Każdy może odnieść sukces, bez względu na to czy ma kochających rodziców i żyje w dobrobycie czy rozbity dom, mało perspektyw i nieciekawe towarzystwo na osiedlu. Ja pochodziłem właśnie z takiego domu, nie miałem ojca, ale miałem swój rozum. Byłem zadziora, ale słuchałem trenera Leszka Użałowicza. Jak były kłopoty to opowiadał jak sam sobie radził z trudnościami i to jakoś do mnie trafiało. Jak byłem młodszy lubiłem się bić, ale im dłużej trenowałem tym bardziej starałem się unikać takich sytuacji. Wiadomo, przed sądem ktoś kto trenuje sporty walki jest podwójnie winny. Jeżeli już do czegoś dochodziło to próbowałem rozmawiać, chociaż nie zawsze to wystarczało.
Na macie stuknęło Panu już 14 lat...
Mówi się, że sport to zdrowie, ale to nie do końca prawda. Wyczynowy sport, treningi 2-3 razy dziennie, intensywny wysiłek zostawiają ślad. Ja mimo młodego wieku czasem czuję się jak dziadek. Z drugiej strony wiem, że jakby nie bolało to znaczyłoby, że coś jest nie tak, że trening nie został właściwie wykonany.
Wspomniał Pan o wojsku. Można Pana spotkać w mundurze?
Można. Raz w tygodniu muszę ubrać mundur, stawić się i odpracować swoje „na galowo". To są oficjalne spotkania, święta, wezwania. Jestem kapralem i jak każdy żołnierz mam obowiązkowe szkolenia i egzaminy, także ze sprawności fizycznej. Pełnię też służbę, od 7 do 15, tylko dla mnie jako zawodnika klubu wojskowego taką służbą są treningi.
A strzelać Pan umie?