Reklama
Rozwiń

Polski mistrz na końcu drogi

Tomasz Adamek wyraźnie przegrał na punkty z Ukraińcem Wiaczesławem Głazkowem. To mogła być jego ostatnia zawodowa walka o poważną stawkę.

Publikacja: 16.03.2014 20:47

Tomasz Adamek przegrał walkę, która mogła przedłużyć jego zawodową karierę. Porażka sprawiła, że być

Tomasz Adamek przegrał walkę, która mogła przedłużyć jego zawodową karierę. Porażka sprawiła, że być może wypadł już z wielkiej gry

Foto: Fotorzepa, BS Bartek Sadowski

Kilkanaście miesięcy temu, w grudniu 2012 roku, Sands Casino w Bethlehem było dla Adamka szczęśliwe. W starciu ze Steve'em Cunninghamem miał wtedy sporo problemów, ale sędziowie opowiedzieli się za nim. Teraz solidarnie stanęli za 29-letnim Ukraińcem z Ługańska, który zawiesił Adamkowi poprzeczkę zbyt wysoko.

Punktacja: 117:110, 117:111, 116:112, nie pozostawia złudzeń, kto był lepszy, ale nie tylko Roger Bloodworth, trener polskiego pięściarza, twierdzi, że była zbyt wysoka. Kilka rund na pewno wygrał Adamek, chociażby ostatnie, 12., starcie, kilka innych było wyrównanych.

Ale nie ulega wątpliwości, że były mistrz świata dwóch kategorii nie pozostawił najlepszego wrażenia. Miał ustawić walkę lewym prostym, a głównym argumentem w walce z Głazkowem – medalistą mistrzostw świata i igrzysk olimpijskich – miała być szybkość.

Na nieszczęście dla Adamka (37 lat) jego młodszy rywal z Ukrainy był nie tylko szybszy i precyzyjniejszy, ale wygrał też rywalizację na lewe proste. 124:71 – tak wyglądają komputerowe statystyki. Po podliczeniu wszystkich celnych ciosów Głazkow też był lepszy: 212:161.

Adamek przed tym pojedynkiem był pewny swego. Wierzył, że zadecyduje jego doświadczenie i wiedza, które wyniósł z 51 zawodowych walk (przegrał tylko dwa razy). Ale Głazkow chyba lepiej odrobił lekcję. Dobrze rozegrał taktycznie  tę krwawą wojnę, wykorzystał błędy Adamka i fakt, że ten już w pierwszej fazie pojedynku doznał kontuzji.

Opuchlizna pod prawym okiem ograniczająca widzenie na pewno była przeszkodą, ale „Góral" dawał sobie przecież radę z większymi problemami. W 2005 roku w Chicago bił się z Australijczykiem Paulem Briggsem ze złamanym nosem prawie od pierwszego do ostatniego gongu. Ale wtedy był dziewięć lat młodszy, nie miał za sobą ciężkiej porażki z Witalijem Kliczką, która odebrała mu nie tylko dużo zdrowia, ale też pewności siebie.

Ósme starcie jeden z sędziów wypunktował 10:8, choć Polak nie leżał na deskach. Po dziewiątym lekarz zawodów powiedział sędziemu ringowemu Gary'emu Rosato, że jeśli przewaga Ukraińca dalej będzie tak duża, ma zatrzymać walkę. Ale właśnie wtedy Adamek zaczął boksować lepiej. W 12. rundzie przyparł nawet Głazkowa do muru, mocno podbił mu lewe oko i trochę nastraszył, ale to było za mało, by wygrać.

Po ogłoszeniu werdyktu polski bokser przeprosił za swoją postawę. – Zawiodłem, muszę ustąpić miejsca młodszym. Głazkow był lepszy, zasłużył na wygraną, przegrałem zasłużenie – skomentował to, co się wydarzyło na ringu w Bethlehem.

A zapytany, jaki wpływ na jego postawę miała kontuzja, odpowiedział, że to jest boks i kontuzje czasami się zdarzają. To jednak nie powód, by usprawiedliwiać nimi porażki. Powiedział też, że ponieważ przegrana z Ukraińcem odbiera mu szansę na walkę o mistrzostwo świata, czas odejść  – musi się poważnie zastanowić nad zakończeniem kariery.

W szatni nie mówił nic, porażka była bolesna, dosłownie i w przenośni. Porozbijana twarz świadczyła o tym, jak twardy był to bój, a milczenie dowodem na to, jak gorzki jest jej smak.

Głazkow ma teraz nie tylko pas mistrza Ameryki Północnej, ale też drugie miejsce w rankingu IBF i piękne perspektywy.

– Mogę walczyć z każdym, moje marzenie to oczywiście walka o mistrzostwo świata, ale jak przyjdzie trochę na nią poczekać, to poczekam. Wygrana z Adamkiem była najważniejsza w karierze, a bój, jaki z nim stoczyłem, najcięższy. Ale gdy odczytywano werdykt, nie czułem niepokoju, bo wiedziałem, że byłem lepszy i to ja zostanę zwycięzcą – mówił Głazkow „Rz" w szatni po walce, przykładając lód do prawej pięści i do mocno podbitego lewego oka. Gdy zapytałem, kiedy poczuł, że jest lepszy, powiedział, że po czwartej rundzie. – Kontrolowałem pojedynek, częściej i mocniej trafiałem, a mój lewy prosty okazał się kluczem do wygranej.

„The Crossroads" (Na rozdrożu) – takie było reklamowe hasło tego pojedynku. Teraz już wiadomo, kto pójdzie dalej na szczyty wagi ciężkiej. Niestety, nie jest to Tomasz Adamek.

Kilkanaście miesięcy temu, w grudniu 2012 roku, Sands Casino w Bethlehem było dla Adamka szczęśliwe. W starciu ze Steve'em Cunninghamem miał wtedy sporo problemów, ale sędziowie opowiedzieli się za nim. Teraz solidarnie stanęli za 29-letnim Ukraińcem z Ługańska, który zawiesił Adamkowi poprzeczkę zbyt wysoko.

Punktacja: 117:110, 117:111, 116:112, nie pozostawia złudzeń, kto był lepszy, ale nie tylko Roger Bloodworth, trener polskiego pięściarza, twierdzi, że była zbyt wysoka. Kilka rund na pewno wygrał Adamek, chociażby ostatnie, 12., starcie, kilka innych było wyrównanych.

Pozostało jeszcze 87% artykułu
Sport
Prezydent podjął decyzję w sprawie ustawy o sporcie. Oburzenie ministra
Sport
Ekstraklasa: Liga rośnie na trybunach
Sport
Aleksandra Król-Walas: Medal olimpijski moim marzeniem
SPORT I POLITYKA
Ile tak naprawdę może zarobić Andrzej Duda w MKOl?
Materiał Promocyjny
Najlepszy program księgowy dla biura rachunkowego
Sport
Andrzej Duda w MKOl? Maja Włoszczowska zabrała głos
Materiał Promocyjny
„Nowy finansowy ja” w nowym roku