Ostatnia runda na polu Pinehurst w Karolinie Północnej była pokazem żelaznych nerwów Kaymera. Nic nie zmieniło się w jego grze, gdy szczęście było już blisko – nadal świetnie puttował, grał pewnie, prosto, niemal bezbłędnie – co sam przyznał bez fałszywej skromności.
Mistrz ma 29 lat i, jak dość często przypomina się w Niemczech, przeszedł w tempie przyspieszonym drogę zdolnego europejskiego golfisty – od ligi Pro Golf Tour (dziś obecnej także w Polsce) przez cykl turniejów European Challenge Tour i European Tour do gry z najlepszymi w US PGA Tour, Pucharze Rydera i golfowym Wielkim Szlemie.
Nie jest zatem postacią nieznaną – wręcz przeciwnie, już w 2010 roku wygrał swój pierwszy turniej wielkoszlemowy (w golfie nieco częściej obowiązuje nazwa angielska: majors) – PGA Championships po pięknej dogrywce z Bubbą Watsonem. Był też wtedy przez parę tygodni numerem 1 w rankingu światowym.
Potem, w ciągłym dążeniu do perfekcji, zaczął wprowadzać poprawki do swego zamachu (swingu), skutek był taki, że rozregulował grę i zaczął spadać w klasyfikacji, wypadł nawet poza pierwszą pięćdziesiątkę (po ostatnich sukcesach jest 11.). Nie wygrał żadnego ważnego turnieju w sezonie 2012 i 2013. Błysnął tylko w Pucharze Rydera 2012, gdy zdobył punkt dla Europy wygrywając przełomowy mecz z Steve'em Strickerem na polu Medinah Country Club.
Forma wróciła w najlepszym czasie. W maju zwyciężył w USA w prestiżowym turnieju Players Championship na polu TPC Sawgrass (świetna runda otwarcia: 63 uderzenia). W czerwcu został pierwszym Niemcem, który zwyciężył w US Open, jego wielki starszy kolega Bernhard Langer był kiedyś dwukrotnie mistrzem Masters.