Są grupy, których zachowanie się nie zmieni, dotyczy to najczęściej tych miast, gdzie są dwa kluby. Pomiędzy Wisłą i Cracovią normalności nigdy nie będzie, tak samo pomiędzy Lechią i Arką. Te problemy zawsze będą odstraszać od polskiej piłki. Byłem ostatnio na derbach Krakowa i patrzyłem tylko, kto spadnie z trybuny, a co chwila wybuchały petardy tak głośne, że aż podskakiwałem. Trudno to wytrzymać.
Stadiony we Wrocławiu, w Gdańsku czy Poznaniu po Euro będą straszyć pustymi miejscami jak niektóre w Portugalii?
Piłkę buduje się na tradycji, a tej w Faro czy Leirii nie było nigdy. Portugalia się podzieliła: trzy miliony są za Porto, trzy za Benficą i dwa za Sportingiem. Nawet jak ktoś chodzi na mecze Boavisty, to i tak ma jakiś ulubiony wielki klub. W Polsce mamy większy potencjał wśród kibiców, nikt nie wyobraża sobie kibicowania komuś innemu niż jednej ukochanej, najbliższej drużynie. Przykład Lecha w tym sezonie pokazuje, że dobre wyniki przyciągają kibiców na trybuny. To jak z teatrem – dobry spektakl powoduje, że wyprzedaje się całą salę na kilka miesięcy, gorszy wypełni ją tylko przez kilka tygodni. Poza tym nie ma co się nakręcać na pełne stadiony. Ogląda pan ligę włoską? 8, 10, 12 tysięcy na meczu to norma. Wydawałoby się, że Włosi to kaweczka, wineczko, ale i Roma, Inter, Milan czy Lazio. A jednak na stadiony nie chodzą tak tłumnie. Przygotowuję program telewizyjny o FC Porto, rozmawiałem z prezydentem mojego byłego klubu, dyrektorem sportowym, trenerami – wszyscy mówią to samo: budowanie klubu zaczyna się od wyniku. Zwycięstwo ma być stanem naturalnym, porażka nawet w towarzyskim meczu – katastrofą. Mój reportaż powinni obejrzeć ludzie zarządzający klubami w Polsce, żeby zobaczyć, jak ważna jest historia. W klubie pracuje sześciu piłkarzy z moich czasów, trzech z okresu Józefa Młynarczyka. Sale w akademiku nie mają numerów, ale nazywają się jak wielcy piłkarze. Sale konferencyjne noszą nazwy miast, w których Porto triumfowało...
Myśli pan, że Euro 2012 wypromuje także polską ligę?
Tak, piłkarze będą odważniej do nas przyjeżdżać. Zobaczą, że na ulicach nie ma białych niedźwiedzi. Ludzie dowiedzą się czegoś o naszej kulturze, klimacie. Jak ktoś ma teraz wybór między Turcją, Cyprem i Polską, a kontrakty na podobnym poziomie, ze względu na klimat na ekstraklasę zdecyduje się w ostateczności. Teraz przedstawimy się Europie jako nowoczesny kraj z fajnymi stadionami i publicznością głodną sukcesów. Oczywiście muszą do tego dojść pieniądze. 600 tysięcy euro rocznie pensji to granica, po której pojawiają się naprawdę dobrzy zawodnicy.