Kilkanaście miesięcy temu, w grudniu 2012 roku, Sands Casino w Bethlehem było dla Adamka szczęśliwe. W starciu ze Steve'em Cunninghamem miał wtedy sporo problemów, ale sędziowie opowiedzieli się za nim. Teraz solidarnie stanęli za 29-letnim Ukraińcem z Ługańska, który zawiesił Adamkowi poprzeczkę zbyt wysoko.
Punktacja: 117:110, 117:111, 116:112, nie pozostawia złudzeń, kto był lepszy, ale nie tylko Roger Bloodworth, trener polskiego pięściarza, twierdzi, że była zbyt wysoka. Kilka rund na pewno wygrał Adamek, chociażby ostatnie, 12., starcie, kilka innych było wyrównanych.
Ale nie ulega wątpliwości, że były mistrz świata dwóch kategorii nie pozostawił najlepszego wrażenia. Miał ustawić walkę lewym prostym, a głównym argumentem w walce z Głazkowem – medalistą mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich – miała być szybkość.
Na nieszczęście dla Adamka (37 lat) jego młodszy rywal z Ukrainy był nie tylko szybszy i precyzyjniejszy, ale wygrał też rywalizację na lewe proste. 124:71 – tak wyglądają komputerowe statystyki. Po podliczeniu wszystkich celnych ciosów Głazkow też był lepszy: 212:161.
Adamek przed tym pojedynkiem był pewny swego. Wierzył, że zadecyduje jego doświadczenie i wiedza, które wyniósł z 51 zawodowych walk (przegrał tylko dwa razy). Ale Głazkow chyba lepiej odrobił lekcję. Dobrze rozegrał taktycznie tę krwawą wojnę, wykorzystał błędy Adamka i fakt, że ten już w pierwszej fazie pojedynku doznał kontuzji.