Poważne rozliczenie Jamajki z dopingiem dopiero się zaczyna, sprawa Sherone Simpson (olimpijskie złoto i srebro w sztafecie 4x100 m, srebro indywidualne na 100 m w Pekinie) jest jedną z pierwszych na wokandzie, dotyczy tych, których złapano w ubiegłym roku.
Kontrolerzy dopingu stwierdzili latem po mistrzostwach kraju (były kwalifikacjami na MŚ w Moskwie), że Simpson była jedną z pięciu zawodniczek, które brały oksylofrynę, w zwykłej medycynie środek podawany przy niskim ciśnieniu krwi, w sprintach modny ostatnio sposób na podniesienie sprawności krążenia, natlenienia krwi i produkcji adrenaliny. To samo przyjmowali inni sławni: Asafa Powell i Amerykanin Tyson Gay.
Sprinterka stanęła w środę w Kingston przed komisją dyscyplinarną Jamajskiej Komisji Antydopingowej ?(JADCO) i ponad trzy godziny opowiadała, jak dbała o to, by nie wziąć zakazanych środków. Dowodziła, iż „zrobiła wszystko", czyli spędziła kilkanaście godzin przed komputerem, badając składniki odżywki o nazwie Epiphany D1, którą dostała od trenera Christophera Xuereba.
Trener, wedle sprinterki, przyjechał z Kanady z torbą specyfików dla niej, były tam koncentraty białkowe, środki poprawiające wytrzymałość, witamina D, tran, a także Epiphany D1, którego nie znała. Środek miał poprawiać pamięć, wzmagać wiarę w siebie i skupienie. W nim znaleziono oksylofrynę.
Dzwonka nie było
– Wyszukałam w Google co trzeba, sprawdziłam każdą nazwę w składzie podanym na butelce z listą zakazanych substancji podaną przez Światową Agencję Anydopingową (WADA). Niczego złego tam nie było, dzwonek alarmowy nie zadzwonił – mówiła Simpson o swym antydopingowym zaangażowaniu. Przyznała, że odżywki bierze od 2003 roku, przed spotkaniem Xuereba w maju 2013 roku przyjmowała siedem rodzajów, trener rekomendował jej pięć innych, wśród nich Epiphany D1. Całą winę za wpadkę zrzuciła więc na Chrisa Xuereba. – Nie jestem oszustką – zapewniała.