Pokolenie obecnych czterdziestolatków być może pamięta imprezy o mrożącej krew w żyłach nazwie Auto Moto Rodeo, organizowane w połowie lat 80. m.in. na warszawskim Stadionie Dziesięciolecia. W użyciu były takie maszyny jak Fiaty 125p i 126p, Polonezy oraz motocykle WSK i CZ, a popisy w rodzaju jazdy samochodem na dwóch kołach, synchronicznych poślizgów i skoków przez płonące obręcze dawali najlepsi polscy kaskaderzy, pracujący przy takich pamiętnych produkcjach filmowych jak „07 zgłoś się" czy „Zmiennicy".
Siermiężne lata 80. odeszły w niepamięć, podobnie jak Stadion Dziesięciolecia. Kiedyś reprezentacja Polski odważyła się tam wygrać z ZSRR, a także jedyny raz w historii zagrała z Brazylią na własnej ziemi. Po kaskaderach władzę na obiekcie przejęli przedstawiciele przedsiębiorczych narodów handlowych z Europy Wschodniej i Azji. Teraz w tym miejscu stoi Stadion Narodowy, który w sobotni wieczór przejmą we władanie pasjonaci motoryzacji. Dla nich nazwiska gości specjalnych – Jeremy'ego Clarksona, Jamesa Maya i Richarda Hammonda – znaczą tyle, co dla fanów futbolu w 1968 roku Rivelino, Jairzinho czy Tostao, którzy w tym samym miejscu razem z resztą „Canarinhos" przegrywali już z Polską 1:2, ale mecz ostatecznie wygrali 6:3.
Słynny brytyjski tercet poprowadzi na Stadionie Narodowym pokaz pod nazwą Top Gear Live. Jako przystawkę obejrzeć będzie można popisy startujących w Porsche Supercup kierowców Verva Racing Team, walczące w Rajdzie Dakar terenówki Adama Małysza i Marka Dąbrowskiego czy też najszybszego driftera świata Jakuba Przygońskiego, który niedawno pobił rekord Guinnessa, jadąc w poślizgu z prędkością 217 km/h.
Od godz. 21 pałeczkę przejmą Clarkson, May i Hammond – przez niektórych uważani za błaznów, przez innych za wyrocznie w dziedzinie motoryzacji. W swoim programie za nic mają wszelkie formy politycznej poprawności, krytykują i wyśmiewają absurdy nie tylko ze świata motoryzacji. Stacja BBC nieraz musiała się gęsto tłumaczyć z ich wybryków, takich jak nawoływanie do publicznej egzekucji strajkujących pracowników brytyjskiego sektora publicznego, sprawdzanie pojemności bagażnika przy użyciu zwłok pokaźnie zbudowanego Albańczyka, nazywanie USA „Stanami Zjednoczonymi Totalnej Paranoi, gdzie pozwolenie potrzebne jest na wszystko poza zakupem broni" czy bezustanne nabijanie się z lenistwa Meksykanów, podsumowane stwierdzeniem, że „ambasador Meksyku jest zbyt leniwy, żeby wystosować skargę". Nie był...
Nam też się dostało... Clarkson przetestował kiedyś Poloneza i przed zrzuceniem go z dźwigu na beton stwierdził m.in., że już rozumie, dlaczego Lech Wałęsa obalił komunizm – po prostu miał dość jeżdżenia tak koszmarnymi samochodami. Inne, jeszcze mniej smaczne żarty opierały się głównie na wojennej przeszłości Niemiec i Polski: nawigacja w niemieckim aucie, która miała wskazywać tylko Warszawę albo przerobiona reklama innego samochodu z hasłem „Berlin-Warsaw on one tank" – na jednym baku lub... na jednym czołgu. Z drugiej strony, po wypadku Roberta Kubicy w 2011 roku cała ekipa z Clarksonem na czele złożyła mu na wizji szczere życzenia szybkiego powrotu do zdrowia.