyzna: wiedziała pani, że na Alpe Cermis właśnie tak to się skończy?

Justyna Kowalczyk:

Taktyka była taka, żeby iść mocno od początku podbiegu. Nie robić żadnych zrywów, ale narzucić takie tempo, jakie zdaniem naszej ekipy będzie za mocne dla Marit. Nie chcieliśmy dopuścić do finiszu, bo tego bym nie wytrzymała. Taktyka była dobra, ale przez nią ostatni kilometr stał się koszmarem. Mówiłam sobie: musisz, nie ma wyjścia. Słyszałam polskich kibiców krzyczących: dawaj, dawaj! Za metą utrzymałam się na nogach tylko siłą ambicji.



Powiedziała pani w przeddzień finału, że decydujące będzie to co w głowie. Było?



Dla mnie tak. Nie wiem, co się działo w głowie Marit, ale ja sobie poukładałam wszystko jak trzeba i nie traciłam wiary. Może to zwycięstwo wyglądało na łatwe, ale nie było takie.



Była pani spokojna przed biegiem?

Miałam ostatni atak paniki przedstartowej, chodziłam i nuciłam. Bałam się strasznie. Nie rywalek, bo na Alpe Cermis nie walczy się z nimi, tylko z samym sobą. Powtarzałam sobie, że nie mogę dać się ponieść emocjom, nie mogę zacząć za mocno. A kusi mnie zawsze, bo nachylenie na początku wspinaczki jest takie, jak lubię.

Opanowałam strach, pomyślałam sobie, że jest już pewna nowa tradycja: w marcu zdobywam Puchar Świata, potem dzięki temu wygrywam plebiscyt "Przeglądu Sportowego", a na drugi dzień po Balu Mistrzów Sportu wygrywam Tour de Ski. Nie chciałam tego zmieniać. Wystarczyło dobrze pobiec na Alpe Cermis. Tylko nie wiem, co teraz, bo z pucharem będzie ciężko, a jest rok igrzysk i Euro, więc chyba w plebiscycie nawet z piłkarzami przegram.

Był jakiś etap, którego się pani szczególnie bała?

Sprintu w Toblach. Wtedy Marit mogła złapać sporo sekund, a gdybyśmy dzień później nie wyruszyły razem na bieg pościgowy na 15 km, to Tour mógł się skończyć różnie. A tak to po sprincie mogłam pierwszy raz poczuć, że zwycięstwo jest blisko. I chyba z tego startu jestem najbardziej dumna.

Biegła pani w każdym etapie tak, jakby pani drogę do zwycięstwa wykuła wcześniej na pamięć.

Prawie tak było, sposób na sprint w Toblach naprawdę znałam już na pamięć, tyle się naoglądałam na powtórkach, jak najlepsze sprinterki sobie z nim radziły rok wcześniej. Nie przeczę, zaczynam przygotowania do Touru dużo wcześniej, analizuję etap po etapie, przygotowuję się psychicznie i fizycznie.

Który z trzech triumfów w Tourze ceni pani najbardziej?

Tegoroczny wyścig był dla mnie świetny, nie schodziłam z podium. Ale chyba lepiej mi smakowała ta pierwsza wygrana, gdy się do końca ścigałyśmy z Petrą Majdić. To był najtrudniejszy Tour: raz zdobywałam prowadzenie, raz je traciłam.

Rok temu w najważniejszej imprezie sezonu, mistrzostwach w Oslo, lepsza była Bjoergen. W tym sezonie Tour był najważniejszy i to pani jest górą. Zmiana warty?

Tour jest innym wysiłkiem niż mistrzostwa świata. W nich mamy cztery, pięć biegów i dużo odpoczynku między nimi. A tu - właściwie codziennie do pracy. Marit wygrała ze mną mistrzostwa wyraźnie. Teraz ja wygrałam, ale z niedużą przewagą. Nie wyciągajmy daleko idących wniosków. W Tour de Ski bardzo pomaga doświadczenie. Ukończyłam każdy wyścig, już szósty raz jestem na Alpe Cermis. Mam tyle wspomnień. Wiem, jak moje ciało zwykle reaguje po trzecim etapie, jak po czwartym, kiedy najbardziej boli, co można zrobić lepiej. Myślę, że to miało duże znaczenie.

Zwycięstwo nad Bjoergen teraz, po dwóch sezonach jej dominacji, to jeden z największych sukcesów w pani karierze?

Nie klasyfikuję sukcesów, nie zastanawiam się, czy medal mistrzostw jest cenniejszy od wygrania Touru czy nie. Wszystkie one są ważne i wszystkie przychodzą z czasem. To jest dla mnie najważniejsze: że ciągle przychodzą. Nie zmieniam zdania, dla mnie imprezą sezonu jest Puchar Świata w Jakuszycach. Ale Tour został medialnie rozdmuchany do takich rozmiarów, że po prostu trzeba w nim dobrze biegać.

Trener mówi, że ogromne znaczenie dla obecnych sukcesów miały wspólne treningi z Maciejem Kreczmerem. Zgadza się pani?

Bardzo mu dziękuję, że się zgodził, mam nadzieję, że od następnego sezonu uda nam się pracować razem jeszcze częściej. W niedzielę od rana sobie powtarzałam: będziesz biegła jak za Maćkiem, jak za Maćkiem w Sierra Nevada, dasz radę, wytrzymasz. Tam razem biegaliśmy po górach, przez to mam teraz kolano do operacji, ale udało się. I mam nadzieję, że współpraca będzie na dłużej.

Tylko żeby Norweżki pani sparingpartnera nie podkupiły.

Jak podkupią, to też będą musiały kolana operować.

Prezydentowi udało się wreszcie do pani dodzwonić?

To nie jest takie łatwe. Sami widzicie, jak tutaj wygląda moje życie. Zanim się wymknę po wszystkich obowiązkach za metą, dotrę do mojego telefonu...

Co teraz przed panią?

Muszę odwiedzić lekarzy. Potem jedziemy do Jakuszyc trenować. Aktywnie odpoczywać. Wracam do startów w Otepaeae, moim ulubionym miejscu. I liczę tam na dobry wynik. Mam nadzieję, że kolano pozwoli mi dokończyć sezon. A jeśli tak się stanie, to prosto z finału PŚ w Falun jadę do szpitala i robimy operację.

—wysłuchał w Val di Fiemme Paweł Wilkowicz

Opinia

Marit Bjoergen

|

druga w klasyfikacji Tour de Ski

Robiłam wszystko, żeby nie zostać z tyłu na Alpe Cermis, ale Justyna była po prostu mocniejsza. Tour de Ski mi się udało, jestem zadowolona, miałam swoje dni. Justyna jest wielką postacią Touru. A ja z finałowego podbiegu tak naprawdę jestem dumna, jeszcze nigdy tak szybko się nie wspięłam, miałam trzeci czas. Walka w TdS była niesamowita, zwycięzca zasłużony, to dobra reklama dla naszego sportu. Było na trasach mnóstwo kibiców z Polski i Norwegii. Miłe przeżycie. Gdybym miała szansę zrobić coś inaczej, to chyba mocniej pobiegłabym w pierwszych etapach w Oberhofie. Nie potrafię powiedzieć, czy choroba tuż przed świętami nieco mnie osłabiła. Czułam się mocna, ale zmierzyć się tego nie da. Chyba w Davos, ostatnim starcie przed chorobą, byłam lepsza. Może potrzebowałam więcej biegów, żeby być gotowa na Tour. Bo z wyników w Toblach już jestem zadowolona. Ale Justyna też była tam tak mocna, że nie zdołałam jej uciec. Co do Pucharu Świata  – będę walczyć o Kryształową Kulę, trochę mi jeszcze zostało przewagi nad Justyną, choć niewiele. Na pewno jeszcze wrócę do Tour de Ski, bo chcę kiedyś wygrać. Nie wiem, czy start będzie możliwy za rok, bo jest sezon mistrzostw świata w Val di Fiemme, one będą moim głównym celem. Teraz będę sprawdzać, jak na mnie wpłynął powrót do Touru, jeśli wyniki następnych biegów będą dobre, to nie wykluczam, że wystartuję.

—notował piw

Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie
Sport
Czy Andrzej Duda podpisze nowelizację ustawy o sporcie? Jest apel do prezydenta