Mioduski: To nie kaprys i zabawka

Nowy właściciel Legii Warszawa o tym, że sławy nie szuka i zarabiać na futbolu nie musi.

Publikacja: 10.01.2014 07:00

Dariusz Mioduski ma 50 lat, mieszka w Polsce i USA

Dariusz Mioduski ma 50 lat, mieszka w Polsce i USA

Foto: Fotorzepa, Robert Gardziński Robert Gardziński

Rz: Kto kupił Legię – Roman Abramowicz, szejk? Teraz zaczną się wielkie inwestycje?

Dariusz Mioduski:

Myślenie, że do polskiego klubu przyjdzie szejk z walizką pieniędzy, jest nierealne. Od prawie dwóch lat byłem członkiem rady nadzorczej warszawskiego klubu i dojrzewałem do decyzji o jego przejęciu. Żeby poważne pieniądze mogły się tu pojawić, cała liga musi się zmienić, trzeba poprawić jej atrakcyjność i wizerunek. Jestem zawodowym menedżerem i to nie kapitał jest główną wartością, którą wnoszę do Legii. Uważam, że teraz najbardziej potrzebna jest zmiana stylu zarządzania i budowa organizacji na europejskim poziomie. To proces, na który potrzebujemy minimum trzech do pięciu lat, choć pewnie nigdy się on nie skończy. Zaczęliśmy już to robić w ostatnim roku i z każdym miesiącem będziemy starali się być coraz lepsi. Kluczowym projektem jest rozwój własnej akademii. Polska jest dużym krajem, w którym nie ma choćby jednego klubu, który byłby w stanie powstrzymać nastolatka przed wyjazdem za granicę. Stoimy przed wielkim projektem, musimy wszystko dobrze poskładać, dobrać sztab ludzi, żeby za kilka lat oczekiwać regularnej gry w fazie grupowej Ligi Mistrzów. Jeśli się nam nie uda, będzie to naszą porażką, ale gdybyśmy zrealizowali cel, możemy pójść krok dalej i pomyśleć o większych pieniądzach. Myślę, że wtedy Legia, i w ogóle polski rynek, będą na to gotowe. A ja wiem, jak dotrzeć do instytucji czy osób, które zapewnią potrzebne fundusze.

Legia to dla mnie projekt bardziej społeczny niż biznesowy

Kupił pan Legię i jest gotów, by klub nie zarabiał pieniędzy?

Od jakiegoś czasu pracujemy nad tym, by Legia zamykała się w swoim budżecie i nie zamierzamy tego zmieniać. Oczywiście w biznesie jest ryzyko dodatkowych kosztów i jestem w stanie je na siebie wziąć, ale nie zamierzam wyciągać pieniędzy z klubu. Jeśli uda się zwiększyć budżet, to, co zarobimy, zostanie w kasie. Ten projekt ma dla mnie charakter bardziej społeczny niż biznesowy. Przy takich możliwościach, jakie ma Legia, jesteśmy w stanie zrobić coś dużego na skalę europejską. Nie znaczy to, że pieniądze nie mają znaczenia. Celem jest budowanie wartości klubu sportowego, nowoczesnej organizacji, która ma strategię i plan działania, rozwija się i pozyskuje sponsorów. Klub piłkarski to dzisiaj skomplikowane przedsiębiorstwo, które wymaga zarządzania na wielu poziomach. To także marketing, logistyka, finanse, zaplecze medyczne i inne elementy, które muszą profesjonalnie działać. Bez takiego podejścia nie da się osiągnąć sportowego sukcesu.

Mamy uwierzyć, że jest pan altruistą?

Pomysł z zakupem Legii nie urodził się wczoraj ani rok temu, lecz dużo wcześniej. Zawsze chciałem być właścicielem klubu, choć kiedy mieszkałem w Stanach Zjednoczonych i pasjonowałem się NBA, na pewno nie myślałem o piłce nożnej i Legii. Kibicem Legii zostałem w latach 90., kiedy zacząłem regularnie przyjeżdżać do Polski. Pochodzę ze środowiska biznesowego i gdybym inwestował, założyłbym sobie, jakie poniosę straty i jaki będzie czas na osiągnięcie zysku. Tutaj jest inaczej. W telewizji oglądam tylko sport, to moja pasja, a ponieważ lubię angażować się w przedsięwzięcia, które zmieniają rzeczywistość, uznałem, że kupno Legii to świetny pomysł. Podkreślam – nie przychodzę tu, żeby zarabiać, chcę coś stworzyć, poprawić... Nie zmienia to faktu, że Legia musi być zarządzana według biznesowych reguł, bo tak funkcjonują najlepsze kluby piłkarskie i to jest jedyna recepta na sukces.

Nie boi się pan? Na futbolu w Polsce można nie tylko stracić pieniądze, ale też reputację – kojarzy się przecież z korupcją i chuliganami. Po co to panu jako uznanemu prawnikowi i inwestorowi?

Zdaję sobie sprawę z ryzyka, które jest związane z futbolową otoczką. W Legii problemu korupcji nie ma i nie było, a w sprawach chuliganów nasz klub zrobił akurat największy postęp. Nasi kibice są fenomenalni, uważam, że nawet najlepsi na świecie. Piłka jest dla nich, bo w sporcie chodzi właśnie o takie emocje. Pociąga mnie budowanie czegoś od podstaw. W ciągu ponad 20 lat pracy jako menedżer zawsze starałem się coś tworzyć, budować organizacje, zespoły, wdrażać nowe wizje. Wierzę, że mając dziesiątki tysięcy fantastycznych kibiców, nowoczesną infrastrukturę i uznaną w Europie markę, nie mamy powodów, by w 36-milionowym kraju nie mieć klubu, który jest w czołówce europejskiej. Legia nie jest dla mnie kaprysem czy zabawką. Jestem na takim etapie życia, że mogę poświęcić dużo czasu na rzeczy, które nie przynoszą pieniędzy, ale satysfakcję. Chcę czuć, że robię coś, co kocham, nie myślę tylko o  pieniądzach. Ale czy takie przedsięwzięcie może się udać bez spojrzenia biznesowego? Nie. Dlatego przez najbliższe lata najważniejsze będzie wprowadzenie innych standardów zarządzania. Z Bogusławem Leśnodorskim zaczęliśmy już to robić.

To pan chciał kupić Legię czy ITI szukało kupca?

Z Legią jestem związany od lat. Przez ostatnie półtora roku byłem chyba najaktywniejszym członkiem rady nadzorczej Legii, a zatrudnienie Bogusława Leśnodorskiego było pierwszym krokiem na nowej, wspólnej drodze. Tak naprawdę ja już od ponad roku przygotowywałem się do tej transakcji, a od pół pracujemy nad tym wspólnie.

Jaka jest kwota transakcji?

To tajemnica handlowa. Mogę powiedzieć, że posiadam 80 procent klubu, Bogusław Leśnodorski – pozostałe 20.

Od czego pan zacznie swoją pracę?

20 lat zawodowych doświadczeń każe mi wierzyć, że nie ma idealnego wzoru, do którego dopasowuje się ludzi. Jest odwrotnie, organizację trzeba dopasować do najlepszych ludzi – ich umiejętności i osobowości. To nie będzie model angielski, polski, ale legijny. Chcemy wypracować mentalność, wdrożyć pewien sposób zachowania, myślenia, możemy go nazwać kulturą, która będzie cechowała wszystkich w klubie – ode mnie zaczynając, na piłkarzach kończąc. Nie godzimy się z porażkami, chcemy odzwierciedlać to, co jest na trybunach, czyli pasję i waleczność. Warszawski, polski charakter. Ostatnio czułem, że na poziomie organizacyjnym, dzięki Leśnodorskiemu, mamy lidera, ale wydawało mi się, że nie miało to przełożenia na szatnię. Byli fajni piłkarze, z dużymi predyspozycjami, ale kiedy przychodził moment słabości, nie było kogoś, kto poderwałby resztę do walki. Popierałem zatrudnianie Henninga Berga, bo pochodzi ze szkoły, która mi się podoba. Berg wie, jak budować drużynę. Takich ludzi będziemy szukać. Mimo że infrastrukturalnie polska liga się rozwinęła, nie widać, by nasze drużyny poszły w górę w Europie. Uważam, że kluczem jest zmiana organizacyjna. Najlepsze kluby na świecie to takie, które są najlepiej zarządzane. Dlatego mają pieniądze, bo potrafią świadomie kreować swój wizerunek. Planujemy kontynuować to, co robimy, długofalowo, odpowiedzialnie. Każdy ruch ma zmieniać na lepsze. Nie zawsze nam się uda, popełnimy błędy, ale wtedy wszyscy w klubie mają być wkurzeni i myśleć, co zrobić, by to się nie powtórzyło.

Kibice od razu zapytają: będą transfery?

Będą, ale takie, na jakie nas stać. Nie wierzę, że gdyby pojawił się ktoś, kto da w tym roku 50 milionów złotych na czterech zawodników, to zmieni trwale naszą pozycję. Mogą przecież być np. kontuzje, sport to też kwestia szczęścia. Nie jesteśmy Realem ani Manchesterem, będziemy się wzmacniać, ale docelowo chciałbym, żeby najlepsi przychodzili z naszej akademii. Teraz będziemy w rozsądny sposób patrzeć, kogo możemy mieć z zewnątrz. Wyszkolenie techniczne to podstawa, jak piłkarz nie umie kopać piłki dwiema nogami, niczego nie naprawi ambicją. Równie ważny jest charakter, żeby to była drużyna, a nie zlepek indywidualności. Jako mistrz Polski musimy grać co roku w fazie grupowej europejskich pucharów.

Legia będzie regionalnym liderem jak Sparta Praga czy BATE Borysów?

Chciałbym, żeby to była mieszanka młodości Ajaksu Amsterdam z pasją Celtiku Glasgow. To jest mój model – nastawiam się na wychowanków, chcę, żeby najbardziej utalentowani zawodnicy mieli u nas takie warunki, że pomyślą o wyjeździe dopiero w wieku 22, 23 lat. Będą wiedzieć, że są ukształtowani na wysokim poziomie i nie przepadną za granicą, jak ci, którzy teraz wyjeżdżają z Polski, mając 17 lat. Od strony organizacyjnej wzorem powinny być dla nas drużyny niemieckie, które funkcjonują niezwykle profesjonalnie jako przedsiębiorstwa. Dzisiaj obserwujemy efekty sportowe takiego podejścia i to z Polakami w rolach głównych.

Teraz żaden nasz klub nie jest w stanie odrzucić oferty 3 milionów euro za 20-latka.

Teraz nie, ale być może za pięć lat my będziemy mogli to zrobić.

Śledził pan przypadki ludzi, którzy inwestowali w polski futbol? Przykłady Bogusława Cupiała albo Józefa Wojciechowskiego dają panu do myślenia?

Śledziłem, ale nie traktuje tych przykładów jako punktu odniesienia. To nie moja droga. Nie mam firmy, którą muszę reklamować, sławy też nie szukam, wręcz przeciwnie – raczej boję się, że stanę się osobą bardziej publiczną, niż bym chciał. Pan nadal mi nie wierzy, ale dla mnie sport w Polsce ma także olbrzymią rolę społeczną. Dla mnie to wielka pasja. Proszę zapytać moją żonę i córki – gdy oglądam mecz, to jestem wariatem. Wrzeszczę, skaczę.

Omówił pan sprawę kupna klubu z najbliższymi?

Mieliśmy długą rodzinną rozmowę. Teraz już wszyscy śpiewają piosenki z Żylety, więc jest w porządku.

Trochę pan idealizuje tę Żyletę. Z kar, które klub musiał zapłacić w rundzie jesiennej, można byłoby przez rok utrzymać bardzo dobrego zawodnika.

Zgadza się, to duży problem. Chcę, by kibice byli świadomi, że również ich zachowanie zadecyduje, czy Legia będzie dobrym klubem, czy nie. Trybuny mają wpływ na budżet, sponsorów. To, co Leśnodorski zrobił w ostatnim czasie, jest fenomenalne. Kibice uwierzyli, że ludzie pracujący w Legii mają ten klub w sercu. Jako prezes miewał ciężkie dni i pewnie takie pojawią się też w przyszłości, bo nie będzie tolerancji dla chuliganów i wandalizmu. Największy problem mamy z tymi, którzy tylko zakładają szaliki,  a nie są wcale kibicami.  Najgorsze moje doświadczenie ze sportem to mecz z Apollonem przy pustych trybunach. Milion razy wolałbym grać na wyjeździe przy pełnych trybunach i dopingu przeciwko nam, niż jeszcze raz przeżyć tak smutne widowisko. Mam nadzieję, że to się nigdy nie powtórzy.

Ile dni w roku mieszka pan w Polsce?

Około pięciu miesięcy. Ale proszę się nie martwić. Kalendarz będę układał pod Legię, bo to teraz dla mnie najważniejszy projekt.

Jak coś pójdzie nie tak, będą mówić, że w klubie bałagan, bo właściciel nie dogląda dobytku.

Zarządzanie pozostawiam w rękach Leśnodorskiego, ale będę aktywnym właścicielem, szefem rady nadzorczej. Mam odpowiednie kompetencje i wiem, jak takie projekty realizować. W szczególności zamierzam osobiście zaangażować się w projekt akademii, który uważam za najważniejszy.

Wyjdzie pan do mediów jak Leśnodorski?

To zostawiam jemu – jest gwiazdą, lubi rozmawiać, rozumie, że to ważne. Jestem trochę inny, ale wierzę w dialog i zamierzam rozmawiać z każdym, od kogo mogę się czegoś nauczyć. Oczywiście czasem, tak jak na boisku, możemy wymieniać się rolami w zależności od potrzeb. Najważniejsze jednak, że mamy wspólną wizję i uzupełniamy się w kompetencjach.

Zna pan już piłkarzy? Wie pan, jakie to środowisko?

Najlepsi sportowcy są tak inteligentni, że odnieśliby sukces we wszystkim, do czego by się wzięli. Mam jednak wrażenie, że w Polsce brakuje edukacji, zrozumienia tego, jak pewne rzeczy działają. Szczególnie młodzi muszą wiedzieć, że w życiu nie chodzi o pierwszy kontrakt. Ten powinien im pozwolić się rozwijać, a o pieniądzach i prawdziwej karierze mogą myśleć przy następnych umowach. Musimy poprawić nie tylko kwestie piłkarskie, ale też naukę języków obcych, dyscyplinę, podejście do odżywiania. Młodzi piłkarze muszą zrozumieć nową rzeczywistość, nie tylko w Polsce.

Rz: Kto kupił Legię – Roman Abramowicz, szejk? Teraz zaczną się wielkie inwestycje?

Dariusz Mioduski:

Pozostało jeszcze 99% artykułu
SPORT I POLITYKA
Wybory w MKOl. Czy Rosjanie i Chińczycy wybiorą następcę Bacha?
Sport
Walka o władzę na olimpijskim szczycie. Kto wygra wybory w MKOl?
Sport
Koniec Thomasa Bacha. Zbudował korporację i ratował świat sportu przed rozłamem
Sport
Po igrzyskach w Paryżu czekają na azyl. Ilu sportowców zostało uchodźcami?
Sport
Wybiorą herosów po raz drugi!
Materiał Promocyjny
Konieczność transformacji energetycznej i rola samorządów
SPORT I POLITYKA
Czy Rosjanie i Białorusini pojadą na igrzyska? Zyskali silnego sojusznika
Materiał Promocyjny
Sezon motocyklowy wkrótce się rozpocznie, a Suzuki rusza z 19. edycją szkoleń