– Nie wszystko udało się tak jak w komputerze. Chcieliśmy, żeby każdy miał idealnie takie same warunki, poprawki już na gotowym torze trwały przez kolejnych kilka miesięcy. Uważam, że nie ma nowocześniejszego kompleksu na świecie. Kajakarze są zachwyceni – mówi „Rz" MacLeod.
Kiedy przyjechaliśmy do Lee Valley White Water Center, tor był suchy. Można było dokładnie obejrzeć sposób przymocowania plastikowych, niebieskich elementów imitujących skały. MacLeod razem z kilkoma instruktorami zabrał nas do szatni, gdzie każdy dostał odpowiedni strój – piankowy kombinezon, specjalne buty, kamizelkę i kask. Mieliśmy spłynąć olimpijskim torem w ośmioosobowym pontonie. Trenujący w wielkim zbiorniku wodnym kajakarze patrzyli na nas uśmiechając się pod nosem. Żywioł, z którym radzą sobie podczas zawodów, w transmisji telewizyjnej i z trybun wygląda na dużo łatwiejszy do okiełznania.
White Water Center to dwa tory – treningowy o długości 160 metrów i różnicy poziomów 160 centymetrów oraz główny, olimpijski, długi na 300 metrów, z różnicą poziomów 5 i pół metra. Tor zapełnia się wodą w kilka minut, wysycha trochę dłużej. Pięć wielkich pomp wyrzuca wodę z prędkością 13 metrów na sekundę. Leniwy strumyk nagle zmienia się w rwący potok. Woda jest filtrowana, podobno nie ma drugiego obiektu, na którym tak dba się o czystość.
Uśmiech w umowie
Tor na igrzyskach wykorzystywany będzie przez pięć dni, piętnaście tysięcy biletów bardzo szybko się sprzedało. 31 milionów funtów wydanych na budowę zwraca się jednak głównie dzięki turystom, którzy mogą korzystać z torów od wiosny do jesieni. Strona internetowa Ehite Water Center reklamuje się hasłem: „Sprawdź, czy jesteś tak odważny jak olimpijczycy". Przyjeżdżasz sam – płacisz 49 funtów. Zbierzesz grupę 9 znajomych – zapłacicie 441 funtów i dostaniecie voucher o wartości 50 funtów na zakupy w bufecie.
Paskell Blackwell jest jednym z instruktorów kajakarstwa zatrudnionych tu na pełnym etacie. W umowie ma wpisany uśmiech i wyrozumiałość dla laików. Kiedy tłumaczy, jak zachowywać się po wypadnięciu z pontonu, mija nas grupa seniorów, po chwili – klasa z jednej ze szkół średnich. Interes się kręci, wypadki zdarzają się bardzo rzadko i nie są groźne.
– Wystarczy pamiętać, żeby podnieść stopy ponad taflę wody. Nurt powinien sprowadzić was spokojnie na koniec toru. Wokół całej trasy ustawieni są ratownicy, nic wam nie grozi. Jak ktoś nie umie pływać, to niech się nie przejmuje, bo na pewno go uratujemy – mówi Blackwell.