Czy to, co oglądaliśmy w jej wykonaniu w obydwu meczach przeciw Chelsea i przegranym z Realem, to kryzys, który dopada nawet najlepszych, czy większy problem?
Skoro od wielu lat zachwycamy się kolejnymi artystami tworzącymi Barcelonę, szukamy wzniosłych przymiotników na określenie jej koncertów, to przecież nie powiemy po trzech nieudanych meczach, że to wszystko psu na budę. Skoro Pep Guardiola stał się wzorcem wszystkich trenerów, porównywalnym jedynie z Aleksem Fergusonem i Jose Mourinho, to nie napiszemy, że Guardiola się skończył. Może tylko Zlatan Ibrahimovic, który nie bardzo do Barcelony pasował i krytykował trenera, teraz będzie uchodził za jedynego fachowca, który się z Guardioli podśmiewał wtedy, kiedy wszyscy się do niego modlili.
Czy można przestać lubić i cenić drużynę, w której grają najlepsi piłkarze świata, mistrzowie planety, zdobywcy najważniejszych nagród indywidualnych – Leo Messi, Xavi, Andres Iniesta. A to tylko część plejady.
Jest w sporcie bardzo niesprawiedliwe powiedzenie: wart jesteś tyle, ile twój ostatni mecz. Nieprawda. Jeden, dwa, nawet trzy nieudane mecze nie mogą przekreślić dziesiątków innych, podczas których nie odchodziliśmy sprzed telewizora, żeby zrobić sobie w kuchni herbatę, bo moglibyśmy stracić minikoncert któregoś z artystów Barcelony. A powtórka to już nie to samo.
Oni przegrali, ale przecież nie stracili tych umiejętności.