Janikowski: W zapasach nie ma czasu na strach

Damian Janikowski, brązowy medalista olimpijski z Londynu i wicemistrz świata, o problemach zapasów i swoich wyborach życiowych

Aktualizacja: 21.09.2013 01:56 Publikacja: 20.09.2013 14:15

Damian Janikowski

Damian Janikowski

Foto: Fotorzepa, Piotr Nowak now Piotr Nowak

Czuje się Pan wojownikiem?

Damian Janikowski:

Na pewno tak. W sportach walki nie odniesie się sukcesu, jeżeli w głębi duszy nie jest się wojownikiem. Polacy są walecznym narodem, zadziornym, my do takich sportów się nadajemy. Na macie nie ma czasu na strach, nie ma czasu na analizowanie i myślenie. Wszystko dzieje się zbyt szybko. Czasem dotrze do nas coś z tego co podpowie trener, ale walka to przede wszystkim instynkt. Nie można pękać, nie można mieć wątpliwości.

W Budapeszcie na matę mistrzostw świata wyjdzie Pan w sobotę. Cel?

Każdy jedzie po złoto, ale zdarzyć się może wszystko. Nasze oczekiwania weryfikuje mata i kolejni zawodnicy. Najważniejsze, żeby było zdrowie, żeby w tym najważniejszym okresie nie przyplątała się kontuzja.

Przed mistrzostwami Międzynarodowy Komitet Olimpijski zrobił wam prezent. Zapasy zostają w programie igrzysk co najmniej do 2024 roku.

Kiedy okazało się, że MKOl chce wyrzucić zapasy z igrzysk po 2016 roku zrobiło się ogromne zamieszanie. Błyskawicznie zjednoczyło się całe środowisko. Ja też jako olimpijczyk i medalista igrzysk nie mogłem stać z boku. Razem staraliśmy się walczyć o nasz sport na wszelkie możliwe sposoby. Udało się i mam nadzieję, że Polacy też na tym zyskają. Od jakiegoś czasu widzę jak reaktywują się stare i powstają nowe kluby, jak rośnie zainteresowanie zapasami w Internecie. Zapasy mogą stanowić punkt wyjścia do innych sportów. Jest dyscyplina, ćwiczenia korekcyjne, rozwijające, zręcznościowe. Teraz młodzi mają mocną zachętę do trenowania i jasny cel, bo mogą dążyć do startu w igrzyskach.

Trenowanie zapasów dla młodego chłopaka wcale nie jest takie oczywiste. A później jest jeszcze gorzej. Sporo dorosłych zapaśników narzeka na problemy finansowe.

2-3 lata temu sam miałem ten problem, a przecież odnosiłem już sukcesy. Postawiłem wtedy ultimatum – albo dadzą mi etat żołnierza w Śląsku Wrocław, albo idę szukać normalnej pracy. Bez wsparcia finansowego nie dało się normalnie żyć, nie mówiąc już o skupieniu na treningach. Gdyby nie pomoc trenerów nie dostałbym etatu i wszystko mogłoby dziś wyglądać inaczej. Podobne problemy ma większość zawodników. Według aktualnej wykładni Ministerstwa Sportu na stypendium zasługują tylko medaliści igrzysk, mistrzostw świata i Europy.

Pan jednak wytrwał i odniósł sukces...

Każdy może odnieść sukces, bez względu na to czy ma kochających rodziców i żyje w dobrobycie czy rozbity dom, mało perspektyw i nieciekawe towarzystwo na osiedlu. Ja pochodziłem właśnie z takiego domu, nie miałem ojca, ale miałem swój rozum. Byłem zadziora, ale słuchałem trenera Leszka Użałowicza. Jak były kłopoty to opowiadał jak sam sobie radził z trudnościami i to jakoś do mnie trafiało. Jak byłem młodszy lubiłem się bić, ale im dłużej trenowałem tym bardziej starałem się unikać takich sytuacji. Wiadomo, przed sądem ktoś kto trenuje sporty walki jest podwójnie winny. Jeżeli już do czegoś dochodziło to próbowałem rozmawiać, chociaż nie zawsze to wystarczało.

Na macie stuknęło Panu już 14 lat...

Mówi się, że sport to zdrowie, ale to nie do końca prawda. Wyczynowy sport, treningi 2-3 razy dziennie, intensywny wysiłek zostawiają ślad. Ja mimo młodego wieku czasem czuję się jak dziadek. Z drugiej strony wiem, że jakby nie bolało to znaczyłoby, że coś jest nie tak, że trening nie został właściwie wykonany.

Wspomniał Pan o wojsku. Można Pana spotkać w mundurze?

Można. Raz w tygodniu muszę ubrać mundur, stawić się i odpracować swoje „na galowo". To są oficjalne spotkania, święta, wezwania. Jestem kapralem i jak każdy żołnierz mam obowiązkowe szkolenia i egzaminy, także ze sprawności fizycznej. Pełnię też służbę, od 7 do 15, tylko dla mnie jako zawodnika klubu wojskowego taką służbą są treningi.

A strzelać Pan umie?

Strzelać umiem ze wszystkiego. Zaczynałem od kałasznikowa, ale teraz wolę broń krótką. Ze strzelaniem to akurat najmniejszy problem. Przecież nawet nie trzeba być w wojsku, można ćwiczyć na strzelnicach.

Zapaśnik, żołnierz i... raper. Jak to się stało, że nagrał Pan fragment piosenki na płytę Fundacji Drużyna Mistrzów?

Kiedyś kolega puścił mi kilka kawałków z pierwszej płyty i tak się zaczęło. Słuchałem tej muzyki przed walkami na igrzyskach w Londynie. Dawała mi motywację, dlatego postanowiłem pójść za ciosem i zaangażować się przy produkcji kolejnej płyty. Miałem czas, mogłem spokojnie usiąść i napisać parę słów. Potem pojechałem do Krakowa, nagraliśmy to i wyszło coś fajnego.

W tym roku miał Pan jeszcze jeden debiut. W meczu polskiej ligi futbolu amerykańskiego grał Pan na pozycji kopacza w zespole Giants Wrocław.

To kolejna rzecz, która wydarzyła się zupełnie spontanicznie. Jadłem obiad z kolegą, który współpracuje z „Gigantami". Zaczął mnie namawiać, żebym przyszedł na trening, a jak mi się spodoba, zagrał z chłopakami mecz. To miała być frajda dla mnie i sposób na reklamę dla klubu. Na treningu wszystko mi tłumaczyli, pokazywali co i jak robić. Specjalnie ostro nie było, zresztą mnie tak łatwo nie da się poobijać. Mecz też był super i na pewno jeszcze kiedyś taką akcję powtórzymy. Jesteśmy umówieni. Zresztą ja też ich zaprosiłem na trening zapaśniczy, więc może być ciekawie.

Czuje się Pan wojownikiem?

Damian Janikowski:

Pozostało 99% artykułu
Sport
Alpy 2030. Zimowe igrzyska we Francji zagrożone?
Sport
Andrzej Duda i Międzynarodowy Komitet Olimpijski. Czy to w ogóle możliwe?
Sport
Putin chciał zorganizować własne igrzyska. Rosja odwołuje swoje plany
Sport
Narendra Modi marzy o igrzyskach. Pójdzie na starcie z Arabią Saudyjską i Katarem?
Materiał Promocyjny
Przewaga technologii sprawdza się na drodze
Sport
Plebiscyt na Najlepszego Sportowca Polski. Poznaliśmy nominowanych
Materiał Promocyjny
Transformacja w miastach wymaga współpracy samorządu z biznesem i nauką