Igrzyska w Londynie to był sukces. Nikt w to nie wątpi: 65 brytyjskich medali, z czego 29 złotych i trzecie miejsce w klasyfikacji generalnej, za USA i Chinami, które jednak startują w oddzielnej lidze. Były powody do dumy i niewielu miało ochotę pytać, kto ile pieniędzy naprawdę potrzebował, i czy je dobrze wykorzystał. Gospodarze musieli się pokazać wszędzie. I generalnie im się udało, a ci, którzy medali nie zdobyli, ukryli się za blaskiem największych gwiazd.
Kiedy skończyło się wielkie sprzątanie, 10 września Londyn podziękował sportowcom na specjalnej paradzie: był przejazd otwartymi samochodami i wielki napis „Thank You", przeciągnięty po niebie przez samolot RAF.
Teraz amok już nikomu nie grozi, a na pewno nie księgowym. Na drodze do Rio de Janeiro zaczęło się wielkie liczenie i rozdzielanie funduszy. Na medale ochota jest, ale Brytyjczycy doszli do wniosku, że lepiej poprawić to, co już dobrze funkcjonuje, niż reanimować dyscypliny w stanie śmierci klinicznej.
Na przygotowania do kolejnych igrzysk olimpijskich i paraolimpijskich UK Sport planuje wydać 347 mln funtów (15 proc. mniej niż przed Londynem). Cztery dyscypliny nie dostaną nic, jedna prawie nic, a kilku innym obcięto pieniądze.
Wioślarze: 32,6 mln funtów (zamiast 27,3 mln), Bradley Wiggins i sir Chris Hoy oraz reszta kolarzy - 30,1 mln (zamiast 26), lekkoatleci - 26,8 mln (25,1 mln), jeździectwo - 17,9 mln (13,3 mln).