Na trop potencjalnego terrorysty, który może posługiwać się amerykańskim paszportem na nazwisko David Jefferson, służby wpadły po zamachu na izraelskich turystów w bułgarskim Burgas.
Podejrzany przyleciał na zaatakowane lotnisko dwa tygodnie wcześniej. Jego zdjęcie ma już policja w całej Europie, a Brytyjczycy zapewniają, że zrobią wszystko, by sportowcy i kibice byli bezpieczni.
Śledczy mają coraz więcej dowodów świadczących o tym, że zamachowiec z Burgas nie działał sam. Według bułgarskich mediów zamachowiec miał dwoje wspólników. Kilka dni przed atakiem spędził w Warnie. Miał pozostawić tam "ślady biologiczne"; legitymował się fałszywym prawem jazdy, wydanym w amerykańskim stanie Michigan, które znaleziono na miejscu eksplozji. Dziennik "Trud" utrzymuje, że towarzyszyła mu kobieta.
Świadkowie zeznali, że zamachowiec, a być może także jego wspólnik, mówili łamaną angielszczyzną z arabskim akcentem. Z kolei media donosiły o zeznaniach taksówkarza, który miał powiedzieć, że zamachowiec mówił dość poprawnie po rosyjsku. Już w pierwszych godzinach po zamachu eksperci nie wykluczali, że w ataku można się dopatrzeć "kaukaskiego śladu". Izrael jest przekonany, że zamachowiec miał powiązania z Iranem i Hezbollahem.
Podczas igrzysk w Monachium w 1972 r. palestyńscy terroryści z organizacji Czarny Wrzesień przeniknęli do wioski olimpijskiej. Zabili dwóch członków izraelskiej ekipy. Udało im się wziąć zakładników i przedostać na lotnisko. Nieudolna akcja policji zakończyła się śmiercią terrorystów i dziewięciu sportowców. Większość powiązanych z zamachem została wytropiona i zabita przez Mossad. Akcja trwała wiele lat. Steven Spielberg nakręcił o niej film "Monachium".