Michał Kołodziejczyk z Londynu
Gorąco zrobiło się około 20 londyńskiego czasu. Walka Janikowskiego o trzecie miejsce w wadze 84 kg została przesunięta o 20 minut, bo przeciągała się dekoracja zapaśników, którzy wcześniej zakończyli rywalizację. W tym samym momencie w innej części hali Excel na pomost wychodzili sztangiści (waga 105 kg), z Marcinem Dołęgą jako murowanym kandydatem do złota. Był też Bonk, ale on medal zdobyć mógł, niczego nie musiał.
Dołęga zaczął rwanie od 190 kilogramów, spalił. Trener Mirosław Choroś mówił mu, żeby robił swoje, bo nie popełnia dużych błędów technicznych. To był moment, kiedy kilkaset metrów dalej na matę wyszedł Janikowski. 23 lata, wicemistrz Europy i świata, nadzieja polskich zapasów w stylu klasycznym. Po drodze do półfinału pokonał trzech przeciwników, walkę o finał przegrał tylko przez brak doświadczenia. Był blisko, ale lepszy okazał się Egipcjanin Mohamed Gaber Ebrahim.
Teraz przyszła kolej na Francuza Melonina Noumonvi. Polak od początku był aktywniejszy, widać było, że ma nad rywalem przewagę.
Po półtorej minuty drugiej rundy Noumonvi bronił się przed atakami Janikowskiego, ale ten, wydawało się od niechcenia, podniósł go i wyrzucił za matę. Zaczął swój taniec radości, po chwili to samo co z Francuzem zrobił ze swoim trenerem Ryszardem Wolnym. Podobno nie bolało, w chwilach triumfu nic nie boli. Brązowy medal stał się faktem.