Przez cztery lata szejk Mansour bin Zayed Al Nahyan z Abu Zabi widział tylko jeden mecz swojej drużyny – zwycięstwo 3:0 nad Liverpoolem w 2010 roku. Przesądny nie jest, w niedzielę prawdopodobnie na trybunach znów go zabraknie. Mecz z Queens Park Rangers ma obejrzeć w telewizji. Ale niewykluczone, że w ostatniej chwili zmieni zdanie i będzie świętował tytuł razem z zawodnikami.
Tytuł, który da wiele satysfakcji. Bo gdy na przejęcie zadłużonego klubu Mansour, wicepremier Zjednoczonych Emiratów Arabskich, wykładał ponad 200 mln funtów, wielu pukało się w czoło. Drwinom nie było końca: że wysyła ludzi z walizkami w podróż po Europie, że bezskutecznie próbuje skusić najlepszych piłkarzy, że pieniądze wyrzuca w błoto (a właściwie w piasek). A sukcesu kupić mu się nie uda. Kupił. Za blisko miliard funtów.
– City to moja miłość na całe życie, nie traktuję tej inwestycji jako zabawki. Sport kochałem od małego – przekonywał szejk, którego majątek szacuje się na 20 mld funtów (dwa razy większy niż Romana Abramowicza, właściciela Chelsea). Jeden z najbardziej lubianych klubów w Anglii zaczął budzić skrajne emocje, ale cel powoli osiąga. Uśpiony gigant – jak nazywał City jego właściciel – w końcu się obudził. Rok temu zdobył Puchar Anglii. W tym sezonie, choć jeszcze bez sukcesów, grał w Lidze Mistrzów, teraz dzieli go jeden mecz od mistrzostwa. A Roberta Manciniego – od dołączenia do ekskluzywnego grona trenerów, którzy w 20-letniej historii Premiership prowadzili drużyny po tytuł. Jest ich tylko pięciu: Alex Ferguson, Arsene Wenger, Jose Mourinho, Carlo Ancelotti i Kenny Dalglish.
Warto marzyć, jeśli śpi się na pieniądzach. Z 930 mln funtów wpompowanych w klub do końca ubiegłego sezonu tylko nieco ponad jedna trzecia została wypracowana przez City. Reszta popłynęła z szeroko otwartego portfela właściciela. Alex Ferguson mówi o takim sposobie funkcjonowania system kamikadze. O 150 mln przeznaczonych jednego lata na transfery, bajecznych pensjach zawodników na poziomie 200 tys. funtów tygodniowo. Rozpasaniu, które doprowadziło do rekordowych w historii ligi strat – 197 mln w sezonie 2010/2011.
Wypełnienie wymogów „finansowego fair play" może się okazać większym wyzwaniem niż podbój Premiership. Pomysł UEFA zakładający, że kluby nie będą mogły wydawać więcej, niż są w stanie zarobić, wejdzie w życie w sezonie 2013/2014. Władze City jednak się nie obawiają.