Naprawdę wierzę w to, że taki trening był dla mnie najlepszy. Zresztą trener Phelpsa współpracował z Paulem Bergenem, a młody Michael przez jakiś czas pływał ze mną na jednym basenie i wiem, że szkoleniowiec go nie oszczędzał. Drogą do olimpijskiego złota jest ciężka praca, która wymaga wysiłku, ale i cierpliwości. Nie zastąpią jej żadne sztuczki. Dzięki katorżniczej pracy, stając na słupku, wiedziałam, że nie będzie niespodzianek, że wysiłek musi zaowocować wynikiem. I że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by pływać szybciej niż konkurentki. Mnie naprawdę zależało. Nie wystarczał mi wycisk podczas treningów. Musiałam pierwsza wchodzić do wody i wychodzić z niej ostatnia. Ba, wracałam na pływalnię nawet w czasie wolnym. Chciałam wiedzieć, że jeśli przegram, to nie ze swojej winy, ale dlatego, że inna pływaczka była po prostu lepsza.
Pomimo to nie ma dziś mowy o „wodowstręcie"?
Dziwię się pływakom, którzy twierdzą, że znienawidzili wodę. Miłość do pływania nigdy się nie kończy, ma się ją w żyłach, w genach. Wiem, że zostanie mi na zawsze. Kochałam pływanie już jako dziecko i umrę jako zakochana w pływaniu staruszka. Bez miłości nie da się uprawiać tej dyscypliny, wytrzymać morderczych treningów. Jestem przekonana, że dla każdego mistrza pływanie jest przede wszystkim pasją. Owszem, trening jest niezbędny, a talent pomaga, ale to pasja prowadzi na olimpijskie podium. Do pływania nie można nikogo zmusić. Często widzę rodziców, którzy na siłę wpychają dzieci do basenu i każą im trenować. Pokazują na mnie i mówią: „Trenuj, trenuj, masz być tak dobry jak Inky". Mówię wtedy: „Dziecko, nie słuchaj mamusi. To ty musisz chcieć pływać".
Pani wybrała pływanie z czterech dyscyplin, które uprawiała jako dziecko.
Najbardziej podobała mi się piłka wodna, ale grała w nią już moja siostra bliźniaczka – jesteśmy dwujajowe, więc nie jest podobna – i była lepsza. Waterpolo uprawiał też mój brat Matthijs, reprezentant Holandii w Sydney. Chociaż charakter predestynował mnie bardziej do sportów zespołowych, wybrałam pływanie, bo mamy po rozwodzie nie było stać na treningi waterpolo dla całej trójki. Jako dziecko z biednej rodziny nigdy nie wyjeżdżałam na wakacje, a wyjazd poza Holandię był dla mnie równie nieosiągalny, co wyprawa na Księżyc. I nagle, jako jedenastolatka, zostałam powołana przez Holenderski Związek Pływacki na międzynarodowe zawody w Londynie. Spakowałam się dwa tygodnie wcześniej i do wyjazdu nie mogłam spać. Potem się zaczęło. Do dziś zwiedziłam całą kulę ziemską i wiem, że zawdzięczam to pływaniu.
Pani starty były zawsze wielkim przedstawieniem. Prasa rozpisywała się o pani fryzurze, paznokciach, uśmiechu...