Reklama
Rozwiń

Tour de France. Setny wyścig Tour de Framce

W sobotę rusza Tour de France. Wyjątkowy, bo setny – i pierwszy po upadku Lance'a Armstronga

Publikacja: 28.06.2013 20:58

Tour de France w pełnej krasie – to już setny wyścig

Tour de France w pełnej krasie – to już setny wyścig

Foto: AP

Po sukcesach Armstronga pozostała w Tour de France wielka dziura i jeszcze większy niesmak. Siedem tytułów Amerykanina (1999–2005), zdobytych za pomocą niedozwolonego wspomagania, wymazano z pamięci, na wszelki wypadek nie przyznano ich nikomu innemu. Bo lista oszustów, chętnych do wjechania na szczyt na skróty, niebezpiecznie się wydłużyła i trudno byłoby znaleźć dobrego kandydata.

Skruszony Niemiec

Brał prawie każdy, nie robiłem niczego dziwnego – powiedział ostatnio Jan Ullrich, największy rywal Armstronga w TdF, zwycięzca wyścigu 1997. – Korzystałem z usług Eufemiano Fuentesa. Moim zdaniem oszustwo zaczyna się wtedy, kiedy dzięki dopingowi coś zyskuję, a tak nie było, bo każdy miał dostęp do tych samych środków. To było jedynie wyrównywanie szans. Wiedziałem, że wcześniej czy później wyjdzie to na jaw i nawet Armstrong nie ucieknie przed prawdą, mimo że był kryty przez wiele instytucji. Nie jestem od niego wcale lepszy, ale i nie gorszy – spowiadał się magazynowi „Focus” skruszony Niemiec.

Na dopingu wpadały w Wielkiej Pętli i całe zespoły (afera Festiny w 1998 roku, która wstrząsnęła zawodowym peletonem), i wybitne jednostki: Aleksander Winokurow, Michael Rasmussen, Stefan Schumacher czy ostatnio Frank Schleck. Tytuły odbierano wcześniej i Floydowi Landisowi (2006), i Alberto Contadorowi (2010). Ale – jak zauważyła Amerykańska Agencja Antydopingowa (USADA) – nikt nie stworzył tak wyrafinowanej, sprawnej i prężnie działającej machiny, jak Armstrong i jego grupa US Postal.

– Kolarstwo stało się jedną z najczystszych dyscyplin. Ta zmiana otwiera drogę młodym, zdolnym chłopakom. Wyrównały się szanse, znów liczy się systematyczność, a nie to, kto ma lepszego lekarza – cieszy się w rozmowie z „Rz” Czesław Lang, dyrektor Tour de Pologne i trzykrotny uczestnik Wielkiej Pętli. – Jak się przejechało cały wyścig, to można o sobie powiedzieć, że jest się twardzielem. Strona sportowa zawsze była na najwyższym poziomie, ale do organizacji można było mieć zastrzeżenia. Kiedyś podczas upałów zaskoczyło mnie, że w hotelu nie ma klimatyzacji. Spaliśmy w wannie z wodą, żeby się ochłodzić. Teraz pewnie takich problemów nie ma – wspomina Lang.

Mimo ostatnich afer TdF nie traci na popularności. Wciąż uznawany jest za najważniejszą imprezę sportową po igrzyskach olimpijskich i piłkarskim mundialu, transmitowany do prawie 200 krajów. Jak pisze „New York Times”, to najbardziej wyczerpująca próba w zawodowym sporcie. Zatrzymały ją dotychczas tylko dwie wojny światowe.

Wyścig jest dzieckiem Henriego Desgrange’a, założyciela gazety „L’Auto”, poprzednika najsłynniejszego dziś dziennika sportowego – „L’Equipe”. Pierwsza edycja ruszyła na początku lipca 1903 roku w Montgeron na przedmieściach Paryża, spod kawiarni „Reveil Matin”. Składała się z sześciu etapów, łączących największe miasta: oprócz stolicy – Lyon, Marsylię, Tuluzę, Bordeaux i Nantes. Zwyciężył Francuz Maurice Garin. W nagrodę otrzymał 6 tys. franków. Dziś zwycięzca dostaje 450 tys. euro, na 8 tysięcy wyceniana jest wygrana etapowa.

Etapy, które początkowo liczyły ponad 400 km, stopniowo skracano, zwiększając jednocześnie ich liczbę. Desgrange w 1919 roku wymyślił żółtą koszulkę dla lidera, by wyróżniał się on w peletonie. Kolor był nieprzypadkowy, pochodził od papieru, na którym drukowano „L’Auto”. Dziś mamy i koszulkę zieloną dla najlepszego sprintera, i białą w czerwone grochy dla specjalisty od jazdy w górach, i jednolitą białą dla najlepszego młodzieżowca. A oprócz tego klasyfikację drużynową i najbardziej aktywnych.

Dorównać Jaskule

Już w pierwszych latach nie obyło się bez ofiar. W 1910 roku Francuz Adolphe Heliere utonął w morzu podczas dnia przerwy, w 1935 roku Hiszpan Francisco Cepeda, zjeżdżając z przełęczy Galibier, uderzył głową o kamień. Ale do najgłośniejszego wypadku doszło w 1967 roku. Brytyjczyk Tom Simpson, mistrz świata 1965, zemdlał podczas wspinaczki na legendarną Mont Ventoux („Nie pokazujcie matkom synów, którzy wjechali na tę górę” – brzmi znane powiedzenie dotyczące tego największego obok Alpe d’Huez i przełęczy Tourmalet symbolu TdF).

W wyścigu startuje trzech Polaków: Przemysław Niemiec, Michał Kwiatkowski i Maciej Bodnar

Tuż przed śmiercią Simpson miał powiedzieć: „wsadźcie mnie na rower”. W jego organizmie wykryto mieszankę amfetaminy i alkoholu. Ta tragedia przyczyniła się do wprowadzenia kontroli po każdym z etapów, a śmierć Włocha Fabio Casartellego w 1995 roku, ostatniej ofiary wśród uczestników, do ponownej dyskusji na temat używania kasków. Obowiązek ich noszenia wprowadzono jednak dopiero osiem lat później.

Pierwszym, który seryjnie kolekcjonował tytuły w TdF, był Francuz Jacques Anquetil (1957 i 1961–1964). Pięć razy zwyciężali też jeszcze tylko: Belg Eddy Merckx (1969–1972 i 1974, rekordzista etapowych wygranych – 34), Francuz Bernard Hinault (1978, 1979, 1981, 1982 i 1985) oraz Hiszpan Miguel Indurain, który jako jedyny dokonał tego rok po roku (1991–1995).

Polskie sukcesy to wciąż jedno etapowe zwycięstwo i trzecie miejsce Zenona Jaskuły w klasyfikacji końcowej w 1993 roku (pięć lat później Dariusz Baranowski był 12. w barwach US Postal). – Minęło już 20 lat, a wydaje mi się, jakby to było rok czy dwa lata temu. Do końca życia nie zapomnę tych tłumów ludzi w górach. Głośnych, wesołych, poprzebieranych. Z flagami swoich krajów w rękach, ale kibicujących każdemu. Nawet tym z końca stawki. To było budujące. Na podium łezka w oku mi się zakręciła – opowiada „Rz” Jaskuła, wówczas kolarz grupy GB-MG Maglificio. – Postanowiłem, że muszę wygrać przynajmniej jeden etap. I akurat udało się ten najcięższy, do Saint-Lary-Soulan, z finiszem 20, 30 km pod górę. Koledzy z zespołu się ucieszyli, bo był on lepiej płatny – śmieje się Jaskuła, który po wypadku i zakończeniu kariery zajął się biznesem.

Lang sukces Jaskuły oglądał w telewizji. – To była wielka chwila dla polskiego kolarstwa. Miałem tym większą satysfakcję, że wprowadzałem Zenka do świata zawodowców. Byłem jego pierwszym dyrektorem sportowym, w zespole Diana-Colnago uczyłem, jak to wszystko wygląda – przypomina Lang.

Dziś o powtórzeniu wyczynu Jaskuły marzą Przemysław Niemiec (Lampre-Merida) i Michał Kwiatkowski (Omega Pharma-Quick Step). Pierwszy zakończył tegoroczne Giro d’Italia na szóstym miejscu, drugi ma opinię jednego z największych talentów w peletonie. – Jest najmłodszy w naszej ekipie. Zabieramy go, by zbierał doświadczenie i spróbował powalczyć o białą koszulkę najlepszego młodzieżowca – mówią w zespole, którego liderem będzie brytyjski supersprinter Mark Cavendish. – Bardzo dobrze, że Michał poczuje atmosferę wyścigu – twierdzi Lang.

23-letni Polak, dwukrotny mistrz Europy (2007, 2008) i mistrz świata juniorów (2008), błysnął w tym sezonie w Tirreno-Adriatico (był czwarty) oraz w klasykach: Amstel Gold (również czwarty) i Strzale Walońskiej (piąty). W TdF – podobnie jak Niemiec – jeszcze nie startował, ale często porównuje się go do Petera Sagana, słowackiego rówieśnika z grupy Cannondale (dawniej Liquigas), który przebojem wjechał na kolarski szczyt. Rok temu Sagan w debiucie w Wielkiej Pętli wygrał trzy etapy i klasyfikację punktową.

Jednym z pomocników Sagana będzie Maciej Bodnar. Mistrz Polski w jeździe na czas przed dwoma laty zajął w Tourze 143. miejsce. Zabraknie Sylwestra Szmyda (Movistar), jedynego Polaka w ubiegłorocznym wyścigu. – Liczę, że nasi zawodnicy postarają się o etapowe zwycięstwo. Pierwszy tydzień pokaże, o co będą walczyć – uważa Jaskuła.

Wraca Contador

Pod nieobecność broniącego tytułu Bradleya Wigginsa i triumfatora ostatniego Giro d’Italia Vincenzo Nibalego wśród faworytów TdF najczęściej wymienia się Chrisa Froome’a (Sky). Pochodzący z Kenii Brytyjczyk już rok temu zajął drugie miejsce, mimo że pracował na wygraną Wigginsa. Teraz będzie liderem zespołu. Świetnie jeździ na czas i w górach. Ozdobą rywalizacji mogą być jego pojedynki z Alberto Contadorem (saxo-Tinkoff), jedynym aktywnym kolarzem, który zna smak zwycięstwa w trzech wielkich tourach (w TdF w 2007 i 2009 roku). Hiszpan nazywany rewolwerowcem wraca na trasę Wielkiej Pętli po dyskwalifikacji za doping.

Pierwszy raz od dziesięciu lat wyścigowa kolumna nie wyjedzie poza granice Francji, pierwszy raz zacznie rywalizację na Korsyce (w Porto-Vecchio), a zakończy na Polach Elizejskich przy sztucznym świetle. „Reflektory mają przykryć dopingowy brud” – skomentował ten pomysł dziennik „Le Monde”. Do pokonania jest w sumie 3360 km. Na Korsyce zaplanowano trzy pierwsze etapy, potem kolarze przeniosą się na Lazurowe Wybrzeże, a następnie w Pireneje. 14 lipca, w dniu święta narodowego Francji, będzie podjazd na Mont Ventoux, a cztery dni później dwukrotna wspinaczka na Alpe d’Huez – to też nowość. Ale według ekspertów najtrudniejszy ma być podjazd na Semnoz, dzień przed kończącym wyścig etapem przyjaźni.

Transmisje 100. Tour de France oraz magazyny, reportaże i wywiady w Eurosporcie.

Sport
Dlaczego Kirsty Coventry wygrała wybory i będzie pierwszą kobietą na czele MKOl?
Sport
Długi cień Thomasa Bacha. Kirsty Coventry nową przewodniczącą MKOl
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Materiał Promocyjny
Warunki rozwoju OZE w samorządach i korzyści z tego płynące
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń