Ostatni płaski etap do Bresci wygrał w niedzielę supersprinter Mark Cavendish, ale nikt nie miał wątpliwości, że to była tylko długa runda honorowa grupy Astana i jej lidera. Nibali zapracował na swój sukces znakomitą jazdą na czas w czwartek, w sobotę efektownie potwierdził przewagę wygrywając także ostatni górski etap wyścigu.
Ten etap miał być długą drogą przez mękę, ale wielki śnieg w Dolomitach kazał organizatorom wytyczyć nieco łatwiejszą trasę. Zamiast pięciu górskich premii – dwie, na ostatnich kilometrach etapu, na Passo Tre Croci (1805 m) i Tre Cime di Lavaredo (Cima Coppi, 2304 m). Nibali zaatakował 3 km przed metą, nikt nie wytrzymał jego tempa, ale trójka Kolumbijczyków za plecami Włocha załatwiła ważne sprawy – drugie miejsce dla Rigoberto Urana i białą koszulkę najlepszego młodzieżowca dla Carlosa Betancura.
Ataku Kolumbijczyków nie odparli Rafał Majka i Przemysław Niemiec, obaj spadli o jedno miejsce w klasyfikacji końcowej, za Betancura. Ten mały spadek oraz utracona biała koszulka Majki nie mogą jednak odebrać Polakom tego, że w tegorocznym Giro pojechali świetnie, obaj zajęli miejsca wyższe niż 9., za które w 1991 roku podziwialiśmy Zenona Jaskułę.
Przemysław Niemiec (rocznik 1980, dwunasty sezon zawodowy) kilka razy udowodnił, że potrafi znacznie więcej, niż holować po górach Michele Scarponiego, gwiazdę zespołu Lampre-Merida. Obowiązki dla drużyny potrafił pogodzić z dojrzałą, ambitną jazdą. Giro ukończył po raz trzeci, wreszcie na miejscu odpowiednim do umiejętności, poprzednio był 39. (2012) i 40. (2011).
Rafał Majka miał być liderem ekipy w Giro już rok temu, kontuzja młodego Polaka kazała odroczyć ten pomysł. Jak na normy zawodowego kolarstwa – naprawdę wyjątkowy: postawić na 23-letniego polskiego chłopaka, który zaledwie od kilkunastu miesięcy jest obecny między profesjonalistami. Zenon Jaskuła został liderem swej grupy w Tour de France, gdy miał 33 lata.