Wywiad z Inge de Bruijn

Holenderska multimedialistka Inge de Bruijn olimpijska w pływaniu.

Publikacja: 01.10.2013 17:21

Inge de Bruijn ma 40 lat. Trzy złote medale zdobyła podczas igrzysk w Sydney (2000), a jeden w Atena

Inge de Bruijn ma 40 lat. Trzy złote medale zdobyła podczas igrzysk w Sydney (2000), a jeden w Atenach (2004).

Foto: Fotorzepa, pn Piotr Nowak

Zakończyła pani karierę z czterema złotymi, dwoma srebrnymi i dwoma brązowymi medalami olimpijskimi. Była pani rekordzistką świata na 50 i 100 m stylem dowolnym i motylkiem. Poczuła pani, że osiągnęła wszystko?

Inge de Bruijn:

Tak właściwie to zdobyłam sześć medali olimpijskich, bo dwa pozostałe były w sztafecie. Nie mówię, że te sztafetowe się nie liczą, bo miło jest stanąć na podium z trzema rodaczkami, ale moją osobistą zasługą są krążki indywidualne. A rekordy zdążyły wymazać z tabel zawodniczki startujące w zabronionych już dziś kostiumach poliuretanowych, „skórach rekina". Trochę jestem zła na tę erę rekordów tekstylnych, bo moje wyniki straciły przez to na znaczeniu. A karierę zakończyłam, bo byłam ciekawa normalnego życia, które dla mnie było jak z powieści fantasy. Chciałam móc chodzić na zakupy do supermarketu, pilnować dzieci mojej siostry, spotykać się z przyjaciółmi.

Jak się pani podoba w prawdziwym świecie?

Bardzo, choć kiedy kończyłam karierę, jawił mi się jako wielki i straszny. Kiedy jesteś zawodowym pływakiem, w twoim życiu nie ma miejsca na niespodzianki. Wszystko jest z góry zaplanowane i zorganizowane. Ty musisz się martwić tylko tym, żeby wstać o 4.30 rano, o piątej wejść do wody, trenować osiem godzin i iść spać przed dziewiątą wieczorem. Jesteś tak skoncentrowana na tym jednym celu, którym jest olimpijskie złoto, że nie zdajesz sobie sprawy, że istnieje życie poza basenem. Potem okazuje się, że owszem, istnieje, i jest o wiele bardziej skomplikowane, niżby ci się mogło wydawać. Nic nie jest ustalone, a ludzie potrafią zaskakiwać, również niemiło. Kiedy schodzisz z podium, zaczynają traktować cię inaczej. Potrafią być dość okrutni.

Zawiodła się pani na kimś?

Tak. Okazało się, że osoby, które uważałam za przyjaciół, tak naprawdę chciały mnie zdołować. Po zakończeniu kariery wiele przyjaźni uległo weryfikacji, ale te najlepsze zostały. Nie wylewam nad tym łez. Życie uczy.

Zaraz po wyjściu z basenu przez chwilę była pani modelką...

To była zabawa, chęć zakosztowania czegoś nowego. Na wybiegu w Monaco byłam bardziej zestresowana niż podczas olimpijskiego finału. To nie było dla mnie. Potem dużo podróżowałam. Po prostu rzuciłam się w wir zwykłego życia, jakiego wcześniej nie znałam. Do igrzysk w Atenach przez 10 lat poświęcałam się wyłącznie pływaniu. Całkowicie zaufałam mojemu trenerowi Paulowi Bergenowi, który powiedział mi, że jeśli wyłączę się z życia i będę tylko pływać, mam szansę na medal. Trenowałam najpierw w Wirginii, a kiedy trener przeniósł się do Portland w stanie Oregon, pojechałam za nim, mimo że mnie ostrzegał: „Inge, tam nie ma co robić i jest tak ponuro, że wpadniesz w depresję". Depresyjność Portland była dla mnie wybawieniem. W takim miejscu jak Los Angeles z moim charakterem szybko dałabym się ponieść życiu imprezowemu. Sama wybrałam żywot pływackiej mniszki i wytrzymałam 10 lat. Teraz komentuję pływanie dla holenderskiej telewizji, uczę pływania na obozach dla dzieci, a w przyszłym roku zadebiutuję własną linią kostiumów.

Najbardziej utytułowany olimpijczyk świata Michael Phelps trenował morderczo, ale mniej niż pani...

Naprawdę wierzę w to, że taki trening był dla mnie najlepszy. Zresztą trener Phelpsa współpracował z Paulem Bergenem, a młody Michael przez jakiś czas pływał ze mną na jednym basenie i wiem, że szkoleniowiec go nie oszczędzał. Drogą do olimpijskiego złota jest ciężka praca, która wymaga wysiłku, ale i cierpliwości. Nie zastąpią jej żadne sztuczki. Dzięki katorżniczej pracy, stając na słupku, wiedziałam, że nie będzie niespodzianek, że wysiłek musi zaowocować wynikiem. I że zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, by pływać szybciej niż konkurentki. Mnie naprawdę zależało. Nie wystarczał mi wycisk podczas treningów. Musiałam pierwsza wchodzić do wody i wychodzić z niej ostatnia. Ba, wracałam na pływalnię nawet w czasie wolnym. Chciałam wiedzieć, że jeśli przegram, to nie ze swojej winy, ale dlatego, że inna pływaczka była po prostu lepsza.

Pomimo to nie ma dziś mowy o „wodowstręcie"?

Dziwię się pływakom, którzy twierdzą, że znienawidzili wodę. Miłość do pływania nigdy się nie kończy, ma się ją w żyłach, w genach. Wiem, że zostanie mi na zawsze. Kochałam pływanie już jako dziecko i umrę jako zakochana w pływaniu staruszka. Bez miłości nie da się uprawiać tej dyscypliny, wytrzymać morderczych treningów. Jestem przekonana, że dla każdego mistrza pływanie jest przede wszystkim pasją. Owszem, trening jest niezbędny, a talent pomaga, ale to pasja prowadzi na olimpijskie podium. Do pływania nie można nikogo zmusić. Często widzę rodziców, którzy na siłę wpychają dzieci do basenu i każą im trenować. Pokazują na mnie i mówią: „Trenuj, trenuj, masz być tak dobry jak Inky". Mówię wtedy: „Dziecko, nie słuchaj mamusi. To ty musisz chcieć pływać".

Pani wybrała pływanie z czterech dyscyplin, które uprawiała jako dziecko.

Najbardziej podobała mi się piłka wodna, ale grała w nią już moja siostra bliźniaczka – jesteśmy dwujajowe, więc nie jest podobna – i była lepsza. Waterpolo uprawiał też mój brat Matthijs, reprezentant Holandii w Sydney. Chociaż charakter predestynował mnie bardziej do sportów zespołowych, wybrałam pływanie, bo mamy po rozwodzie nie było stać na treningi waterpolo dla całej trójki. Jako dziecko z biednej rodziny nigdy nie wyjeżdżałam na wakacje, a wyjazd poza Holandię był dla mnie równie nieosiągalny, co wyprawa na Księżyc. I nagle, jako jedenastolatka, zostałam powołana przez Holenderski Związek Pływacki na międzynarodowe zawody w Londynie. Spakowałam się dwa tygodnie wcześniej i do wyjazdu nie mogłam spać. Potem się zaczęło. Do dziś zwiedziłam całą kulę ziemską i wiem, że zawdzięczam to pływaniu.

Pani starty były zawsze wielkim przedstawieniem. Prasa rozpisywała się o pani fryzurze, paznokciach, uśmiechu...

Chciałam pokazać, że pływaczka może być kobieca. Kiedy zaczynałam pływać, wszystkie dziewczyny nosiły krótkie fryzurki, nie malowały się i wyglądały chłopięco. Dlatego zapuściłam włosy i zaczęłam malować paznokcie w barwy narodowe, co teraz robi wiele pływaczek.

Zakończyła pani karierę z czterema złotymi, dwoma srebrnymi i dwoma brązowymi medalami olimpijskimi. Była pani rekordzistką świata na 50 i 100 m stylem dowolnym i motylkiem. Poczuła pani, że osiągnęła wszystko?

Inge de Bruijn:

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
Sport
Robin van Persie: Artysta z trudnym charakterem
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń