Najnowszą awanturę o jamajski doping zaczęła Renee Ann Shirley, była dyrektorka w tamtejszej agencji antydopingowej (JADCO), wcześniej główny doradca minister sportu ds. organizacji walki z dopingiem. Shirley w lutym 2013 roku podała się do dymisji w proteście przeciw antydopingowym zaniedbaniom JADCO, a na zakończenie mistrzostw świata w Moskwie, w których Jamajka zdobyła komplet sześciu złotych medali w krótkich sprintach (dwa indywidualne złota Usaina Bolta, dwa Shelly-Ann Fraser-Pryce, dwa sztafet), spisała w „Sports Illustrated" swoje wspomnienia z pracy w komisji. Głównie o niemocy, której doświadczała za każdym razem, gdy musiała przekonać zarząd JADCO i ważnych polityków, że Jamajka musi zacząć walczyć z dopingiem na poważnie, a nie tylko udawać, że coś robi.
Shirley pisze, że choć system antydopingowy jest już usprawniony w porównaniu do chałupnictwa, które funkcjonowało jeszcze dwa , trzy lata temu, to nadal ośmiesza Jamajkę i podsyca dopingowe wątpliwości, zamiast je rozwiewać. Tegoroczne wpadki sprinterskich sław: Veroniki Campbell-Brown, Asafy Powella i Sherone Simpson (złapanych, trzeba to Jamajce oddać, podczas krajowych zawodów), to była jej zdaniem od dawna zapowiadana katastrofa.
JADCO powstała dopiero w 2008 roku, tylko dzięki naciskom i wsparciu WADA, i za późno, żeby zrobić jakiekolwiek kontrole przed igrzyskami w Pekinie, podczas których Jamajka objęła władzę nad sprintem i nie oddała jej do dziś. Od początku pojawiały się wątpliwości, czy JADCO będzie wystarczająco surowa, skoro jej pierwszym szefem został rektor politechniki w Kingston, patron działającej przy tej uczelni grupy sprinterskiej MVP, w której byli m.in. Powell i Simpson. Do dziś wątpliwości nie ubyło, bo obecnym szefem jest Herb Elliott, czyli lekarz jamajskiej ekipy olimpijskiej z igrzysk w Pekinie, którego trudno namówić na poważną rozmowę o dopingu, bo zawsze ucieka w opowieści o genach niewolników i dumie narodowej. A w międzyczasie, w 2010, rozwiązany został cały zarząd JADCO, na żądanie WADA, która uznała że nie mogą w nim zasiadać szefowie miejscowych związków sportowych, bo to ewidentny konflikt interesów.
Shirley zaczęła pracować w JADCO niedługo przed igrzyskami w Londynie, odeszła po ledwie kilku miesiącach, gdy od m.in. Eliotta i wpływowych polityków usłyszała, że Jamajka wystarczająco się stara w sprawach dopingowych. A opublikowane przez nią w „Sports Illustrated" dane są szokujące: przez trzy ostatnie miesiące przed igrzyskami w Londynie Jamajka nie zrobiła swoim sportowcom żadnego niezapowiedzianego testu, a przez pięć miesięcy - ledwie jeden. Shirley wspomina, że zastała agencję z przestarzałym sprzętem, niezapłaconymi fakturami i personelem tak nielicznym, że walka z dopingiem musiała być fikcją. Na pełnym etacie był wówczas tylko jeden kontroler, nie było nikogo odpowiedzialnego za nadzorowanie, gdzie są sportowcy (bez tego nie ma mowy o nękaniu dopingowiczów niezapowiedzianymi kontrolami, najbardziej skutecznymi), nikt się też specjalnie nie interesował przedstawianymi przez sportowców zezwoleniami na używanie leków zawierających zabronione substancje.
Shirley próbowała przekonywać swoich szefów i mocodawców, by na poważnie zajęli się np. jamajskimi tropami afery BALCO (związany z tym laboratorium diler Angel Heredia zeznał, że miał kontakty z czołówką jamajskich sportowców) i lepiej nadzorowali, co sportowcy kupują w Internecie. Była ignorowana.