Na trudne warunki oraz nieodpowiednie przygotowanie tras biegowych i stoków narciarskich już w lutym narzekali zawodnicy startujący w zimowych igrzyskach olimpijskich. Jednak paraolimpijczycy byliby zachwyceni, gdyby do Soczi wróciła pogoda, jaka panowała w czarnomorskim kurorcie jeszcze miesiąc temu.
W lutym zmorą organizatorów była mgła. Z jej powodu niektóre konkurencje trzeba było parokrotnie przekładać. Natomiast głównym problemem paraolimpiady są zbyt wysokie temperatury.
Obecnie w Soczi i Krasnej Polanie jest ok. 14-16 stopni Celsjusza. Mimo iż osoby odpowiedzialne za zachowanie tras narciarskich w należytym stanie dwoją się i troją, by zapewnić niepełnosprawnym sportowcom odpowiednie warunki startów – natura wygrywa.
Śnieg topnieje w niebywałym tempie. Staje się ciężki i mokry. Jeszcze w sobotę, gdy odbywał się zjazd, zawodnicy chwalili miejsce rozgrywania zawodów. Ale ciepła noc sprawiła, że w ciągu kilku godzin wszystko się zmieniło. Na trasach potworzyły się dziury. W niedzielę na trasie supergiganta upadł Andrzej Szczęsny. Nie ukończył wyścigu. Zresztą tak samo jak 31 z 70 startujących. Do mety nie dojechało pięciu z 14 niedowidzących lub niewidomych narciarzy, 12 z 28 jeżdżących na stojąco i 14 z 28 jeżdżących na siedząco.
Dla tych ostatnich mokry śnieg jest najbardziej niebezpieczny. Zawodnicy jadą w specjalnych urządzeniach przypominających sanki. Sterują przy pomocy podpór trzymanych w rękach. Mogą rozwinąć prędkość nawet 120 km/h. Miękki śnieg sprawia, że kontrola staje się zadaniem karkołomnym. O wypadek nietrudno, co zresztą udowodnił niedzielny supergigant.