Błędni rycerze

Pierwszy zdobywca Matterhornu podobno walił kamieniami w tych, co szli za nim i tak zaczął się alpinizm.

Publikacja: 27.09.2013 19:34

Mirosław Żukowski

Mirosław Żukowski

Foto: Fotorzepa, Ryszard Waniek Ryszard Waniek

Nie wiadomo – legenda to czy prawda, ale jedno jest pewne: nie utrwaliła się w zbiorowej pamięci. Wprost przeciwnie, wspinacze traktowani byli zawsze jako prawie nadludzie, którzy zdobywają szczyty, ocierają się o śmierć, by pokazać nam, że tak też można wystawić głowę ponad tłum. Być może nie taki był ich cel, ale pokazywali nam swoją moralną wyższość, a my to z podziwem akceptowaliśmy. „Gotowość do forsowania granic własnych możliwości w górach jest wspaniałym darem. Jest tą samą siłą, która ożywiała Kolumbów, Magellanów, która rozszerza horyzont ludzkości, która wabić nas będzie zawsze na niebezpieczne drogi, po prostu dlatego, że jesteśmy ludźmi”.

To najbardziej lapidarna pochwała alpinizmu, jaką znam. Jej autorem jest pisarz Jan Józef Szczepański. Ciekawe, czy dzisiaj, gdy z moralnego i przede wszystkim medialnego punktu widzenia, ważne jest tylko to, co się dzieje w Himalajach powyżej 8000 m, tak samo wyraziłby swe uznanie dla wspinaczy, którzy nie są już romantycznymi odmieńcami, a zaczęli być wysoko wykwalifikowaną kastą zawodowców sprawdzających się w strefie biologicznej śmierci.

Niestety nie wszyscy w tych warunkach zdali egzamin, okazało się, że można już rywalizować z partnerem zamiast mu pomagać, można zostawiać ludzi z innych wypraw, bo nie są partnerami, można też kłamać, że było się na szczycie. „Kiedyś śmierć uczestnika wyprawy przesądzała o jej niepowodzeniu. Później porażką stało się już tylko nieosiągnięcie szczytu”. Te słowa wiele lat temu wypowiedział wybitny polski wspinacz Andrzej Heinrich (zginął w Himalajach w roku 1989).

Wbrew temu, co piszą dziś w gazetach młodzi ludzie, dyskusja o moralnych dylematach wspinaczki ponad 8000 m nie zaczęła się w związku z tym, co wydarzyło się ostatnio na Broad Peak i postawą Adama Bieleckiego. Już ponad 20 lat temu były pretensje, że Tadeusz Piotrowski zostawił Stanisława Latałłę, Kurt Diemberger nie pomógł Dobrosławie Miodowicz-Wolf, całe środowisko oskarżało Wandę Rutkiewicz, że nie zdobyła Annapurny.

Zasugerowałem wówczas w „Rz”, że góry jednak nie są poza dobrem i złem, skoro zostaje tam tyle grobów, a ludzkie postępowanie bardzo odbiega od klasycznych moralnych norm i na potrzeby himalaistów należy właściwie stworzyć nowy wysokogórski dekalog. Krzysztof Wielicki odpowiedział mi emocjonalnym listem, w którym stwierdził, że podważam sens jego życia.

Minęło prawie ćwierć wieku, ta dyskusja wraca i będzie wracała po kolejnych tragediach, bo himalaizm to zajęcie tylko dla orłów, a orły giną. „W górach rzadko jesteśmy zdecydowanie świętymi lub łajdakami. Raz bliżej nam do świętości, raz do łajdactwa. Kto z nas może dobrze spać nocą?”. Te słowa Wandy Rutkiewicz zanotowałem kiedyś podczas jej spotkania ze studentami. Notes już się rozleciał ze starości, ale to wciąż jedyna himalajska prawda, jaka do mnie trafia, i może jeszcze słowa Andrzeja Zawady, że nie ma znaczenia, czy Everest, na który trzeba wejść, istnieje, czy nie, jeśli nie ma człowieka i jego wartości.

Sport
Witold Bańka dla "Rzeczpospolitej": Iga Świątek i Jannik Sinner? Te sprawy dały nam do myślenia
Materiał Promocyjny
Koszty leczenia w przypadku urazów na stoku potrafią poważnie zaskoczyć
Sport
Kiedy powrót Rosji na igrzyska olimpijskie? Kandydaci na szefa MKOl podzieleni
Sport
W Chinach roboty wystartują w półmaratonie
Sport
Maciej Petruczenko nie żyje. Znał wszystkich i wszyscy jego znali
Sport
Czy igrzyska staną w ogniu?