Wysoka frekwencja i dobre wyniki na pewno wynagrodziły deszczową, wietrzną pogodę, która niemal przez całą sobotę nie chciała opuścić małego Gałkowa - malowniczo położonej między mazurskimi jeziorami wsi. Trzecia edycja MCI Maratonu Mazurskiego tradycyjnie odbyła się w Stadninie Koni Ferensteinów, należącej do Krzysztofa Ferensteina, jednego z najbardziej znanych zawodników polskiego jeździectwa w powojennej historii tej dyscypliny. A wszystko w pięknym sąsiedztwie Puszczy Piskiej.
Była olimpijka chciała wygrać
Dla zapalonych biegaczy była to na pewno znakomita odmiana od tradycyjnej nawierzchni, bo zdecydowana większa część trasy maratonu w Gałkowie i okolicach (42 km 195 m) przebiegała przez leśne drogi. Wyzwanie królewskiemu dystansowi rzuciło 254 zawodników i zawodniczek. Niemal od początku do końca na czele stawki biegł Kamil Sieracki (Brzoza Biega), którzy przebiegł trasę w czasie 2.33,09 s., co było nowym rekordem imprezy. Drugie miejsce przypadło Tomaszowi Orłowskiemu, trzecie Wiesławowi Sosnowskiemu. Wśród pań – również z rekordem – na metę pierwsza wbiegła Agnieszka Malinowska-Sypek (Entre.pl Team), jej czas to 3.19,32 s. Miejsca na podium przypadły również Beacie Pokrzywińskiej i Marcie Żabickiej.
Mniej wytrzymali wzięli udział w biegu na 10 km szlakiem rzeki Krutyni. Tam chętnych było aż 460. Wśród mężczyzn najlepszy czas – 34,38 s. - „wybiegał" Hubert Duklanowski (Duklanowski Team), a wśród kobiet Karolina Waśniewska (Radom – 42,01 s.). Druga była olimpijka, wielokrotna medalistka mistrzostw świata i Europy Anna Jesień. – Trochę szkoda tego pierwszego miejsca, bo wciąż mam w sobie sportową duszę i chciałabym wygrywać. Nie ma co jeszcze spoczywać na laurach. Trasa była bardzo dobrze przygotowana, chociaż pierwszy raz biegłam drogą szutrową, gdzie wokół jest las, jeziora. Biega się inaczej, klimat jest wyjątkowy, chociaż nie ma takiej adrenaliny jak przy zawodowym bieganiu – mówiła Jesień.
Było co pooglądać
Na starcie „dziesiątki" stanęła również Karolina Ferenstein-Kraśko, gospodarz zawodów. – Moją pierwszą dyscypliną, którą uprawiam, jest jeździectwo. Biegam jednak dla przyjemności, dla utrzymania formy, żeby później na zawodach jeździeckich być w dobrej dyspozycji – mówi „Rzeczpospolitej". - Ustalony przez nas limit zawodników został wykorzystany co do jednego. Zdawać by się mogło, że pogoda była mało łaskawa, ale dla biegaczy idealna, bo nie ma nic gorszego, niż temperatura ponad 30 stopni. Duża część trasy wiodła przez las, dlatego mocno nie wiało. Nasz bieg tym się różni od wielkich imprez miejskich, że jest na Mazurach, na terenach naturalnych i dzięki krajobrazom wszyscy zawodnicy wbiegając na linię mety mają uśmiechy od ucha do ucha. Nie ma chyba lepszej wizytówki.