Reklama
Rozwiń

Brąz dla walecznych

Damian Janikowski i Bartłomiej Bonk mają brązowe medale. Pierwszy w klasycznych zapasach, drugi w ciężarach

Publikacja: 07.08.2012 02:09

Michał Kołodziejczyk z Londynu

Gorąco zrobiło się około 20 londyńskiego czasu. Walka Janikowskiego o trzecie miejsce w wadze 84 kg została przesunięta o 20 minut, bo przeciągała się dekoracja zapaśników, którzy wcześniej zakończyli rywalizację. W tym samym momencie w innej części hali Excel na pomost wychodzili sztangiści (waga 105 kg), z Marcinem Dołęgą jako murowanym kandydatem do złota. Był też Bonk, ale on medal zdobyć mógł, niczego nie musiał.

Dołęga zaczął rwanie od 190 kilogramów, spalił. Trener Mirosław Choroś mówił mu, żeby robił swoje, bo nie popełnia dużych błędów technicznych. To był moment, kiedy kilkaset metrów dalej na matę wyszedł Janikowski. 23 lata, wicemistrz Europy i świata, nadzieja polskich zapasów w stylu klasycznym. Po drodze do półfinału pokonał trzech przeciwników, walkę o finał przegrał tylko przez brak doświadczenia. Był blisko, ale lepszy okazał się Egipcjanin Mohamed Gaber Ebrahim.

Teraz przyszła kolej na Francuza Melonina Noumonvi. Polak od początku był aktywniejszy, widać było, że ma nad rywalem przewagę.

Po półtorej minuty drugiej rundy Noumonvi bronił się przed atakami Janikowskiego, ale ten, wydawało się od niechcenia, podniósł go i wyrzucił za matę. Zaczął swój taniec radości, po chwili to samo co z Francuzem zrobił ze swoim trenerem Ryszardem Wolnym. Podobno nie bolało, w chwilach triumfu nic nie boli. Brązowy medal stał się faktem.

Bez Rosjan

Dołęga podszedł do drugiej próby, spalił. Nikt nie wiedział, jak to możliwe, bo przez całe poprzedzające igrzyska zgrupowanie w Spale dźwigał wspaniale. Ponieważ w ostatniej chwili z igrzysk zostali wycofani dwaj Rosjanie – Chadżimurat Akkajew i Dmitrij Kłokow, którzy na mistrzostwach świata zajęli dwa pierwsze miejsca, Polak był głównym kandydatem do złota.

Janikowski tańcząc zszedł spotkać się z dziennikarzami. Zdjął koszulkę, pokazał tatuaż, podziękował kolegom z Wrocławia, bez których ten sukces nie byłby możliwy. Przyjechali do Londynu go dopingować i okazali się prawdziwymi kumplami. Podziękował też swojej dziewczynie, chociaż ostatnio miał z nią sprzeczki. Janikowski do zapasów dorabiał, pilnując wejścia do nocnych klubów, wystartował w zawodach MMA w tajemnicy przed swoim klubowym trenerem. Typ niepokorny, zadziora.

– Słuchajcie, na razie nie wierzę w to, co się stało. Spełniłem się, zapracowałem na medal, na coś, co wystarczy mi do końca życia – krzyczał. Żałował, że nie udało się wejść do finału, mówił, że to jego stracona szansa. Walkę o brąz nazwał najłatwiejszą w całym turnieju. Tłumaczył – miałem taktykę, zrobiłem wszystko na sto procent, tak jak planowałem.

Spalone rwanie

Dołęga nie dał rady po raz trzeci i odpadł z rywalizacji. Trener Choroś nie wiedział, co ma mu powiedzieć.

Po rwaniu prowadził Bartłomiej Bonk, ale ponieważ dla niego 190 kg to rekord życiowy, o medalu nikt głośno nie odważył się powiedzieć. – Polakom medali nikt nie daje, muszą je wyrwać z gardła. Bartka wysyłaliśmy na podrzut w podłych nastrojach, bo szkoda było Marcina. Bonk poprawił życiówkę, ale przez to, że Marcin spalił rwanie, miał mniej czasu na rozgrzewkę i trochę zmieniliśmy taktykę. Brąz jest jego olbrzymim sukcesem, ale liczyłem, że tego wieczoru będę miał dwóch medalistów – mówił Choroś.

Bonk wynikiem 220 kg wyrównał swój rekord życiowy w podrzucie. 225 było za ciężkie, ale wyprzedziło go tylko dwóch rywali – mistrzem z wynikiem 412 kg został Ukrainiec Oleksij Torochtij. Dołęga był przygotowany na 430 kg. To nie był wynik marzenie, ale realne plany.

Zza kurtyny oddzielającej zawodników od dziennikarzy Dołęga wyszedł pierwszy. Oparł się o barierkę, patrzył w jeden punkt. – 190 kg to nie jest dla mnie ciężar w rwaniu. Tyle podnoszę w środku nocy, nie wiem, dlaczego zawiodłem w najważniejszym turnieju swojego życia. Nie dostanę drugiej takiej szansy. Jestem trzykrotnym mistrzem świata i wszystkie te medale oddałbym za brąz na igrzyskach – mówił załamany.

To już koniec

Kiedy wyjeżdżał z hotelu, nawet nie czuł, że to olimpiada. Sam pytał siebie, czy przypadkiem nie jest zbyt spokojny. Sztanga wydawała mu się lekka. Była lekka, 190 kg wyrywał niezliczoną ilość razy w Spale, do 195 kg na zgrupowaniu podszedł trzy razy, a do 200 kilogramów – raz. Za każdym razem dawał radę. W Londynie podobno sztangę podnosił bez trudu, ale przy wstawaniu ciągnęła go do przodu, jakby nie mógł zablokować jej w barkach.

– Ktoś wygrał z wynikiem 412 kg? Jestem totalnie załamany. Co chce pan więcej usłyszeć? Że się nie nadaję do tego sportu? Proszę bardzo, nie nadaję się. To koniec, nie będę już dźwigał – mówił łamiącym się głosem.

Łzy Dołęgi przy barierce za chwilę zastąpiła radość Bonka. Ma za sobą trudny rok, dwa miesiące temu poszedł do dyrektora klubu z pytaniem, czy jest sens, żeby jechał na igrzyska. Bolały go nadgarstki, musiał związywać je na sztywno, żeby w ogóle złapać gryf. Nie było czasu na zabieg czy rehabilitację.

Zapadła decyzja: „Jedziemy", więc trzeba było brać środki przeciwbólowe i ćwiczyć. Nie spodziewał się medalu, ale kiedy prowadził po rwaniu, pomyślał nawet o złocie.

Dla bliźniaczek

– Trzecie miejsce dedykuję żonie. Jest w piątym miesiącu ciąży, niedługo będę miał bliźniaczki. Dobrze, że te igrzyska nie są w listopadzie, bo chociaż będę w domu, normalnie nie ma mnie 280–300 dni w roku – mówił, ściskając w rękach medal.

O pieniądzach na przygotowania nie chciał mówić. Stwierdził tylko, że ciężary to nie jest zajęcie dla normalnych ludzi. Na siłowni przerzuca się setki ton, a to męczące.

W jego rodzinnym Sępólnie Krajeńskim wszyscy grali w piłkę, a on nie widział w tym sensu. Było też żeglarstwo, które uwielbiał, ale poszedł zobaczyć, co jego starszy brat robił w sekcji ciężarów. Został. Po pół roku pojechał na mistrzostwa Polski do lat 16 i zajął szóste miejsce. Zrozumiał, że to jego sport.

Michał Kołodziejczyk z Londynu

Gorąco zrobiło się około 20 londyńskiego czasu. Walka Janikowskiego o trzecie miejsce w wadze 84 kg została przesunięta o 20 minut, bo przeciągała się dekoracja zapaśników, którzy wcześniej zakończyli rywalizację. W tym samym momencie w innej części hali Excel na pomost wychodzili sztangiści (waga 105 kg), z Marcinem Dołęgą jako murowanym kandydatem do złota. Był też Bonk, ale on medal zdobyć mógł, niczego nie musiał.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku