Zimna wojna wkraczała właśnie w kolejną fazę. W grudniu 1979 roku wojska ZSRR najechały Afganistan. Trzy tygodnie później prezydent USA Jimmy Carter wystosował wobec Kremla ultimatum – jeśli w ciągu miesiąca nie wycofa wojsk, Amerykanie zbojkotują letnie igrzyska w Moskwie. Rosjanie pozostali jednak w Afganistanie i odprężenie skończyło się na dobre. Hokejowy mecz USA–ZSRR w Lake Placid pełen był więc pozasportowych podtekstów.
W tym czasie „Sborna" była hokejowym supermocarstwem. Od 1956 roku tylko raz przegrała walkę o olimpijskie złoto – w 1960 roku w Squaw Valley lepsi okazali się Amerykanie. Zespół ZSRR dominował też na mistrzostwach świata. W latach 1963–1979 aż 14 razy zdobył tytuł.
Do Lake Placid ekipa ZSRR przyleciała w najmocniejszym składzie, z uważanym za najlepszego bramkarza świata Władysławem Tretiakiem, kapitanem Borysem Michajłowem, królem strzelców igrzysk w Sapporo Walerym Charłamowem i młodymi gniewnymi – Wiaczesławem Fietisowem, Władimirem Krutowem i Siergiejem Makarowem.
Amerykanów dzieliła od Rosjan przepaść. Trener Herb Brooks poskładał zespół z zawodników drużyn uniwersyteckich. Doświadczenie zbierali głównie podczas przygotowań, rozgrywając dziesiątki sparingów. Ten ostatni, zaledwie trzy dni przed rozpoczęciem turnieju olimpijskiego, w Madison Square Garden grali właśnie ze Związkiem Radzieckim. Przegrali 3:10, mogli wyżej. Z lodowiska zjeżdżali pogodzeni z losem.
Ten mecz był jak gotowy scenariusz i nic dziwnego, że powstał film „Cud na lodzie"