Amerykański Ronaldo, koreański Messi

Wielkie kluby walczą o piłkarzy. Nie tylko tych, których nazwiska pojawiają się na pierwszych stronach gazet. Coraz częściej bohaterami transferów futbolowych potęg są dzieci.

Publikacja: 10.08.2013 01:01

Iker Casillas, absolwent akademii piłkarskiej Królewskich

Iker Casillas, absolwent akademii piłkarskiej Królewskich

Foto: AFP

Najlepsze zespoły na świecie prowadzą własne szkółki piłkarskie. Chcą mieć pewność, że młodzi zawodnicy zostaną wyszkoleni według odpowiedniego wzorca i zgodnie z ich oczekiwaniem. Jednak trenerzy drużyn młodzieżowych nie ograniczają swoich poszukiwań talentów jedynie do własnego miasta czy kraju. Przyszłych gwiazd szukają również zagranicą.

Ostatnio bój o jednego z młodych piłkarzy stoczyły Real Madryt i FC Barcelona. Jedenastoletni Amerykanin, Joshua Pynadath, spędził w Hiszpanii kilka miesięcy. Przyglądali mu się skauci z obu klubów, ale wybrał ofertę zespołu ze stolicy. Tym samym został pierwszym dzieckiem ze Stanów Zjednoczonych, które będzie uczestniczyło w zajęciach akademii piłkarskiej Królewskich. Być może za parę lat dołączy do grona jej sławnych wychowanków takich jak Iker Casillas, Raul czy Guti.

Pynadath trafił do Realu dzięki Jeffowi Baicherowi – dyrektorowi technicznemu De Anza Force Soccer Club, czyli drużyny, w której do tej pory występował. Rok temu Baicher wysłał do Madrytu film, na którym jedenastolatek prezentuje swoje zdolności. Umiejętności techniczne zawodnika zachwyciły szkoleniowców tak bardzo, że ci od razu zaprosili małego Amerykanina na testy, które odbyły się w listopadzie ubiegłego roku. Ale talent Pynadatha nie umknął uwadze również największego rywala Realu – Barcelonie. Piłkarz wraz z rodziną pojechał do Katalonii, by uczestniczyć w zajęciach słynnej szkółki La Masia. Chłopiec stanął przed trudnym wyborem, który niejednemu z jego rówieśników spędziłby sen z powiek – Real czy Barcelona? Ale Pynadath nie wahał się ani chwili.

– Gdy wróciłem z testów w Barcelonie, trenerzy z Madrytu bardzo ucieszyli się na mój widok. Czułem się tak, jakbym nigdy stamtąd nie wyjeżdżał. Każdy z obozów, w których uczestniczyłem, był traktowany niesamowicie poważnie. Chłopaki robili, co mogli, by pokazać się z jak najlepszej strony. A wybrano właśnie mnie. Gdy usłyszałem, że jestem pierwszym Amerykaninem w akademii Realu, powiedziałem, że chciałbym być dobrym przykładem dla innych dzieci z mojego kraju – opowiadał Pynadath. Na decyzję jedenastolatka dodatkowo wpłynął fakt, że w drużynie Królewskich występuje jego ulubiony piłkarz – Cristiano Ronaldo. Teraz rodzinę Pynadathów czeka przeprowadzka do Hiszpanii. Ale nie wywróci to ich życia do góry nogami. Klub zapewni rodzicom mieszkanie i pracę, a młodszy brat Josh będzie trenował w jednym z satelickich klubów Realu.

Katalończycy nie kryli swojego żalu z powodu utraty utalentowanego młodzieńca. Tym bardziej, że udowodnili, iż potrafią wychować zdolnych piłkarzy, którzy potem stają się ikonami futbolu. Najlepszy przykład to Lionel Messi. Argentyńczyk trafił do Katalonii w 2000, gdy miał trzynaście lat. Dziś jest najlepszym zawodnikiem na świecie – cztery razy z rzędu zdobywał Złotą Piłkę. Kilka dni temu prezes Sandro Rosell ogłosił, że jeśli ktoś będzie chciał kupić Messiego, musi za niego zapłacić 580 milionów euro. Trenerzy Dumy Katalonii mieli nadzieję, że pod ich skrzydłami podobnie rozwinie się Pynadath.

Ale w La Masii trenuje zawodnik, który może być godnym następcą utytułowanego Argentyńczyka. Trzy lata temu na Camp Nou trafił Park Sheng-Ho. Trzynastoletni wtedy Koreańczyk od razu został nazwany przez kibiców „nowym Messim". Szkoleniowcy powtarzali, że od 2000 nie mieli do czynienia z tak uzdolnionym dzieckiem. Na razie kibice w Europie niewiele wiedzą o azjatyckim piłkarzu, lecz w swojej ojczyźnie jest on prawdziwą gwiazdą. Jeszcze zanim związał się z katalońskim zespołem, podpisał kontrakt sponsorski z firmą Nike. W Korei jest twarzą tej marki i to głównie on pojawia się w jej reklamach. Sztab trenerski Barcelony twierdzi, że zachwyty nad umiejętnościami Sheng-Ho nie są przesadzone. Koreańczyk wkrótce ma rozpocząć treningi z pierwszą drużyną.

Jednak młodzi piłkarze i ich rodzice muszą być ostrożni. Bycie futbolową perełką nie zawsze oznacza, że w przyszłości zostanie się idolem tłumów. Tak było chociażby z Freddy'm Adu. W 2007 osiemnastoletni Amerykanin został ogłoszony „drugim Pele", miał zmienić oblicze piłki nożnej, wnieść do niej nową jakość. W tym samym roku opuścił Real Salt Lake City i trafił do Benfiki Lizbona. I nagle czar prysł. Adu nie zrobił wielkiej kariery. Wciąż był wypożyczany – do AS Monaco czy Arisu Saloniki. Nigdzie nie zagrzał dłużej miejsca. Swoją europejską przygodę skończył w Caykurze Rizespor, grającym w drugiej lidze tureckiej. Dwa lata temu wrócił do ojczyzny i podpisał umowę z Philadelphia Union, w którym występuje do tej pory. Miał być gwiazdą, a jest jednym z wielu piłkarzy grających w MLS. Podobnie było z Bojanem Krkiciem, wychowanym przez La Masię. Wraz z Messim miał siać postrach wśród obrońców na całym świecie. Ale nie spełnił pokładanych w nim nadziei. Został sprzedany do Romy, lecz we Włoszech także nie zachwycił. W tym roku wrócił do Barcelony i natychmiast wypożyczono go do Ajaksu Amsterdam. Krkić wierzy, że jego wielkie dni jeszcze nadejdą.

Przed Joshuą Pynadathem oraz Parkiem Sheng-Ho przyszłość stoi otworem. By stać się następcami Cristiano Ronaldo i Leo Messiego muszą ciężko pracować oraz mieć odrobinę szczęścia. Inaczej mogą podzielić los Adu i Krkicia.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Przed wyjazdem na upragniony wypoczynek
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?