Podziw dla Ronniego „Rakiety" O'Sullivana to na pewno nie jest łatwe uczucie. Kto uwielbiał jego błyskotliwe zagrania, brejki maksymalne, szalone tempo gry i nadzwyczajną łatwość uderzeń ten musiał godzić się także z trudnym charakterem, licznymi nałogami, niekiedy niedbałym podejściem do obowiązków zawodowych, niemałą nonszalancją mistrza przy stole i poza nim.
Wiadomo jednak – to Ronnie, geniusz i legenda snookera. Nie można oddzielić jego życia od sportu, do którego ma niezwykły talent. Wychowany trochę przez bary, trochę przez przyjaciela rodziny (z tej racji, że ojciec Ronnie senior odbywał wyrok za morderstwo, a matkę skazano za oszustwa podatkowe), nie był też później bardzo przykładnym mężem i ojcem.
Szkół nie ukończył. W ostatniej, którą porzucił mając 16 lat, powiedział dyrektorowi, że zarabia więcej od niego, to po co ma się uczyć. Skandalista urodzony. Bywał dyskwalifikowany za przyjmowanie narkotyków, przechodził kuracje odwykowe. Mówił: – W dobrych dniach nałogiem był snooker, siłownia albo bieganie, w złych jointy, nadmierne jedzenie i alkohol.
Często płacił mandaty za zbyt szybką jazdę, parę samochodów też skasował. Odbierano mu premie i punkty rankingowe za bunty i wprowadzanie własnych reguł przy stole bilardowym. Nie kochał dziennikarzy, czasem ich obrażał, czasem prowokował, ale nigdy nie nudził. Kiedyś powiedział im, że jego fan-klub będzie prowadził ojciec i podał adres więzienia.
Napisał autobiografię, w której przyznał się do wiecznych strachów przed ludźmi, nieufności wobec wszelkiej władzy i autorytetów. Do nieumiejętności pozbywania się swoich obsesji.