Od jakiegoś czasu pracujemy nad tym, by Legia zamykała się w swoim budżecie i nie zamierzamy tego zmieniać. Oczywiście w biznesie jest ryzyko dodatkowych kosztów i jestem w stanie je na siebie wziąć, ale nie zamierzam wyciągać pieniędzy z klubu. Jeśli uda się zwiększyć budżet, to, co zarobimy, zostanie w kasie. Ten projekt ma dla mnie charakter bardziej społeczny niż biznesowy. Przy takich możliwościach, jakie ma Legia, jesteśmy w stanie zrobić coś dużego na skalę europejską. Nie znaczy to, że pieniądze nie mają znaczenia. Celem jest budowanie wartości klubu sportowego, nowoczesnej organizacji, która ma strategię i plan działania, rozwija się i pozyskuje sponsorów. Klub piłkarski to dzisiaj skomplikowane przedsiębiorstwo, które wymaga zarządzania na wielu poziomach. To także marketing, logistyka, finanse, zaplecze medyczne i inne elementy, które muszą profesjonalnie działać. Bez takiego podejścia nie da się osiągnąć sportowego sukcesu.
Mamy uwierzyć, że jest pan altruistą?
Pomysł z zakupem Legii nie urodził się wczoraj ani rok temu, lecz dużo wcześniej. Zawsze chciałem być właścicielem klubu, choć kiedy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych i pasjonowałem się NBA, na pewno nie myślałem o piłce nożnej i Legii. Kibicem Legii zostałem w latach 90., kiedy zacząłem regularnie przyjeżdżać do Polski. Pochodzę ze środowiska biznesowego i gdybym inwestował, założyłbym sobie, jakie poniosę straty i jaki będzie czas na osiągnięcie zysku. Tutaj jest inaczej. W telewizji oglądam tylko sport, to moja pasja, a ponieważ lubię angażować się w przedsięwzięcia, które zmieniają rzeczywistość, uznałem, że kupno Legii to świetny pomysł. Podkreślam – nie przychodzę tu, żeby zarabiać, chcę coś stworzyć, poprawić... Nie zmienia to faktu, że Legia musi być zarządzana według biznesowych reguł, bo tak funkcjonują najlepsze kluby piłkarskie i to jest jedyna recepta na sukces.
Nie boi się pan? Na futbolu w Polsce można nie tylko stracić pieniądze, ale też reputację – kojarzy się przecież z korupcją i chuliganami. Po co to panu jako uznanemu prawnikowi i inwestorowi?
Zdaję sobie sprawę z ryzyka, które jest związane z futbolową otoczką. W Legii problemu korupcji nie ma i nie było, a w sprawach chuliganów nasz klub zrobił akurat największy postęp. Nasi kibice są fenomenalni, uważam, że nawet najlepsi na świecie. Piłka jest dla nich, bo w sporcie chodzi właśnie o takie emocje. Pociąga mnie budowanie czegoś od podstaw. W ciągu ponad 20 lat pracy jako menedżer zawsze starałem się coś tworzyć, budować organizacje, zespoły, wdrażać nowe wizje. Wierzę, że mając dziesiątki tysięcy fantastycznych kibiców, nowoczesną infrastrukturę i uznaną w Europie markę, nie mamy powodów, by w 36-milionowym kraju nie mieć klubu, który jest w czołówce europejskiej. Legia nie jest dla mnie kaprysem czy zabawką. Jestem na takim etapie życia, że mogę poświęcić dużo czasu na rzeczy, które nie przynoszą pieniędzy, ale satysfakcję. Chcę czuć, że robię coś, co kocham, nie myślę tylko o pieniądzach. Ale czy takie przedsięwzięcie może się udać bez spojrzenia biznesowego? Nie. Dlatego przez najbliższe lata najważniejsze będzie wprowadzenie innych standardów zarządzania. Z Bogusławem Leśnodorskim zaczęliśmy już to robić.
To pan chciał kupić Legię czy ITI szukało kupca?