Od lipcowej Grand Prix Węgier, w której triumfował Lewis Hamilton, Vettel nie schodzi z najwyższego stopnia podium. Jeśli zwycięży także za tydzień na brazylijskim torze Interlagos, to wyrówna rekord Alberto Ascariego, który w latach 1952 i 1953 wygrał dziewięć wyścigów z rzędu (nie licząc Indianapolis 500, zaliczanego wówczas do mistrzostw świata kierowców). Jeśli chodzi o nieprzerwaną serię triumfów w jednym sezonie, to rekord należy już do kierowcy Red Bulla.
Na torze w Teksasie konkurencja znów nie miała złudzeń: Vettel po starcie z pole position oddalił się na kilka sekund od przewodzącego pogoni Romaina Grosjeana z Lotusa i spokojnie kontrolował wyścig. – Uważaj, bo jedynym, który może cię dzisiaj pokonać, jesteś ty sam – ostrzegał go przez radio jego inżynier Guillaume Rocquelin. Mistrz świata lubi kolekcjonować rekordy i stara się w każdym wyścigu wykręcić najlepszy czas okrążenia, przyprawiając swój zespół o stan przedzawałowy. Biorąc pod uwagę zużycie opon, to niepotrzebne ryzyko – ale w USA Vettel nie odpuścił sobie tej drobnej przyjemności. Gdy w końcówce rekordowe czasy ustanawiali walczący o drugą lokatę Grosjean i Mark Webber, mistrz świata pogodził ich dwa okrążenia przed metą.
Po odniesieniu dwunastego zwycięstwa w sezonie i 39. w karierze kolejny raz dał upust swojej radości, kręcąc bączki na asfaltowym poboczu toru. Dwa wyścigi temu dostał za to upomnienie, a zespół musiał zapłacić 25 000 euro kary, ale następnym razem sędziowie się opamiętali i przymykają już oko na takie świętowanie wygranej, które łamie punkt regulaminu nakazujący natychmiastowy zjazd do parku zamkniętego po zakończeniu wyścigu. – Myślałem, że potrafisz się podpisać? – żartował Rocquelin po tym, jak Vettel zostawił na asfalcie czarne koła z gumy. – Brak mi słów – mówił zwycięzca przez radio. – Musimy pamiętać takie dni, bo nie ma gwarancji, że będą trwały wiecznie. Cieszmy się, póki jest tak dobrze.
Dziesięć pozostałych zespołów w stawce nie miałoby nic przeciwko temu, żeby te czasy już się skończyły. Mercedesowi, Ferrari czy Lotusowi pozostaje walka o wicemistrzostwo świata i przed ostatnim, decydującym rozdaniem górą jest ta pierwsza ekipa. Jako jedyni punktowali podwójnie w USA – Lewis Hamilton był czwarty, a Nico Rosberg dziewiąty – i mają 15 punktów przewagi nad Scuderią i 33 nad Lotusem, przy 43 do zdobycia (z czego 25 prawie na pewno zdobędzie Vettel...). Fernando Alonso zapewnił sobie dzięki piątej lokacie trzeci w ostatnich pięciu latach wicemistrzowski tytuł, ale jego zespół może stracić potencjale osiem milionów dolarów premii – taka jest różnica między trzecim i drugim miejscem w klasyfikacji konstruktorów.
Lotus zainkasował sporo punktów za drugie miejsce Grosjeana, ale Heikki Kovalainen, zastępujący swojego rodaka Kimiego Raikkonena, po usterce KERS i nieplanowanym zjeździe na wymianę przedniego skrzydła był dopiero 15. Szkoda, że w końcówce sezonu 2013 kibice mogą się już pasjonować tylko walką o dalsze lokaty w obu klasyfikacjach mistrzowskich, ale wyścig w USA przynajmniej przyniósł kilka interesujących pojedynków na torze. Do tego wielkimi krokami zbliża się rewolucja techniczna sezonu 2014: zupełnie nowe silniki V6 turbo o pojemności 1,6 litra, zastępujące obecne wolnossące jednostki V8 2,4 litra, zaawansowane systemy odzyskiwania energii czy nowe przepisy aerodynamiczne mogą wywrócić Formułę 1 do góry nogami.