Afera Rodrigueza, czyli zwykły dopingowy cyrk

W amerykańskim bejsbolu bez zmian – jedna afera dopingowa goni drugą, a ostatni bohater, Alex Rodriguez, sądzi się z ligą, czasem nawet gra. I dostaje miliony

Publikacja: 24.08.2013 01:01

Alex Rodriguez

Alex Rodriguez

Foto: AFP

Kto sądzi, że na szczycie dopingowych sportów trzeba stawiać po staremu na ciężary, kolarstwo czy lekką atletykę, jest w błędzie. Doping to bejsbol, bejsbol to doping. A raczej zadowoloną twarzą tego występku jest teraz Alex Rodriguez, dla przyjaciół i wrogów A-Rod. Amerykańska saga z A-Rodem w roli głównej trwa od dawna i choć zmierza do końca, to nie nastąpi on w najbliższych dniach. Na razie wiadomo, że szykuje się najdłuższa dyskwalifikacja w historii zawodowego bejsbolu, ale kibice doczekali powrotu Rodrigueza do ligi po czteromiesięcznej przerwie z powodu kontuzji.

Władze Major League Baseball (MLB) ogłosiły kilka tygodni temu, że dyskwalifikują A-Roda do końca 2014 roku (co oznaczałoby odsunięcie od 211 meczów) za wieloletnie zażywanie środków dopingujących najcięższego kalibru. Przy okazji ukarały jeszcze tuzin innych zawodników, wśród nich trójkę uczestników Meczu Gwiazd. Większość dostała karę 50 meczów. Wszyscy brali mniej więcej to samo: niedozwolone środki poprawiające wydolność organizmu, sterydy, hormon wzrostu. Centrum dostawcze mieściło się na przedmieściach Miami, w klinice oficjalnie pomagającej ludziom w walce ze skutkami starzenia.

Sankcje podpisał Bud Selig, komisarz MLB. Śledztwo trwało pół roku. Nieistniejąca już klinika nazywała się „Biogenesis of America". Afera jest jedną z największych w kronikach amerykańskiego sportu, największą w bejsbolu. Zatopiła już jedną supergwiazdę – Ryana Brauna z Milwaukee Brewers. Braun to najbardziej wartościowy bejsbolista National League z 2011 roku. Zawieszony w lipcu, zrezygnował z apelacji. Dowody były oczywiste. Alex Rodriguez, choć także udowodniono mu dopingowe winy, nie ma jednak ochoty poddać się bez walki. Apelacja daje mu czas na grę w lidze i, przede wszystkim, na zebranie dokumentacji, która posłuży obronie. Głównie obronie majątku.

Przyznać trzeba, że A-Rod miał wszystko: talent, sławę i pieniądze. Od młodości uważano go za największą nadzieję bejsbolu, prorokowano świetną przyszłość. Był najmłodszym, który posłał 500 razy piłkę poza ogrodzenie boiska. Był tym, który miał wymazać z tabel wszelkie rekordy innego naładowanego dopingiem mistrza bejsbolowej pałki – Barry'ego Bondsa. Nie wytrzymał, pokusa była silniejsza. Przyznał się do dopingu w 2009 roku, powiedział o sterydach, o tym, że zaczął się dopingować w 2003 roku. Mówił także, że brał, bo nacisk władz klubu (New York Yankees) na nadzwyczajne wyniki był za silny. Klub naciskał, bo podpisał z nim w 2007 roku największy kontrakt w historii współczesnego sportu. Niech się schowają golfiści, koszykarze, tenisiści i bokserzy – A-Rod miał dostać 275 mln dolarów rozłożone na 10 lat.

Dziś ta umowa wydaje się wielkim błędem. Rodriguez ma 38 lat, bez przerwy odnosi kontuzje i jest cieniem tego sportowca, który kiedyś rządził na boiskach MLB. Ale wtedy był codziennie na czołówkach gazet, nie tylko sportowych. Pisano o wszystkim, co robił. Od sprzeczek z kolegami z drużyny, po domniemany romans z Madonną. Szybko jednak stał się wielkim problemem dla jednego z najsławniejszych amerykańskich klubów, koszmarem speców od wizerunku, no i obciążeniem finansowym, jakie trudno było znieść. Wedle kontraktu z 2007 roku New York Yankees są mu winni jeszcze jakieś 100 mln dol. Zawieszenie mogłoby zlikwidować część tych obciążeń, ale prawnicy mówią, że całkowitą ulgę klubowi dałaby tylko dożywotnia dyskwalifikacja Rodrigueza. MLB miała oczywiście na to ochotę, ale, jak to bywa w takiej walce, zasugerowana przez stronę przeciwną obawa przed długoletnim procesem i ogromnymi kosztami procesów, kazała działaczom poprzestać na mniejszej karze. Sytuację skomplikowały liczne kontuzje kluczowych zawodników Yankees, wobec których A-Rod znów stał się potrzebny. Został powołany do kadry na czas apelacji i choć niektórzy koledzy z drużyny nazywają rzecz po imieniu – zwykłym cyrkiem – gra. Sytuacja jest zatem taka, że A-Rod może z siebie robić kozła ofiarnego, MLB wychodzi na organizację, która nie tylko nie wyszła z ery sterydowej, której symbolem był Bonds, ale jeszcze zaszkodziła sprawie walki z dopingiem w sporcie, Yankees płaczą i płacą, a Alex Rodriguez odbija piłki, jak tam chce i się po cichu śmieje. W sądzie jego adwokaci szykują procesy o potężne odszkodowania za utratę zdrowia, bo są mocne dowody, że ich klient grał z kontuzjami. Lance Armstrong zazdrości. Niedawno w jednym z meczów Rodriguez został dwa razy celowo i boleśnie trafiony piłką przez miotacza. Reporter spytał, czy takich chuliganów nie powinno się eliminować z gry. – Chyba nie jestem facetem, który powinien się wypowiadać w sprawach dyskwalifikacji – rzekł A-Rod, śmiejąc się, już całkiem głośno.

Kto sądzi, że na szczycie dopingowych sportów trzeba stawiać po staremu na ciężary, kolarstwo czy lekką atletykę, jest w błędzie. Doping to bejsbol, bejsbol to doping. A raczej zadowoloną twarzą tego występku jest teraz Alex Rodriguez, dla przyjaciół i wrogów A-Rod. Amerykańska saga z A-Rodem w roli głównej trwa od dawna i choć zmierza do końca, to nie nastąpi on w najbliższych dniach. Na razie wiadomo, że szykuje się najdłuższa dyskwalifikacja w historii zawodowego bejsbolu, ale kibice doczekali powrotu Rodrigueza do ligi po czteromiesięcznej przerwie z powodu kontuzji.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?
Materiał Promocyjny
Suzuki e VITARA jest w pełni elektryczna
Sport
Witold Bańka i WADA kontra Biały Dom. Trwa wojna na szczytach światowego sportu
Sport
Pomoc przyszła od państwa. Agata Wróbel z rentą specjalną
Sport
Zmarł Andrzej Kraśnicki. Człowiek dialogu, dyplomata sportu
Materiał Promocyjny
Kluczowe funkcje Małej Księgowości, dla których warto ją wybrać
SPORT I POLITYKA
Kto wymyślił Andrzeja Dudę w MKOl? Radosław Piesiewicz zabrał głos
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego