Doping: lekarze bez granic

Najmniej ryzykowali, najwięcej zarabiali. Skrucha? Nie, bo ich zdaniem doping to samo zdrowie

Publikacja: 02.02.2013 18:40

Doktor Eufemiano Fuentes

Doktor Eufemiano Fuentes

Foto: AFP

Czego właściwie hiszpański sąd chce od tego czarującego człowieka? Ten złotousty ginekolog miałby być szefem jakiejś szajki oszustów? Szefowie gangów tak nie wyglądają. Doktor Eufemiano Fuentes wkracza na salę rozpraw w Madrycie wymuskany, elegancki, z aktówką w ręce, plikiem dokumentów pod pachą. Zawsze z logicznymi odpowiedziami, gotowością do współpracy i niezmąconym przekonaniem o własnej niewinności.

Nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego sąd marnuje pieniądze podatników i odrywa go od pracy w klinice, gdzie tak wiele mógłby zrobić dla swoich pacjentów. Przecież transfuzje, podrasowywanie krwi setkom sportowców (robi się to przez odwirowanie czerwonych krwinek i ponowne wstrzyknięcie, działa jak turbodoładowanie) to była zwyczajna lekarska robota.

EPO dla córki

Do tego, czy nie była też pomocą w sportowym oszustwie, doktor się nie odnosi.Proces tego nie dotyczy, bo sięga czasów, w których doping nie był jeszcze przestępstwem w Hiszpanii. Fuentes jest oskarżony tylko – i aż – o przestępstwa przeciw zdrowiu publicznemu. I to też doktor uważa za absurdalne. Dla niego sportowcy to tacy sami pacjenci jak inni. Prosili o terapię, wykonywał ją, nie wiązało się to z żadnym ryzykiem dla ich zdrowia. Fuentes zarzeka się, że nie dodawał do kuracji żadnych dopalaczy. Żadnych hormonów wzrostu ani EPO, czyli erytropoetyny, dzięki której krew transportuje więcej tlenu.

Równie dobrze – zdaje się przekonywać doktor Eufemiano – można by zaciągnąć pod sąd chirurga plastycznego tylko za to, że udoskonalał swoich pacjentów. Oskarżyć go, choć nigdy nie omsknęła mu się ręka, a żaden pacjent się na niego nie poskarżył.

Na niego się nie skarżyli. Przeciwnie: polecali go sobie. Kolarze, lekkoatleci, bokserzy, tenisiści, piłkarze. Według ustaleń śledczych gotowi byli płacić za tę opiekę nawet 60 tysięcy euro rocznie. Tyle doktor brał od najlepszych kolarzy. Gdy policyjny nalot z 2006 roku rozbijał mu dopingowy biznes, miał pod opieką ponad 50 kolarzy i przynajmniej drugie tyle sportowców z innych dyscyplin. Zyski szły w miliony euro, wystarczało na opłacanie całego sztabu współpracowników.

Fuentes tak bardzo troszczył się o zdrowie swoich pacjentów, że odmówił poprawiania krwi np. Jesusowi Manzano, mimo że kolarz bardzo go o to prosił.

– Nie zgodziłem się, bo Manzano brał kokainę. A kokaina może wywołać poważne powikłania w układzie krążenia. O narkotykach wiem od matki Manzano, uprzedzała mnie – zeznawał Fuentes. Jesus Manzano to kolarz, który w 2004 roku opowiedział o podejrzanej działalności doktora dziennikowi sportowemu „A" i będzie zeznawał przeciw Fuentesowi.

Policyjne śledztwo i nalot na mieszkania doktora i jego wspólników w maju 2006 roku, nazwany Operacion Puerto, to konsekwencja m.in. tych artykułów. Od aresztowań do procesu minęło siedem lat, w międzyczasie doktor został zatrzymany jeszcze raz, tym razem w Operacion Galgo, dotyczącej głównie dopingowania lekkoatletów.

Doktor Eufemiano Fuentes zasiadł na ławie oskarżonych

Jeśli ktoś uważa, że Lance Armstrong w wywiadzie u Oprah Winfrey był cyniczny, nie dość się kajał, tanio usprawiedliwiał i próbował grać na uczuciach widzów, niech posłucha doktora. On podczas zeznań zawsze ma pod ręką jakieś rodzinne nieszczęście.

– Nie podawał pan EPO? A zostało u pana znalezione. – EPO było dla mojej chorej na raka córki Gary. – A Norditropin, hormon wzrostu, lek przeznaczony tylko do użytku szpitalnego? – Dla mojego chorego ojca – opowiadał Fuentes wzburzonym głosem, bo śledczy nie chcieli oddać ojcu lekarstwa, mimo że prosił. – Ojciec zmarł kilka miesięcy później – mówi doktor.

Gdyby się jednak musiał przyznać do podawania EPO, to też miałby pod ręką gotowe wytłumaczenie. – EPO nie jest niebezpieczne. Niebezpieczne jest tylko nadużywanie EPO. Ale wypicie 10 litrów soku pomarańczowego też jest niebezpieczne – mówił swego czasu doktor Michele Ferrari, najsłynniejszy specjalista od dopingowania sportowców.

Ta wypowiedź o EPO kosztowała go kiedyś posadę w jednej z grup kolarskich, ale krzywda mu się potem nie działa. Od samego Lance'a Armstronga dostawał za przygotowanie programów treningowych i dopingowych miliony dolarów. I jeszcze nieraz, podobnie jak i inni lekarze uwikłani w doping, przekonywał, że takie wspomaganie wcale nie jest niebezpieczne dla zdrowia. Że większym ryzykiem jest porywać się na 3,5 tysiąca kilometrów jazdy w Tour de France bez takiej pomocy, wypalać sobie wszystko, co najcenniejsze we krwi, wysiłkiem ponad ludzkie siły.

Bankierzy i chałupnicy

Ferrari już w 2004 roku został skazany przez włoski sąd na rok więzienia w zawieszeniu i zakaz pracy ze sportowcami. Wkrótce czeka go kolejny proces. Prokuratura postawi doktorowi zarzuty m.in. prania brudnych pieniędzy i unikania podatków.

Jeśli szajkę Fuentesa nazywano dopingowym Wal-Martem, to Ferrari był właścicielem całego holdingu. Działającego w Szwajcarii i we Włoszech, mającego na usługach bankierów i prawników. Prokurator Benedetto Roberti szacuje obroty tego biznesu na 30 mln euro. Zespoły kolarskie niby wypłacały swoim zawodnikom część wynagrodzeń na podstawie umów na wykorzystanie wizerunku, ale te pieniądze trafiały do Ferrariego.

Nie będzie to zapewne ostatni proces lekarza sportowego, bo belgijska prokuratura zastanawia się, czy nie postawić zarzutów dr. Geertowi Leindersowi, oskarżanemu o organizowanie dopingu m.in. w grupie Rabobank.

Ale Leinders był chałupnikiem w porównaniu z Ferrarim czy Fuentesem – dwóch uczniów słynnego profesora Francesco Conconiego, nazywanego papieżem włoskiego dopingu. Conconi na zlecenie Międzynarodowego Komitetu Olimpijskiego, i za wysoką opłatą, pracował nad testem na EPO, a tak naprawdę pieniądze wydawał na eksperymenty, które pozwalały mu udoskonalać swoje dopingowe sposoby. Jego też sądzono, proces ciągnął się pięć lat, aż w 2004 roku bezradny sędzia przyznał, że uważa Conconiego za „moralnie winnego", ale ma zbyt mało dowodów, by go skazać za sportowe oszustwo.

Conconi nadal pracuje na uniwersytecie w Ferrarze, koordynuje prace naukowe, miał nawet swego czasu propozycję, by wejść do rządu. Premier Romano Prodi chciał go zrobić podsekretarzem stanu. W Ministerstwie Zdrowia, jakżeby inaczej.

Czego właściwie hiszpański sąd chce od tego czarującego człowieka? Ten złotousty ginekolog miałby być szefem jakiejś szajki oszustów? Szefowie gangów tak nie wyglądają. Doktor Eufemiano Fuentes wkracza na salę rozpraw w Madrycie wymuskany, elegancki, z aktówką w ręce, plikiem dokumentów pod pachą. Zawsze z logicznymi odpowiedziami, gotowością do współpracy i niezmąconym przekonaniem o własnej niewinności.

Nie jest w stanie zrozumieć, dlaczego sąd marnuje pieniądze podatników i odrywa go od pracy w klinice, gdzie tak wiele mógłby zrobić dla swoich pacjentów. Przecież transfuzje, podrasowywanie krwi setkom sportowców (robi się to przez odwirowanie czerwonych krwinek i ponowne wstrzyknięcie, działa jak turbodoładowanie) to była zwyczajna lekarska robota.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Wielkie Serce Kamy. Wyjątkowa nagroda dla Klaudii Zwolińskiej
Sport
Manchester City kontra Real Madryt. Jeden procent nadziei
Sport
Związki sportowe nie chcą Radosława Piesiewicza. Nie wszystkie
Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Materiał Promocyjny
Raportowanie zrównoważonego rozwoju - CSRD/ESRS w praktyce