Rz: Polska wygrała mistrzostwa świata Dywizji IB i awansowała na zaplecze elity. To jeszcze nie spełnienie marzeń, ale krok naprzód.
Mariusz Czerkawski:
Możemy być zadowoleni. Ciężka praca się opłaciła, wykorzystaliśmy swoją szansę i w końcu przyszła nasza kolej. Przypomnę tylko, że na to zaplecze jakiś czas się dobijaliśmy. Ostatnio brakowało niewiele. Dwa lata temu awans uciekł w meczu z Koreą Południową, a przed rokiem w spotkaniu z Ukrainą. Oba były do wygrania, w obu prowadziliśmy, ale to rywale cieszyli się z awansu. My musieliśmy się męczyć i czekać. Aż się doczekaliśmy.
Mistrzostwa wygraliśmy w dobrym stylu. Szkoda tylko tej porażki na koniec z Wielką Brytanią...
Do Wilna jechaliśmy jako faworyci, ale wiedzieliśmy, że to będzie ciężki turniej, bardzo wyrównany. I tak było. Kilka wyników mogło zaskoczyć, zespoły, które w jednym meczu wygrywały z teoretycznie silniejszymi, w kolejnym przegrywały z teoretycznie słabszymi. Wszystko mogło się ułożyć zupełnie inaczej. Ale nie ma co szukać dziury w całym, bo uzyskaliśmy cel, jakim było wygranie imprezy. Oczywiście, idealnie byłoby, gdybyśmy nie przegrali na sam koniec. Z Brytyjczykami nie zagraliśmy źle. Nasi hokeiści wiedzieli już, że uzyskali awans, ale widać było, że nie odpuścili. Głowy wytrzymały, kości trzeszczały. Trenerzy świetnie wykonali swoją robotę. Nie tylko przygotowali drużynę do trudów turnieju, ale też odpowiednio nastawili zawodników mentalnie.