W pewnych przypadkach umielibyśmy wykryć efekty – jeżeli zmodyfikowany mięsień uda będzie wytwarzać EPO, to prawdopodobnie ten produkt będzie się różnił od erytropoetyny wyprodukowanej przez nerki. Można też szukać wirusa, za pomocą którego wprowadzono do organizmu fragmenty DNA. Jednak podobne badanie wymagałoby biopsji, a dziś taka metoda pobierania próbek wydaje się niemożliwa. Choć trzeba pamiętać, że jeszcze 20 lat temu rutynowe pobieranie próbek krwi na potrzeby kontroli dopingu też wydawało się mrzonką.
Czy paszport biologiczny rozwiąże problemy?
Do tej pory stosowaliśmy kryteria wyznaczone dla całej populacji, teraz mamy podejście indywidualne – w efekcie kolejnych badań u danego sportowca wylicza się jego własne średnie wartości różnych parametrów i zapisuje w systemie komputerowym. Potem można szukać odchyleń wskazujących na korzystanie z dopingu. Do niedawna mieliśmy tylko paszport hematologiczny – dotyczący parametrów krwi. Od 1 stycznia 2014 roku WADA wprowadziła paszport steroidowy – tu w próbkach moczu monitoruje się wartości stężeń steroidów anaboliczno-androgennych, naturalnie produkowanych przez organizm. Znaczące ich zmiany mogą świadczyć o zastosowaniu dopingu.
Paszporty są już powszechne?
Czasem zależy to od światowej federacji – ze względu na specyfikę danej dyscypliny nie każda widzi taką potrzebę. Jednak sporty związane z wytrzymałością, które mają za sobą historię EPO i dopingu krwią, uczestniczą w programie. W tej chwili na świecie działa tylko kilka paneli ekspertów, które analizują dane z paszportów. Reszta – w tym także koledzy z Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie – jedynie dostarcza dane, czyli pobiera próbki umożliwiające tworzenie takich profili. Jednak wraz z Ministerstwem Sportu i Turystyki pracujemy nad stworzeniem polskiego panelu ekspertów.
Czyli polscy sportowcy mają już swoje paszporty?
Elita polskich sportowców zapewne tak. To ci, których obejmuje program whereabouts, wymagający od nich szczegółowego określania miejsca pobytu na wypadek niezapowiedzianej kontroli poza zawodami.
Whereabouts okazało się strzałem w dziesiątkę?
Doniesienia o dyskwalifikacjach za brak obecności w określonym miejscu i czasie pozwalają przypuszczać, że coś jest na rzeczy. To jeden z elementów systemu, choć z punktu widzenia zawodnika uciążliwy – oprócz dostarczania informacji o miejscach pobytu sportowiec musi rezerwować całą godzinę pomiędzy 6 a 22 na wypadek odwiedzin kontrolera. Nie może wtedy nigdzie wyjść.
Kolejny element poprawiania systemu to dłuższy okres przechowywania próbek. Dowiemy się z nich czegoś?
Od przyszłego roku próbki mogą być przechowywane nie przez osiem, lecz przez dziesięć lat. Osiem lat po igrzyskach w Atenach czworo sportowców utraciło medale na podstawie powtórnej analizy próbek moczu. Próbki krwi z igrzysk w Pekinie przebadano ponownie już pięć miesięcy po ich zakończeniu, bo koledzy ze Szwajcarii opracowali nową metodę wykrywania EPO trzeciej generacji. Piątce sportowców – w tym mistrzowi olimpijskiemu w biegu na 1500 m Rasheedowi Ramzi z Bahrajnu – udowodniono stosowanie preparatu CERA.
Kto decyduje o ponownym badaniu?
Właściciel próbki, czyli instytucja, która ją pobrała. ?Z wnioskiem może też wystąpić laboratorium, np. jeśli już od początku miało wątpliwości co do danej próbki. Nie ma jednak reguły mówiącej, kiedy to się dzieje – mamy ciągły postęp w badaniach. Dlatego czasem pojawiają się wpadki na starych lekach, które, wydawałoby się, już dawno wyszły z mody. To wynik doskonalszych metod wykrywania lub odkrycie nowych markerów, np. nieznanych wcześniej metabolitów takich substancji. Mieliśmy ostatnio dużo przypadków zażycia dehydrochlorometylo- testosteronu, czyli popularnego w czasach NRD oral-turinabolu. Może to powrót do łask tego środka, a może dziś trzeba go odstawiać dużo wcześniej niż kiedyś, by nie został wykryty podczas kontroli.
Wierzy pan w tłumaczenie sportowców o nieświadomym wzięciu dopingu?
Kiedy czytam, że sportowiec przerywa pobyt w wiosce olimpijskiej, aby u siebie w kraju przez tydzień przygotowywać się do kolejnego startu, a wkrótce potem ma pozytywny wynik testu na EPO, trudno mówić o przypadku. To raczej systematyczne, celowe działanie. Jednocześnie w 2011 i 2012 roku 30 procent stwierdzonych w Polsce wyników pozytywnych było efektem spożywania suplementów diety i odżywek, w których znalazły się zakazane substancje. Tu trudniej wyrokować, czy to celowe zażywanie skutecznych preparatów czy przypadkowy pozytywny wynik badań będący konsekwencją nierzetelności producenta. Cztery na siedem wpadek dopingowych w Soczi, w tym polskiego bobsleisty Daniela Zalewskiego, było najprawdopodobniej efektem stosowania zanieczyszczonych lub zafałszowanych odżywek bądź suplementów diety. To problem współczesnego sportu – w dobrej wierze przyjmujemy preparaty, które mogą wspomagać w sposób inny niż opisany na opakowaniu. Dopóki wiara w takie preparaty będzie rosła, takie przypadki mogą się powtarzać.
Czy skażone dopingiem są tylko niektóre sporty?
Media w ostatnich latach zajmowały się dopingiem głównie w kolarstwie szosowym, lekkoatletyce i biegach narciarskich. Tymczasem statystyki WADA z lat 2010–2011 wskazywały, że największy problem z niedozwolonym wspomaganiem miały w tym okresie podnoszenie ciężarów, golf (!), koszykówka, hokej na lodzie, wreszcie kolarstwo. Zdaję sobie sprawę, że głównym czynnikiem determinującym zainteresowanie mediów jest kaliber przyłapanych zawodników.
Tu kolarstwo bije resztę na głowę, bo wpadają kolejni mistrzowie Tour de France.
Jednocześnie kolarstwo było kołem napędowym walki z dopingiem. Tam najwcześniej udokumentowano przypadki śmiertelne. Pierwszym był być może Walijczyk Arthur Linton już w 1896 roku. W 1960 r. podczas olimpijskiego wyścigu drużynowego na 100 km zmarł Duńczyk Knut Jensen. W 1967 r. podczas Tour de France – Anglik Tom Simpson... Ocenia się, że w latach 80. XX wieku około 20 zgonów zawodowych kolarzy było spowodowanych bezpośrednio stosowaniem EPO. Afera podczas Tour de France 1998, która rozpoczęła się od znalezienia dużych ilości niedozwolonych środków u członków grupy Festina, doprowadziła do zwołania pierwszej światowej konferencji antydopingowej, podczas której zdecydowano o powołaniu WADA – wcześniej światową walką z dopingiem kierowała komisja medyczna MKOl. Dziś kolarze są wśród najsilniej kontrolowanych sportowców. Naiwnością byłoby twierdzenie, że doping w tej dyscyplinie został całkowicie wyeliminowany, ale równie daleki jestem od stwierdzenia, że walka z dopingiem jest tu nieskuteczna.
Można wygrać tę walkę?
Od 2003 roku – gdy WADA przejęła nadzór – liczba badanych próbek wzrosła ze 150 do niemal 280 tysięcy rocznie, ale odsetek wyników pozytywnych utrzymuje się na podobnym poziomie – ok. 2 procent. Jednak badania dotyczą tylko elity sportu. Im niżej schodzimy w hierarchii, tym kontrola jest mniej surowa, a czasem wcale jej nie ma.
To błąd?
Łatwo tak powiedzieć, patrząc z boku, jednak trzeba zdać sobie sprawę z kosztów takich badań i funkcjonowania całego systemu walki z dopingiem. Odpowiedzią jest edukacja. Rusza druga edycja akcji „Powiedz nie dopingowi", przedstawiciele Komisji do Zwalczania Dopingu w Sporcie jeżdżą po szkołach, imprezach sportowych, zgrupowaniach. Także my jesteśmy coraz częściej proszeni o prelekcje, aby uświadamiać młodych ludzi, że pytaniem właściwszym od „co brać" jest „jak trenować". Bo o tym, że amatorzy biorą niedozwolone w sporcie substancje, wiemy z badań ich próbek. Niestety, nie są to próbki pobrane podczas kontroli antydopingowej, ale w zakładach medycyny sądowej podczas sekcji zwłok.