Pomidor wylądował

Miłośnicy talentów Shauna White'a łączcie się. Dwukrotny mistrz olimpijski w snowboardzie i wielokrotny mistrz X-Games zaczął karierę gitarzysty rockowego

Publikacja: 13.07.2013 01:01

Pomidor wylądował

Foto: Creative Commons Uznanie autorstwa – Na tych samych warunkach 2.0

Bohater zimowych sportów akcji, wynalazca skoku zwanego Tomahawkiem (fachowo: Double McTwist 1260), kumpel miliardera Richarda Bransona, notowany w amerykańskich policyjnych kartotekach wandal oraz miłośnik wszelkich używek pokazał światu nową pasję: muzykę.

Można przypuszczać, że to pasja szczera, bo niezwiązana z wielkimi dochodami i wielką publicznością. Wręcz przeciwnie. Pierwsze koncerty, jakie daje jego kapela o obiecującej nazwie „Bad Things" wyglądają jak ten, który w czwartek 11 lipca zespół dał w Nowym Jorku, na dolnym Manhattanie, w sali Santos Party House. Z widownią na jakieś 300 osób. Wejściówka kosztowała 10 dolarów, na trzy zespoły. Przyszła może setka młodych ludzi.

Można z duża dozą prawdopodobieństwa przypuszczać, że nikt ze słuchaczy nie miał pojęcia, co grają „Bad Things", ani kim jest facet z lewej strony z gitarą, ubrany w ciemne spodnie, czarne buty i zwykłą koszulkę z krótkimi rękawami, w dodatku ostrzyżony na krótko, żadnych czerwonych loków do połowy pleców, które przed laty dały mu przydomek „Latającego pomidora".

Te włosy, znak rozpoznawczy, poświęcił w grudniu 2012 roku na rzecz akcji „Locks for Love". Idea była prosta: ofiarować loki na peruki dla potrzebujących dzieci, które straciły własne włosy z powodów medycznych.

Pomidor zatem wylądował, na scenie stał jeden z trójki muzyków, zwykły chłopak.

Tylko gitara dobra, dla znawców: Gibson Les Paul Studio, wymalowana w stylu sunburst, czyli elegancko podpalana przy brzegach. Kapelę stworzył z kumplami dawno temu, wszyscy znają się od lat dziecięcych.

Może z tą muzyką jest tak, że to lek na sławę. Shaun White w swym burzliwym życiu miał już wiele przygód. Złoto w Turynie, złoto w Vancouver (oba w konkurencji halfpipe), mnóstwo sukcesów w zimowych igrzyskach sportów ekstremalnych oraz życiorys, który zaczął się od dwóch operacji na otwartym sercu, a potem było jeszcze intensywniej: prywatny ośrodek snowboardowy w prezencie od Red Bulla, sponsorzy, liczne występy telewizyjne, filmy dokumentalne i fabularne, gry komputerowe, książki, słowem amerykańska kariera, która daje mu jakieś 8-10 mln dolarów rocznie. W nowojorskiej salce nikt go jednak o halfpipe i obroty w powietrzu nie pytał. Liczyła się muzyka, która, zdaje się, na razie jeszcze się nie przebija do mas. Są tacy, którzy jednak wierzą i w ten talent White'a. Niedawno studio Warner Bros Records podpisało z „Bad Things" umowę na pierwszy album. Ma zostać wydany jeszcze w tym roku.

Shaun mówi jednak, że nie będzie reklamował płyty. O gitarze wspomniał tylko niedawno półgębkiem w programie telewizyjnym „The Late Show with David Letterman". Mruknął, że czasem robi sobie przerwę od deski snowboardowej w latach przedolimpijskich i coś tam gra latem z przyjaciółmi.

Tego lata zaplanowali całe 12 koncertów, aż do początku sierpnia. Kolejny w ten weekend na Brooklynie. Mimo wszystko chyba coś trzeba zrobić dla popularności utworów „Bad Things". Konto twitterowe grupy (@badthings) śledzi wedle ostatnich danych, jakieś 218 osób, konto twitterowe sportowca White'a – około 1,2 miliona. Podczas czwartkowego 30-minutowego koncertu kapela mistrza snowboardu miała tylko rozgrzać słuchaczy przed występem nieco bardziej sławnej grupy o nazwie „Jesteśmy Naukowcami".

Świadkowie mówili, że Shaun White, inaczej niż w sportowym życiu, trzymał się boku sceny, tylko od czasu do czasu pomagał wokaliście w refrenach. Wokalista, Davis LeDuke, jeszcze sam był dość speszony, zapomniał przedstawić kolegów. Tyle dobrego, że ta setka ludzi, która słuchała nieznanych piosenek, jednak czasem rytmicznie poruszała głowami.

Po występie „Bad Things" szybko sami odłączyli sprzęt od głośników i ustąpili miejsca kolejnym muzykom.

Za pół roku w Soczi będzie oczywiście inaczej. Gdy na śnieżnej rampie stanie Shaun White, dwukrotny mistrz igrzysk, będzie gwiazdą. Tylko rude włosy do tego czasu już chyba nie odrosną.

Bohater zimowych sportów akcji, wynalazca skoku zwanego Tomahawkiem (fachowo: Double McTwist 1260), kumpel miliardera Richarda Bransona, notowany w amerykańskich policyjnych kartotekach wandal oraz miłośnik wszelkich używek pokazał światu nową pasję: muzykę.

Można przypuszczać, że to pasja szczera, bo niezwiązana z wielkimi dochodami i wielką publicznością. Wręcz przeciwnie. Pierwsze koncerty, jakie daje jego kapela o obiecującej nazwie „Bad Things" wyglądają jak ten, który w czwartek 11 lipca zespół dał w Nowym Jorku, na dolnym Manhattanie, w sali Santos Party House. Z widownią na jakieś 300 osób. Wejściówka kosztowała 10 dolarów, na trzy zespoły. Przyszła może setka młodych ludzi.

Pozostało jeszcze 83% artykułu
Sport
Wybitni sportowcy wyróżnieni nagrodami Herosi WP 2025
Sport
Rafał Sonik z pomocą influencerów walczy z hejtem. 8 tysięcy uczniów na rekordowej lekcji
doping
Witold Bańka jedynym kandydatem na szefa WADA
Materiał Partnera
Herosi stoją nie tylko na podium
Sport
Sportowcy spotkali się z Andrzejem Dudą. Chodzi o ustawę o sporcie