Zwycięstwo jako stan naturalny

Grzegorz Mielcarski o klęsce Legii i Wisły, szczęściu Śląska i o tym, dlaczego nie będzie tęsknił za ŁKS

Publikacja: 06.05.2012 23:51

Grzegorz Mielcarski jest ekspertem telewizji Canal+. Srebrny medalista igrzysk w Barcelonie (1992).

Grzegorz Mielcarski jest ekspertem telewizji Canal+. Srebrny medalista igrzysk w Barcelonie (1992). Piłkarz m.in. Olimpii Poznań, Górnika Zabrze, Widzewa Łódź i FC Porto. W reprezentacji zagrał w 10 meczach. Był też dyrektorem sportowym Wisły Kraków

Foto: Fotorzepa, Bartosz Siedlik

Kto jest największym przegranym sezonu?

Grzegorz Mielcarski: Zdecydowanie Legia. Miała najlepszych zawodników. W Warszawie zrobiono wszystko, by wreszcie wywalczyć mistrzostwo – były doświadczenie i młodość, kibice, stadion, kilka takich meczów, po których buzia otwierała się ze zdziwienia. Myślę, że dla Polski – w kontekście walki o Ligę Mistrzów – Legia na tronie byłaby najlepsza. Stało się inaczej, co być może pokazuje, że w pewnym momencie Maciej Skorża nie ma przełożenia na drużynę. Jest dobrym trenerem w trakcie ligi, nie szuka konfliktów, ale pod koniec rozgrywek nie potrafi dokręcić śruby. Nie jest dobrym motywatorem, nie ma cech przywódczych. To wszystko wydaje się wyuczone, a nie naturalne. Skorża bardzo chce, ale nie wie jak.

Śląsk jest godny tytułu mistrza Polski?

Nie chciałbym obrazić piłkarzy, bo skoro zakończyli ligę na pierwszym miejscu, to widocznie są najlepsi. Wygrali pierwszą rundę, zimowanie na szczycie nie było dziełem przypadku. Śląsk miał jednak razem z Legią najgorszą rundę wiosenną ze wszystkich drużyn, które walczyły o mistrzostwo. I trochę trudno mi pogodzić się z tym, że nikt nie potrafił wykorzystać słabości tej drużyny.

To, że mistrz ma tak mało punktów, świadczy o jego słabości czy o rosnącym poziomie ligi?

Nie powiedziałbym, że poziom bardzo się obniżył. Europejskie puchary pokazały, że nasze drużyny nie są takie słabe. Jeśli Legia gra jak równy z równym ze Sportingiem Lizbona, który później dochodzi do półfinału Ligi Europejskiej, albo pokonuje Spartaka Moskwa, to nie jest przypadek. Wydaje mi się, że zbyt krytycznie podchodzimy do ekstraklasy, liczymy punkty, a to nie ma sensu. Kiedyś dominowali silni, Wisła kupowała Kałużnego, Szymkowiaka, Żurawskiego, Frankowskiego, Widzew to samo, Legia też. Teraz Wisła nie kupi nikogo z Jagiellonii, bo jej nie stać. Każdy zespół ma jedną, dwie gwiazdy.

Wisła miała obronić mistrzostwo, a nie będzie jej nawet w pucharach.

Wisła jest rozwalona, Michał Probierz jest trzecim trenerem w tym sezonie. Zastanawiałem się, co zrobiłby Robert Maaskant, i myślę, że zdobyłby tyle samo punktów albo trochę więcej. W zamieszaniu piłkarze nie zdążyli się przestawić. Zaczynali rozumieć Kazimierza Moskala, a za chwilę Moskala już nie było. Taka drużyna – z Cwetanem Genkowem, Dudu Bitonem, Maorem Meliksonem, Patrykiem Małeckim – powinna być do końca rozgrywek w pierwszej trójce.

Pomysł z budowaniem drużyny, której siłą są obcokrajowcy, odkładamy na półkę?

Tak, ale jestem ciekawy, jak Probierz zbuduje nowy zespół. Ma odejść dziesięciu zawodników. A kto przyjdzie za nich? Przecież Jagiellonia nie sprzeda Tomasza Kupisza czy Macieja Makuszewskiego do Wisły za mniej niż półtora miliona euro. A Wisła takich pieniędzy nie ma.

Euro 2012 miało nakręcić koniunkturę na ekstraklasę, a tymczasem najwięksi zapowiadają tylko cięcia.

W Śląsku była euforia i na tej euforii budowano dobre wyniki. Miasto się rozwija, jest piękny stadion. Projekt upadł niedawno, jak pojawiły się przecieki o tym, że jednak nie będzie galerii handlowej, że piłkarzom nie płaci się premii i pensji. Nagle ciśnienie zaczęło spadać. Słaba gra i wyniki stworzyły nerwową atmosferę. Legia też budowała zespół harmonijnie, ale Marek Jóźwiak zimą zaryzykował, wziął Nacho Novo oraz Ismaela Blanco i przegrał. Jak się patrzy na poprzednie kluby tych piłkarzy i porównuje z tym, jak teraz grają, trudno uwierzyć, że to ci sami ludzie. Moim zdaniem to był ruch marketingowy, by nikt nie mówił, że ITI się wycofuje, zatrudniono kogoś ze znanym nazwiskiem. Ale to były zakupy chaotyczne.

Na trzy kolejki przed końcem szansę na mistrzostwo miała Korona Kielce, a przecież to drużyna, która miała się bronić przed spadkiem...

Korona ma kilka osobowości – od trenerów Leszka Ojrzyńskiego i Macieja Szczęsnego przez Aleksandara Vukovicia po czy Pavola Stano. Sukces Korony to piękna sprawa, bo widać było, że w tym zespole pieniądze nie są najważniejsze. Tam są ludzie po przejściach, zawodnicy, którzy wcześniej grali w Lechu, Legii, a do Kielc trafili, żeby coś udowodnić.

To był zespół, w którym nikt nie chodził dwa razy w tygodniu do prezesów z pytaniem, dlaczego nie ma pieniędzy na koncie. Ojrzyński ma autorytet, bo piłkarze lubią, jak się ich motywuje. Można pogonić do ciężkiej pracy, ale później poklepać po plecach i podziękować, przekazać wiarę w sukces. Korona wypracowała swój styl oparty na olbrzymim zaangażowaniu, a do tego potrzeba świetnego przygotowania kondycyjnego.

To niewiele.

O tym, że nie jest to łatwe, świadczy Śląsk. Jakoś tak baliśmy się powiedzieć głośno, że piłkarze z Wrocławia są źle przygotowani, bo przecież Lenczyk zawsze świetnie planował zimowe obozy. A tymczasem to Korona uniknęła głębokiego dołka. Nie bójmy się nowych drużyn. Doceniamy grę Ruchu Chorzów, ale gdy nagle ma szansę na mistrzostwo, to najchętniej powiedzielibyśmy tuż przed metą: „Dzięki, fajnie graliście, ale teraz zatrzymajcie się na chwilę i jednak dajcie wyprzedzić".

Myśli pan, że Rafał Wolski, Michał Żyro czy Marcin Kamiński to początek inwazji młodych?

Tak, tutaj też Legia była początkiem dobrych zmian. Skorża postawił na nich, były dobre wyniki i na pewno znajdą się naśladowcy. Tyle że mówiąc o polskim szkoleniu, nadal używałbym cudzysłowu. Na razie w większości klubów mamy takie szkolenie jak z Kubą Błaszczykowskim, który trafił do Wisły i grał tylko dlatego, że Marcin Baszczyński leczył kontuzję, a nie dlatego, że przekonał do siebie trenerów. Nasze talenty wypływają od czasu do czasu, o jakiejś metodzie możemy mówić tylko w Legii czy Zagłębiu Lubin, które dwa razy z rzędu wygrało młodą ekstraklasę i teraz wpuszcza do pierwszego zespołu wychowanków – na przykład Adriana Rakowskiego czy Arkadiusza Woźniaka. Wszystko musi potrwać, trenerzy muszą się ciągle doszkalać.

Wierzy pan w to, że Józef Wojciechowski rzeczywiście wycofa się z Polonii?

Gdyby Polonia została mistrzem, myślę, że Wojciechowski uderzyłby w transfery tak mocno, że byłoby eldorado i klub miałby szansę wejść do Ligi Mistrzów. Ale na Konwiktorskiej nie ma złotego środka – albo Wojciechowski zostanie i będzie, jak było, albo nie wróżę Polonii żadnej przyszłości. Największym problemem Polonii był prezes. Jego wtrącanie się do pracy trenera, dziwne decyzje, jakieś Kluby Kokosa, niepoważne traktowanie pracowników. Poza pozycją finansową nie miał żadnego autorytetu. Wszyscy patrzyli na niego jak na chodzącą skarbonkę, ale oczywiście musieli mu się kłaniać. To nie przypadek, że tam się wszystko kruszy, przecież sami piłkarze wiedzą, że to, co robił w Polonii, to był kabaret. Żaden z nich oczywiście nie powiedział tego głośno, bo przecież Wojciechowski im płacił.

Cieszy się pan, że ŁKS spadł z ekstraklasy?

Żałuję kibiców, nie mam nic do piłkarzy, ale dla takich klubów nie ma miejsca. Drużyny nie buduje się na kolanie, to, że ŁKS spadł, to dobrze, bo nie będzie przykładem dla innych, którzy chcieliby ratować ekstraklasę takimi metodami. Jakby ktoś przyszedł upomnieć się o pieniądze, usłyszałby: „A w ŁKS mieli gorzej, bo wody nie mieli do picia i nie wyjeżdżali na obozy". Tak się nie da, jeśli po piątej kolejce Marek Saganowski mówi, że w klubie piłkarzy się oszukuje, a za chwilę tonuje swoją wypowiedź, bo okazuje się, że nikt go nie chce poprzeć. Maciejowi Iwańskiemu,

Grzegorzowi Boninowi czy Wojciechowi Łobodzińskiemu nie zależało na ŁKS, nie dajmy się oszukiwać, że los tego klubu coś dla nich znaczył. Oni chcieli wygrywać, bo grali o kontrakty, ale dla siebie, w innych zespołach. ŁKS podpisałby nawet pakt z diabłem, a za pół roku nic by się nie zmieniło. Nie chcę takich obrazków w ekstraklasie.

W Cracovii było wszystko, a i tak spadła.

To wynika z polityki sportowej klubu. Znam to z różnych opowieści – jeżeli prezes Janusz Filipiak, tak jak Wojciechowski, myli swoją rolę z rolą trenera i wydaje mu się, że sam wie wszystko najlepiej, to spadek też musi brać na siebie. Cracovia ma i piękny stadion, i pieniądze, ale nie miała na siebie pomysłu. Kolejnym klubem bez wyrazu była Lechia Gdańsk, utrzymała się, bo znaleźli się w lidze jeszcze gorsi. Cracovia rozegrała trzy dobre mecze w lidze, Lechia – jeden, z Legią w przedostatniej kolejce. To wszystko było takie wymęczone, ci piłkarze wyglądali, jakby każdy ciągnął za sobą zdechłego konia.

Mamy w Polsce problem z kibicami?

Są grupy, których zachowanie się nie zmieni, dotyczy to najczęściej tych miast, gdzie są dwa kluby. Pomiędzy Wisłą i Cracovią normalności nigdy nie będzie, tak samo pomiędzy Lechią i Arką. Te problemy zawsze będą odstraszać od polskiej piłki. Byłem ostatnio na derbach Krakowa i patrzyłem tylko, kto spadnie z trybuny, a co chwila wybuchały petardy tak głośne, że aż podskakiwałem. Trudno to wytrzymać.

Stadiony we Wrocławiu, w Gdańsku czy Poznaniu po Euro będą straszyć pustymi miejscami jak niektóre w Portugalii?

Piłkę buduje się na tradycji, a tej w Faro czy Leirii nie było nigdy. Portugalia się podzieliła: trzy miliony są za Porto, trzy za Benficą i dwa za Sportingiem. Nawet jak ktoś chodzi na mecze Boavisty, to i tak ma jakiś ulubiony wielki klub. W Polsce mamy większy potencjał wśród kibiców, nikt nie wyobraża sobie kibicowania komuś innemu niż jednej ukochanej, najbliższej drużynie. Przykład Lecha w tym sezonie pokazuje, że dobre wyniki przyciągają kibiców na trybuny. To jak z teatrem – dobry spektakl powoduje, że wyprzedaje się całą salę na kilka miesięcy, gorszy wypełni ją tylko przez kilka tygodni. Poza tym nie ma co się nakręcać na pełne stadiony. Ogląda pan ligę włoską? 8, 10, 12 tysięcy na meczu to norma. Wydawałoby się, że Włosi to kaweczka, wineczko, ale i Roma, Inter, Milan czy Lazio. A jednak na stadiony nie chodzą tak tłumnie. Przygotowuję program telewizyjny o FC Porto, rozmawiałem z prezydentem mojego byłego klubu, dyrektorem sportowym, trenerami – wszyscy mówią to samo: budowanie klubu zaczyna się od wyniku. Zwycięstwo ma być stanem naturalnym, porażka nawet w towarzyskim meczu – katastrofą. Mój reportaż powinni obejrzeć ludzie zarządzający klubami w Polsce, żeby zobaczyć, jak ważna jest historia. W klubie pracuje sześciu piłkarzy z moich czasów, trzech z okresu Józefa Młynarczyka. Sale w akademiku nie mają numerów, ale nazywają się jak wielcy piłkarze. Sale konferencyjne noszą nazwy miast, w których Porto triumfowało...

Myśli pan, że Euro 2012 wypromuje także polską ligę?

Tak, piłkarze będą odważniej do nas przyjeżdżać. Zobaczą, że na ulicach nie ma białych niedźwiedzi. Ludzie dowiedzą się czegoś o naszej kulturze, klimacie. Jak ktoś ma teraz wybór między Turcją, Cyprem i Polską, a kontrakty na podobnym poziomie, ze względu na klimat na ekstraklasę zdecyduje się w ostateczności. Teraz przedstawimy się Europie jako nowoczesny kraj z fajnymi stadionami i publicznością głodną sukcesów. Oczywiście muszą do tego dojść pieniądze. 600 tysięcy euro rocznie pensji to granica, po której pojawiają się naprawdę dobrzy zawodnicy.

Kto jest największym przegranym sezonu?

Grzegorz Mielcarski: Zdecydowanie Legia. Miała najlepszych zawodników. W Warszawie zrobiono wszystko, by wreszcie wywalczyć mistrzostwo – były doświadczenie i młodość, kibice, stadion, kilka takich meczów, po których buzia otwierała się ze zdziwienia. Myślę, że dla Polski – w kontekście walki o Ligę Mistrzów – Legia na tronie byłaby najlepsza. Stało się inaczej, co być może pokazuje, że w pewnym momencie Maciej Skorża nie ma przełożenia na drużynę. Jest dobrym trenerem w trakcie ligi, nie szuka konfliktów, ale pod koniec rozgrywek nie potrafi dokręcić śruby. Nie jest dobrym motywatorem, nie ma cech przywódczych. To wszystko wydaje się wyuczone, a nie naturalne. Skorża bardzo chce, ale nie wie jak.

Pozostało jeszcze 93% artykułu
Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Materiał Promocyjny
Berlingo VAN od 69 900 zł netto
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Materiał Promocyjny
Suzuki Moto Road Show już trwa. Znajdź termin w swoim mieście