Kiedy zadzwonili do niej z telewizji z propozycją występu, trener Mark Canella miał tylko jedną odpowiedź. Powiedział: – Nie. Zdawał sobie sprawę, że właśnie zawala mu się plan przygotowań nie tylko do mistrzostw świata, ale też mistrzostw panamerykańskich czy uniwersjady. Usłyszał na to: – To będzie świetna okazja nie tylko, bym zgubiła wagę i pomogła sobie w karierze sportowej, ale także bym stała się sławna i by ludziom przypomnieć o podnoszeniu ciężarów.
Holley Mangold jest uparta. Jest też, trudno to inaczej nazwać, gruba. Startuje, rzecz jasna, w kategorii +75 kg. Podczas igrzysk w Londynie ważyła 157 kg, była najcięższą uczestniczką olimpiady. Rekord życiowy w dwuboju ma względnie skromny: 255 kg. Nasza Agata Wróbel miała 290 kg, rekord świata Chinki Zhou Lulu z Londynu to 333 kg.
W igrzyskach Mangold walczyła z kontuzją prawego nadgarstka. Naciągnięcie ścięgna spowodowało, że musiała brać zastrzyki z kortyzonu. W sumie wyszło tak, że na wadze wyprzedziła najbliższą rywalkę o 27 kg, ale na pomoście to nie pomogło – była dopiero 10. na 14 startujących, podniosła 240 kg w dwuboju, dużo jak na chorą, za mało, by zdobyć sławę.
Po Londynie nadgarstek bolał dalej. Lekarze zbadali rękę i powiedzieli, że kontuzja jest przewlekła i raczej zakończy jej karierę. Powiedzieli, że nie może podnosić nad głowę więcej niż 50 kg. Nie zdawała sobie sprawy, że jest tak źle. Ale jak się ma niecałe 23 lata i przed sobą prawie całe życie, to przygnębienie trwa krótko, jakiś dzień, może dwa. Potem Holley Mangold uznała, że się nie podda i trenować nie przestanie.
Zawsze taka była. Dziewczyny z Dayton w stanie Ohio są twarde. Są jeszcze twardsze, gdy zaczynają karierę sportową w liceum (konkretnie w Archbishop Alter High School) w drużynie futbolu amerykańskiego i to od razu w linii ataku. Trochę w tym zasługa starszego brata, również futbolisty, i to znanego – Nick Mangold gra na środku linii ataku w NFL, konkretnie w drużynie New York Jets.