- Jesteście pierwszymi ludźmi, o których myślę i za których się modlę, gdy budzę się każdego poranka. Nie potrafię sobie wyobrazić smutku, pustki i bólu, które wyrządziłem waszej rodzinie. Po prostu próbowałem chronić Reevę. Nie chciałem jej zabić. Przyrzekam, że ją kochałem - wyznał łamiącym się głosem Oscar Pistorius matce swojej zmarłej dziewczyny. June Steenkamp słuchała tych słów z kamienną twarzą. Nie okazywała żadnych emocji.
Wczoraj przed sądem w Pretorii został wznowiony proces lekkoatlety oskarżonego o to, że 14 lutego zeszłego roku z premedytacją zastrzelił swoją partnerkę. Pistorius utrzymuje, że to był wypadek. Wziął ją za włamywacza. Steenkamp zginęła w łazience, lekkoatleta oddał cztery strzały przez drzwi.
Jednak śledczy nie wierzą w wersję Pistoriusa. Już wcześniej śledczy zarzucili mu wyjątkowe zamiłowanie do broni palnej. Wczoraj sportowiec tłumaczył, że nosił ją przy sobie, ponieważ dorastał w okolicy, w której włamania były codziennością. Kiedyś także dzięki broni uratował napadniętego taksówkarza. Ale obiecał, że już nigdy nie weźmie pistoletu do ręki.
Poza tym policja dotarła do SMS-ów, które Reeva Steenkamp pisała do swojego chłopaka. Jeden z nich (wysłany trzy tygodnie przed jej śmiercią) brzmiał "Czasami boję się ciebie i tego, w jaki sposób się wobec mnie zachowujesz". Świadkowie zeznali, że Pistorius był chorobliwie zazdrosny o swoją dziewczynę.
Na razie większość dowodów przemawia na niekorzyść oskarżonego. Być może również dlatego w czasie poniedziałkowej rozprawy sportowiec nie umiał powstrzymać emocji. Płakał, przekonywał sąd, że po śmierci Reevy Steenkamp popadł w depresję, zaczął mieć kłopoty ze snem, schudł, a funkcjonować może tylko dzięki środkom antydepresyjnym.