Złotousty z Częstochowy

We wtorek egzamin na licencję żużlową będzie zdawał Maksym Drabik, syn Sławomira – legendarnego zawodnika Włókniarza. Jeżeli powiedzenie „jaki ojciec, taki syn" jest prawdziwe, polski sport zyska kolejną niezwykle barwną postać.

Publikacja: 31.08.2013 01:01

Złotousty z Częstochowy

Foto: Fotorzepa, Roman Bosiacki RB Roman Bosiacki

W Polsce Częstochowa kojarzona jest przede wszystkim z klasztorem na Jasnej Górze. Gdyby jednak o symbol miasta zapytać jego mieszkańców, część z nich bez wahania odpowiedziałaby – Sławomir Drabik. W Częstochowie zawodnik jest żywą legendą. Przez lata ścigał się na tamtejszym torze, teraz jest jednym z trenerów Włókniarza.

10 sierpnia jego syn Maksym podpisał kontrakt z „Lwami". 3 września będzie zdawał egzamin na licencję żużlową. Sławomir Drabik wolałby, aby jego dziecko zajmowało się innym sportem. Ale jak mówi, jest już za późno, ponieważ „młody ma papiery na jeżdżenie". Częstochowscy kibice są przekonani, że syn pójdzie w ślady ojca i za parę lat będzie filarem drużyny. Jeśli Maksym odziedziczył po Sławomirze nie tylko talent, ale także charakter i poczucie humoru, polski sport poza wybitnym żużlowcem zyska niebywale barwną osobowość. Bowiem nieprzeciętne umiejętności nie były jedyną domeną Drabika seniora.

Sławomir Drabik jest dwukrotnym indywidualnym mistrzem Polski w jeździe na żużlu (1991 i 1995). W 1996 wraz z reprezentacją narodową zdobył drużynowe mistrzostwo świata. Lecz cały kraj czekał nie na jego starty, ale wywiady z nim przeprowadzane. Żużlowiec nawet na najprostsze pytanie potrafił dać zaskakującą odpowiedź. Przekonała się o tym dziennikarka, która chciała wiedzieć, co jest tajemnicą dobrej formy zawodnika.

- Pomagają mi jogurciki podawane przez babunię w topless.

- Jogurciki?

- Bardziej ten topless.

Babunia była wyjątkowo ważną postacią w karierze Sławomira Drabika. Gdy dwukrotny mistrz Polski jeździł w barwach WTS-u Wrocław, twierdził, że sprzęt przygotowuje mu babcia, ponieważ ona najlepiej wie, co jest potrzebne. Żużlowiec kupił jej reformy i góralskie skarpety, więc „do sezonu była przygotowana perfekt". Problem pojawił się, gdy Drabik ponownie podpisał kontrakt z Włókniarzem, ponieważ „babcia trochę się roztyła i nie mieściła się w warsztacie". Mimo to do wyścigów wszystko było przygotowane idealnie. Gdy podczas jednego z meczów dziennikarz zapytał Sławomira Drabika, jak chodzą jego motocykle, zawodnik odpowiedział krótko, acz treściwie: brrryymm brrrruuummm brryym. Skąd sukcesy żużlowca? Być może wynikały one z prostej taktyki. W jednym z wywiadów Drabik stwierdził, że aby wygrać, w najbliższym biegu pojedzie „najpierw kawałek prosto, a potem cały czas w lewo".

O Drabiku najgłośniej było w 1995. Jednak powodem nie był dopiero co wywalczony tytuł mistrza Polski. Zawodnika aresztowano za jazdę pod wpływem alkoholu. Było to tego samego dnia, w którym zdobył złoty medal mistrzostw kraju. Finał odbywał się w Warszawie. Po zawodach, aby uczcić swój sukces, Drabik poszedł z przyjaciółmi na piwo. Gdy wracał do Częstochowy, w Alejach Jerozolimskich czekała na niego policja. Dziś żużlowiec jest pewien, że ktoś musiał powiadomić policjantów o jego stanie.

Na rozprawie prokurator domagał się najwyższej możliwej kary, ponieważ Drabik jako sportowiec i idol młodzieży nie powinien dawać złego przykładu. Skończyło się na tym, że świeżo upieczonemu mistrzowi Polski na rok odebrano prawo jazdy. Było to jednoznaczne z zakazem występowania w meczach żużlowych (ówczesne przepisy obligowały zawodników do posiadania prawa jazdy kategorii A). Ale Sławomir Drabik nie stracił rezonu. Po przymusowej przerwie wrócił na tor i znowu jeździł na najwyższym poziomie i był filarem Włókniarza. Do całej sytuacji odnosił się z rezerwą i humorem. Tak było chociażby po pewnych zawodach, w których żużlowiec nie zdobył zbyt wielu punktów.

- Panie Sławku, co się stało? Skąd tak słaba postawa?

- Wytrzeźwiałem.

Jednak mylił się ten, kto myśli, że Sławomir Drabik jest lekkoduchem. Do życia i swoich obowiązków podchodzi poważnie. Poczucie humoru w rozmowach z mediami nie świadczy o nonszalancji. Zawodnik na torze dawał z siebie tyle, ile mógł i na ile pozwalał mu sprzęt. Nie bał się ryzykownych akcji, dzięki którym jego zespół niejednokrotnie zwyciężał. Dziś, jako szkoleniowiec, także w pełni angażuje się w swoje obowiązki. Żużlowcy Włókniarza są bardzo zadowoleni ze współpracy z legendą klubu. Gdy trzeba Drabik upomina ich, nie przebierając w słowach, gdy trzeba głaszcze po głowie. Najważniejsze, że jako trener jest skuteczny. Przed sezonem „Lwy" były skazywane na walkę o utrzymanie. W rundzie zasadniczej zajęły drugie miejsce i walczą o złoto drużynowych mistrzostw Polski. Częstochowscy kibice są dumni, że najbarwniejsza postać polskiego żużla jest częścią ich klubu.

Ci, którzy znają Maksyma Drabika, mówią, że jest on kopią swojego ojca. Podobieństwo jest widoczne zwłaszcza na torze. Kibice jeszcze nie wiedzą, czego spodziewać się po wypowiedziach młodego Drabika. Pierwszy wywiad Maksyma pokaże, jak daleko pada jabłko od jabłoni.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?