Piszczek w poprzednim sezonie wybrany został na najlepszego prawego obrońcę Bundesligi, w tym – był jeszcze lepszy. Do świetnej gry w obronie i efektownych rajdów dających asysty dołączył wreszcie gole. Przez dwa lata 14 razy podawał tak, że kolegom pozostało tylko wepchnąć piłkę do siatki, cztery razy sam pokonywał bramkarzy.
Ten sezon był jednak dla niego trudny, bo zaczął się od sytuacji na krawędzi. Piszczek przyznał się do korupcji, przyrzekał, że w jego przypadku chodziło tylko o jeden mecz i że kupował spotkanie, bo był młody i za bardzo nie mógł wychylić się w drużynie. Sąd skazał go na rok więzienia w zawieszeniu na trzy lata i 100 tys. zł grzywny, PZPN dorzucił swoją sankcję – półroczną dyskwalifikację. Smuda wściekł się na działaczy, którzy rozbijali mu przygotowania do Euro, ale piłkarz przyjął karę z pokorą i powiedział, że skupi się teraz na klubie.
W Dortmundzie zawrzało, nikt nie mówił o tym głośno, ale kierownictwo klubu wściekło się na piłkarza, że wypowiada się bez konsultacji z prawnikiem. PZPN myślał, że zdyskwalifikował zawodnika na czas rozgrywek organizowanych przez siebie. Tymczasem sprawy za doping i korupcję są ponadnarodowe. Bundesliga musiałaby respektować postanowienia polskich władz piłkarskich. Doszło do spotkania w Legnicy przy okazji zgrupowania przed meczem z Gruzją, na którym sam Grzegorz Lato miał namawiać Piszczka do złożenia odwołania od postanowienia i gwarantował, że organ wyższej instancji przy ogłaszaniu wyroku będzie bardziej ludzki. Był. Karę zawieszono. Piszczek podobno płakał, gdy dziennikarze pytali go o tę sprawę, dopiero później okazało się, że w procederze korupcji w Zagłębiu nie był ofiarą, ale sam namawiał kolegów do zrzutki. Klopp i Borussia cały czas stały za nim: „Wstyd, że takie zwyczaje obowiązywały wtedy w polskiej lidze. Mamy do Łukasza pełne zaufanie" – powtarzano w Niemczech. Nawet w samym środku zawieruchy Piszczek nie stracił miejsca w klubie.
Zaczęło się od drwin
Klopp uparcie stawiał także na Roberta Lewandowskiego, nawet gdy ten w pierwszym sezonie gry w drużynie stał się bohaterem kabaretów i obiektem drwin po kolejnych zmarnowanych sytuacjach pod bramką przeciwnika.
Klopp prosił kibiców i media, by pozwolili mu poczuć się częścią drużyny. Niby wszyscy to rozumieli, kiedy jednak Polak po niezłym początku nie trafił do bramki w dziewięciu kolejnych spotkaniach, zaczęły się żarty. – Jestem obcokrajowcem, więc łatwo znalazłem się pod obstrzałem dziennikarzy – wspomina Lewandowski.
Jego pudła nie były zwyczajne, zdarzało się, że po świetnej akcji nie trafiał do pustej bramki. Widać było, że ma kłopoty z koncentracją. Bulwarówki wysyłały go do okulisty, w telewizji pojawiały się parodie, na których aktor udający Lewandowskiego po przebudzeniu nie trafia w budzik ani we włącznik światła. Ma też problem z wcelowaniem do toalety.