Karolina Kowalska z Herning
Oczywiste złoto tegorocznego wicemistrza świata na 200 m stylem grzbietowym Radosława Kawęckiego i dwa srebra – Pawła Korzeniowskiego na 200 m motylkiem i Aleksandry Urbańczyk na 50 m stylem grzbietowym – to 300 procent normy z zeszłego roku. Z Chartres z medalem wracał tylko Kawęcki, więc można mówić o sporym postępie. A mogłoby być jeszcze lepiej, gdyby grzbiecisty nie rozłożyła grypa.
Ale i tak małe miasteczko w środku Półwyspu Jutlandzkiego okazało się dla Polaków szczęśliwe. Zagraniczni dziennikarze znów w swoich relacjach łamali sobie język na polskich nazwiskach, a wśród największych objawień mistrzostw wymieniali Michała Poprawę. Paweł Słomiński, były trener Otylii Jędrzejczak, w Klaudii Naziębło widzi nadzieję kobiecego pływania.
Pływanie rodzinne
Dla sobotniej medalistki w grzbietowym sprincie, 26-letniej Oli Urbańczyk, która od czterech lat trenuje pod okiem swojego męża Bartosza, Herning jest prawdziwym przełomem. Łodzianka wywiezie z Danii pierwszy indywidualny krążek od sześciu lat – ostatni miała w 2007 r. w Debreczynie – i jeszcze większe zaufanie do małżonka, który „ma niesamowitą intuicję, jeśli chodzi o jej trening". Potwierdziły to dwa rekordy Polski na 50 m motylkiem, które pobiła przez ostatni miesiąc, i pierwsze miejsce w tegorocznym europejskim rankingu światowym na 50 m stylem grzbietowym. Urbańczyk zaznacza, że w domu mąż jest tylko mężem, a o pływaniu się nie mówi. Teraz małżeństwo zbroi się na sierpniowe mistrzostwa Europy w Berlinie.
Chociaż Paweł Korzeniowski mówi raczej nie o medalu, ale srebrnym niedosycie, też wraca do domu z tarczą. Tegoroczny wicemistrz świata na 200 m motylkiem z Barcelony dowiódł, że pogłoski o końcu jego kariery były przedwczesne i że nadal liczy się na świecie. Jego odwieczny rywal Rosjanin Nikołaj Skworcow (1:51.62) był trzeci, a broniący tytułu z Charters Węgier Laszlo Cseh znalazł się dopiero na czwartej pozycji (1:52.44).